grudzień 03, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: USA

sobota, 13 sierpień 2022 21:18

Śpij, dziecinko, śpij

Stara kamienica to idealne miejsce do osadzenia akcji thrillera psychologicznego. Mury mogą skrywać wiele tajemnic z przeszłości; sekretów, które nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego. Jednak takie miejsca są niezwykle urokliwe i piękne, a przechadzając się po mieszkaniach czy klatce schodowej, można poczuć ducha minionych lat. Niektórzy marzą o mieszkaniu w starej kamienicy, tak jak i główna bohaterka książki „Spij, dziecino śpij” - Alicja. Kobieta kupuje mieszkanie i postanawia szybko je wykończyć, zanim na świat przyjdzie jej pociecha. Niestety, po przeprowadzce bohaterka zaczyna widzieć dziwne rzeczy, duchy, a do jej uszu dolatuje starodawna kołysanka. Alicja obawia się, że oszalała i szuka pomocy u psychologa. Okazuje się, że kobieta musi rozwikłać zagadkę z przeszłości.
 
Dobra fabuła to nie jest przepis na dobrą książkę. Niestety, aby powieść wciągnęła czytelnika, musi mieć w sobie coś więcej – ciekawie skonstruowanych bohaterów, dobry tekst i intrygująco poprowadzoną akcję. Osobiście jestem niezwykle uczulona na drugą z cech, którą wam wymieniłam. Nie cierpię sztucznych książek, które są pisane bardzo, ale to bardzo na siłę. I niestety, „Śpij, dziecinko, śpij" to właśnie taka opowieść. Chociaż zapowiadało się ciekawie, to już po pierwszych stronach miałam ochotę odłożyć książkę i do niej nie wracać. Jednak zaintrygowana byłam fabułą, zagadką z przeszłości (taki motyw działa na mnie jak najlepszy wabik!), ale im dalej w tekst, tym gorzej. Cała powieść okazała się niesamowicie sztuczna, trudna i nudna. Nie odczułam niemal żadnych emocji, a sceny, które miały wywołać ciarki na skórze i przyśpieszone bicie serca, były mdłe i nijakie. Spowodowały, że czułam się zażenowana
 
Również bohaterowie zostali nieodpowiednio skonstruowani. Wszyscy, nawet Alicja, są niesamowicie płascy i sztuczni. Ich rozmowy i dialogi nie mają w sobie nic rzeczywistego. Często autorka chce przekonać czytelnika do jakiejś zmiany w danej postaci jednym zdaniem, nie pokazując tego w zachowaniu. Nie nawiązałam bliższej relacji z żadną z postaci.
 
Gdy dobrnęłam do zakończenia, byłam zmęczona i wcale nie usatysfakcjonowana wydarzeniami rozgrywającymi się na ostatnich stronach. o. Bardzo nad tym ubolewam, bo „Śpij, dziecinko, śpij” Jolanty Bartoś to książka z ogromnym, ale zmarnowanym, potencjałem.
Dział: Książki
sobota, 13 sierpień 2022 11:12

Ostatnia misja Gwendy

Niezwykłe drewniane pudełko z kolorowymi przyciskami i maleńkimi dźwigienkami pojawiło się po raz pierwszy w życiu Gwendy, gdy ta była zaledwie nastolatką. Zmieniło jej życie, wywracając do góry nogami i obarczając ją wielką odpowiedzialnością. Teraz pojawiło się ponownie, a nam przyjdzie pożegnać się z bohaterką, z którą wielu czytelników z pewnością zdążyło się szczerze zżyć. 
 
"Ostatnia misja Gwendy" to trzeci tom, wieńczący trylogię, której głównymi bohaterami są na równi Gwendy, jak i wspomniane już pudełko. Od wydarzeń, jakie miały miejsce w poprzednich tomach, minęło kilka lat – jest rok 2026, a Gwendy, licząca już około sześćdziesiątki, jako senator Stanów Zjednoczonych wyrusza właśnie z misją w... kosmos. Brzmi nieco absurdalnie? Gdy poznamy szczegóły, już tak nie będzie. Historia przeklętego pudełka w końcu zmierza bowiem do końca i wszystko wskazuje na to, że będzie to koniec ostateczny. A może nie? 
 
Podobnie jak poprzednie części, tak i ostatnia jest krótka, a jej lektura nie zajmuje wiele czasu. Wszystkie tomy to bardziej rozbudowane opowiadania niż długie powieści, do jakich wielokrotnie miał okazję przyzwyczaić nas Stephen King. Podobnie też jak w przypadku "Magicznego piórka Gwendy", tak i "Ostatnia misja..." nie jest typową powieścią grozy. Pojawiają się w niej elementy mroczne i wywołujące w głównej bohaterce, więcej tu jednak nostalgii i refleksji. Towarzyszymy Gwendy w misji straceńczej i to nie tylko ze względu na miejsce, gdzie musi się ona odbyć, lecz również - a może przede wszystkim – ze względu na pogłębiające się problemy zdrowotne, przez które pełna energii kobieta, staje się zaledwie cieniem dawnej siebie.
 
Cieszę się, że do pracy nad historią pudełka powrócił Stephen King (pierwszy tom trylogii powstał jako efekt współpracy Kinga i Richarda Chizmara, ale drugi napisał on już samodzielnie, Mistrz już się w nim nie udzielał). Smaczkiem dla fanów amerykańskiego króla grozy będą zaskakujące odniesienia do opus magnum jego twórczości, czyli "Mrocznej Wieży". Innym smakowitym kąskiem mogą okazać się nawiązania do współczesnej sytuacji i epidemii koronawirusa, przez które lektura wydaje się jeszcze bardziej aktualna i na czasie. 
 
Wprawdzie z trylogii najlepiej wspominam pierwszy tom, który wywołał we mnie najwięcej emocji i wzbudził ogrom niepokoju, ale uważam, że "Ostatnia misja Gwendy" to dobre zwieńczenie całej opowieści. Jeśli czytaliście poprzednie tomy, z pewnością nie będziecie rozczarowani.
Dział: Książki
niedziela, 12 czerwiec 2022 23:47

Zapowiedź: Duchy Nocy Kupały

Opowieść o duchach, upiorach, wiedźmakach i demonach pod patronatem Secretum.

Antologii patronują obrzędy nocy świętojańskiej zwanej też kupałą. Część pierwszą stanowią opowiadania polskich autorów: Romana Zmorskiego, Jana Barszczewskiego oraz Zygmunta Krasińskiego. Duchy i demony, wiedźmy i wiedźmaki, leśniaki i rusałki przewijają się w opowieściach rozgrywających się od Pomorza, Mazowsza i Śląska po Białoruś.

Dział: Patronaty
czwartek, 02 czerwiec 2022 14:51

Wizje

 
Ile razy zdarzyło Wam się sięgnąć po książkę, której opis sugerował, że będzie świetna, ale nic z tego nie wyszło? Tak samo bywa ze zwiastunami filmów, a w kinie okazuje się, że to kompletna klapa. "Wizje" Anny Krystaszek zapowiadały się przerażająco, emocjonująco i niebezpiecznie. Miałam pewne wyobrażenie co do tej historii. Czy autorka mnie rozczarowała? A może zatraciłam się w tej powieści? 

Ile razy zdarzyło Wam się zobaczyć opis książki i pomyśleć „muszę ją koniecznie przeczytać”? Mnie się zdarza to dość często, i w tym przypadku również tak było. Autorka obiecała mi jazdę bez trzymanki i mocny thriller z pogranicza horroru. A przynajmniej takie było moje wyobrażenie o "Wizjach". Lubię takie książki, a paczka od wydawnictwa Muza zawierała również teczkę ze zdjęciami. Mój umysł zaczął pracować na najwyższych obrotach, ponieważ uwielbiam tematyczne dodatki do egzemplarzy recenzenckich.  Przeczytałam prolog i miałam ciarki na plecach. Mocny i faktycznie przerażający. Zapowiadał się konkretny kawał dobrej literatury. Ale później coś się zmieniło. I żałuję, że muszę to napisać, ale niestety na niekorzyść. Choć sama historia jest dobra i uważam, że autorka miała interesujący pomysł, to trochę zawiodło mnie wykonanie. Tym razem nie przemówiła do mnie narracja pierwszoosobowa, co się rzadko zdarza, ponieważ wolę ją od narratora w trzeciej osobie. Ciekawą informacją jest również to, że książka jest kryminałem, a ja, sięgając po nią, byłam przekonana, że będę czytała thriller. Jak widać, pozory mylą. 

Książka nie jest długa, ma 320 stron, dużą czcionkę, a tekst czyta się dość szybko. Wciąga, nie mogę powiedzieć, że nie. Nawet bardzo wciąga i muszę przyznać, że miałam problem z jej odłożeniem. Ciekawiło mnie, kto zabija, i choć łatwo jest odgadnąć tożsamość mordercy, to na samym końcu autorka przygotowała dla czytelnika niespodziankę. Byłam zaskoczona, ale i usatysfakcjonowana całą historią, a najbardziej zakończeniem. Choć niektóre momenty są trochę naciągane i mało prawdopodobne, to przecież jest fikcja literacka, więc można przymknąć na to oko. Więc o co mi chodzi? Czemu cały czas mam mieszane uczucia co do tekstu? Chciałabym przeczytać "Wizje" jeszcze raz, ale z narracją trzecioosobową. Może to uratowałoby całość i mogłabym powiedzieć, że jestem zadowolona w 100%. Nie potrafiłam wczuć się w postacie, ponieważ rozdziały, w których opowiadają o sobie, są według mnie sztucznie napisane. Kiedy czytałam rozdział pisany z męskiej perspektywy, czy to doktora ze szpitala psychiatrycznego, czy policjanta, który tę sprawę prowadził, to czułam w tym wszystkim kobietę. Od razu widać po stylu, że książkę napisała kobieta i całość jest opowiedziana przez nią, mimo tego, że bohaterami są mężczyźni. Autorka nie wczuła się w konkretną postać, tylko napisała wszystko jednym stylem, „na jedno kopyto”. Miałam wrażenie, że to ona czyta mi książkę, co mi się nie podobało. Dlatego wolałabym innego narratora. Może wtedy klimat tej powieści byłby lepszy. Czasami tak się zdarza i to nie jest pierwsza książka, w której narracja mi nie odpowiada. Ale poza tym lekturę uważam za udaną, ponieważ, mimo słabego wykonania, pomysł mnie zaciekawił. Na pewno na plus działa okładka. Grafik się postarał i wielkie brawa dla niego. 

Chciałabym przeczytać inną książkę autorki i tak sobie teraz myślę, że gdyby główną bohaterką była kobieta, i historia byłaby przez nią opowiadana, to mogłoby być ciekawie. Anna Krystaszek ma typowo kobiecy styl opowiadania, więc taka książka prawdopodobnie bardziej by mi się podobała. Ale skoro bohaterem jest mężczyzna, to musi być inny narrator. Takie jest moje zdanie. 
Dział: Książki

Atak na stację orbitalną Glenlyonu jest zbyt potężny, by Rob Geary mógł odeprzeć go z pomocą jedynego pozostałego niszczyciela. Oddziały piechoty kosmicznej pod dowództwem Mele Darcy muszą odpierać kolejne fale ataków podczas gdy genialna hakerka usiłuje włamać się do systemów nieprzyjaciela, aby dać ostatniemu glenlyońskiemu okrętowi wojennemu jakąkolwiek szansę na walkę.

Dział: Patronaty
środa, 06 kwiecień 2022 14:25

Zapowiedź: Płoń dla mnie

 

Książki Ilony Andrews gwarantują rewelacyjną lekturę.“

Patricia Briggs, #1 New York Times bestselling author

 

“Jedno z najwspanialszych piór w urban fantasy… Ilona Andrews to wszystko co najlepsze w gatunku“

Jeaniene Frost, New York Times bestselling author

 

“Andrews to po prostu "must read" bez względu na wszystko!“

Romantic Times

 

"Jeśli jest jakikolwiek autor, który definiuje Urban Fantasy, to jest nim Ilona Andrews. “

Fresh Fiction

Dział: Książki
czwartek, 17 marzec 2022 11:29

Frigiel i Fluffy. Upadły bóg

Dziesiąty zeszyt przygód nietypowej minecraftowej pary: człowieka Frigiela i jego wiernego psa Fluffiego oraz ich przyjaciół właśnie trafia w ręce czytelników. Poprzedni skończył się dość dwuznacznie. Lanniel zostało odzyskane, mieszkańcy uwolnieni, ale nie udało się odzyskać pradawnej magicznej tablicy. Dziadek Frigiela wskazuje nawet, że gdzieś czai się znacznie większe zło. Okazuje się, że opanowanie Lanniel było tylko częścią planu Landarusa, by zniszczyć wszystko. W tej walce pomóc może tylko wuj chłopca, który niestety trafił do więzienia. Dzieciaki muszą więc ruszać na poszukiwania.

Tym razem bohaterowie minecraftowego komiksu będą musieli zmierzyć się nie tylko z podróżą i licznymi pułapkami podczas wędrówki, ale także z pradawnym potworem, rodem z powieści Lovecrafta. Niczym w filmach z Indianą Jonesem przyjdzie im podążać do starożytnej piramidy, jednak nie skarb będzie tu celem, a uratowanie świata. Dość poważnie jak na komiks dla dzieci. Na szczęście nie znajdziemy tu krwawych scen, więc nie ma się o co martwić. To nadal komiks na poziomie młodszego czytelnika.

Na uwagę zasługuje grafika. Zauważalnie jest tu mniej kanciastej, minecraftowej maniery na rzecz bardziej delikatnych kresek czy też mimiki twarzy u bohaterów. To coś, co jednym się spodoba, a inni, choćby zagorzali fani Minecrafta mogą mieć z tym problem. Powstaje bowiem komiks, który aż za mocno odstaje od świata gry. Mimo wszystko uważam, że stylizacja graficzna wykonana przez Minte jest dobrana bardzo dobrze.

Autor kończy historię w dość dwuznaczny sposób. Z jednej strony otrzymujemy panele z informacją, że przygoda się nie kończy. Z drugiej: napis „koniec”, gdzie poprzednie tomy miały wzmiankę o ciągu dalszym. Czyżby miała to być ostatnia przygoda komiksowa Frigiela i Fluffiego?

Dział: Komiksy
poniedziałek, 21 luty 2022 12:50

Moonfall

 
„Jaki plan? Ocalić Księżyc, ocalić Ziemię.”
 
Jest coś w katastroficznych klimatach na dużym ekranie, że przyjemnie z mężem w nie wchodzimy, zwłaszcza jak przyczyny zagrożenia płyną z kosmosu. Dlatego z ciekawością wybraliśmy się na „Moonfall”, film wyreżyserowany przez Rolanda Emmericha („Uniwersalny żołnierz”, „Gwiezdne wrota”, „Dzień Niepodległości”, „Godzilla”, „Pojutrze”, „2012”). Tytuł natychmiast zdradzał, że tym razem w roli winnego obsadzony został Księżyc. Coś złego działo się z naturalnym satelitą Ziemi. Jak to zwykle bywało w tego typu produkcjach, początkowo nikt, z małym szaleńczym wyjątkiem, nie brał pod uwagę makabrycznego scenariusza zdarzeń.
 
Potem okazało się, że trzeba było postawić dosłownie wszystko na ratowanie naszej planety. Do akcji wkroczyli odmieńcy, ryzykanci, odrzuceni i zlekceważeni, gdyż standardowo, tylko w takich jednostkach drzemał wystarczający potencjał odwagi i determinacji. Przemierzali kosmiczną ścieżkę superbohaterów, nie z tytułu obdarzenia wyjątkowymi mocami, ale charakteryzowania się silnym poczuciem konieczności wypełnienia misji. Spodobało się nam wprowadzenie do zaplecza życiowych doświadczeń kluczowych postaci, sprawne i szybkie przedstawienie ich przeszłości, podkręcenie skrajnych emocji. Podczas odkrywania zagrożeń ze strony tego, co makabrycznie przytrafiało się Księżycowi, a w konsekwencji Ziemi, stawiali wszystko na jedną kartę.
 
Film nie patrzył na naukowe podstawy, wojskowe możliwości, psychologiczne uzasadnienia. Nie miało to być dzieło, które trzymało się sztywnych i ograniczających w fantazjowaniu ram. Niemal na każdym kroku wyłapywaliśmy niekonsekwencje, absurdalności, spłycenia, uproszczenia, łatwe następstwa, powielone wzorce. Jednak właśnie w takiej lekkiej i niezobowiązującej konwencji film miał dostarczyć luźną rozrywkę. Coś na kształt pastiszu stylu rozpaczliwej walki o świat, zabawy z dużym przymrużeniem oka, dwugodzinnego resetu od zwykłej codzienności. Postawiono na wiele efektów specjalnych, ekscytujących ujęć i spektakularnej demolki. Stworzono bogatą mieszankę nawiązań do różnych, mniej lub bardziej znanych, lub udanych, filmów SF. Można było powiedzieć, ale to już było. Inna sprawa, podano w szalenie uproszczonej formie. Współczesne komercyjne filmy coraz bardziej umniejszają inteligencję i wyobraźnię widza.
 
Wszystko wsparte dobrze dobraną ścieżką dźwiękową, niezbyt wymagającą, ale wystarczającą. Jeśli chodzi o grę aktorską, to najbardziej przekonująco wypadł John Bradley jako KC Houseman, miłośnik teorii spiskowych. Przyciągał komiczną kreacją, humorystycznym ubarwianiem scen i puentowaniem sytuacji. Oscarowa Halle Berry nie imponowała, ogólnie rzecz biorąc postać Jocindy Fowler, pracownicy NASA wysokiego szczebla, nie wykraczała poza schemat tego typu portretów. A Patrick Wilson nadał Brianowi Harperowi, byłemu astronaucie, charakterystycznego pazura. Fabułą film nie wykraczał poza ratunkową kosmiczną misję i widowiskowe zdarzenia na Ziemi. Natomiast pozytywnie zaskoczył odpowiedziami, co stało się z Księżycem, dlaczego wszedł na kurs kolizyjny z Ziemią, co skrywało jego wnętrze, jakie pojawiły się konsekwencje dla ludzkości.
 
 
Dział: Filmy
niedziela, 13 luty 2022 14:33

Outpost 2

 

"Są takie żmije, którym odrąbiesz głowę, a ta nawet martwa może jeszcze ukąsić i wstrzyknąć jad."

Poprzednia odsłona "Outpost" wywołała bardzo dobre wrażenie, kolejna "Outpost 2" również dostarczyła sporo rozrywki czytelniczej. Byłam pod wrażeniem wytwarzania intrygującego klimat niepewności, zagrożenia i katastrofy, wplecenia elementów horroru i sensacji. Dmitry Glukhovsky swobodnie miksował trendami gatunków, dzięki czemu nie wiedziałam, w jakiej atmosferze w danym momencie będę się poruszać. Podobnie było ze scenariuszami losów bohaterów, jeden zaskakujący splot okoliczności, nagłe odwrócenie sytuacji, niespodziewane uderzenie, potrafiły wszystko zmienić. I to zdecydowanie przemawia na plus historii. Kolejny pozytywny aspekt wiązał się z postapokaliptyczną wizją Rosji, prowadzoną sugestywnie i z wyczuciem. Co więcej, złożoną z wielu warstw, przeszłych i współczesnych odniesień, wygórowanych ambicji i rzeczywistych realiów. Rosja sama dla siebie stanowiła zagrożenie, ale też wyraziście wyczuwało się jej negatywny wpływ na losy świata.

Autor podsuwał tematy do rozważań, zachęcał do przemyśleń odnośnie kondycji rosyjskiego państwa. Wyciągał wciąż drzemiące w narodzie marzenia o potędze, której wszyscy powinni się bać, pragnienia części społeczeństwa bycia zjednoczonym pod silną ręką z cechami caratu i cesarstwa. Rewelacyjnie ukazał zderzenie tego, co w ścisłych kręgach Moskwy (tym silniejszych i bogatszych, a przy tym bardziej frasobliwych i lekkomyślnych, im bliżej centrum miasta) z jej rubieżami (zaniedbanymi i zapomnianymi, biednymi i surowymi, traktowanymi jedynie jako bufor bezpieczeństwa przed inwazją zła). Nikt nie śmiał się buntować wobec narzuconemu porządkowi, przynajmniej w oficjalnej wersji, w obawie przed zdradliwym donosem sąsiada, pochlebcami aparatu państwowego, drastycznymi represjami ze strony służb bezpieczeństwa. Skąd my to znamy? W Jarosławiu, kiedyś ważnym węźle kolejowym, teraz najdalej wysuniętym miejscu na peryferiach Moskowii, ufortyfikowanym posterunku, coś zdecydowanie poszło nie tak, jak powinno. Lisicyn Jura zostaje wysłany z setką żołnierzy, aby sprawdzić, co tam się stało, dlaczego trwała cisza mieszkańców pierwszej zapory przed czymś niezidentyfikowanym.

W powieść wgryzałam się mając na uwadze mroczny klimat,  wypływające przesłania, wyrazistych bohaterów i zajmującą intrygę. Nie ma jednej kluczowej postaci, w zamian kilka wiodących. Nie miałam pewności, czy długo będą towarzyszyć w czytelniczej przygodzie, jakie barwy będą do nich przyrastać, dokąd mnie zaprowadzą. Obserwowałam to, co działo się w Moskwie, jakim presjom poddawane były symbole rosyjskiej kultury wobec braku telewizji i internetu, a także podróżowałam śladami spustoszenia i walki o przetrwanie. Narracja przyjemna, miękko w nią wchodziłam, wygodnie płynęłam nurtem. Zgrabnie dostosowała się do potrzeb odbiorcy. Niekiedy akcja zastygała w mało wciągających scenach, ale żadna nie została bezpodstawnie włączona do fabuły, dawała uzasadnienie lub nadawała koloryt. Finalna odsłona w pełni usatysfakcjonowała, wpasowała się w ciąg trudnych indywidualnych decyzji i wyzwań. Jej wydźwięk długo jeszcze rozbrzmiewał w myślach. Zanim sięgnie się po powieść, warto poznać jej poprzedniczkę.

Dział: Książki
wtorek, 08 luty 2022 14:24

Uczeń kuglarza

 "Co dzisiaj dowiedzione, kiedyś było wyobrażone." William Blake

Seria, która zdecydowanie ma w sobie coś, co sprawia, że chętnie się w niej zanurzamy. Przyciąga nie tylko sugestywnie odmalowanym klimatem przygody, obracającej się w sferze fantastyki, ale również misternie utkaną intrygą, a także bogactwem frapujących postaci. Skierowana do młodzieży, zawiera wiele cennych treści, materiałów do refleksji i kierunków do przemyśleń. Traktuje czytelnika jako partnera do rozmyślań, a nie biernego odbiorcę fabuły. Co prawda, w drugim tomie Anniina Mikama stawia bardziej na przygodę w sensacyjnych i kryminalnych barwach niż na rozmyślania, ale i tak podsuwa sporo inspiracji do rozważań. Ponadto, cofając się w czasie w stosunku do pierwszego tomu ("Magik i złodziejka"), zgrabnie i przekonująco pogłębia poznaną wcześniej i obecnie przeżywaną historię. Zwroty akcji nie należą do gwałtownych, jednak noszą tak wyczekiwany potencjał zaskoczenia.

Autorka nie oszczędza bohaterów, wystawia na surowość losu, nakręcającą się spiralę błędów, konfrontację z nikczemnością. Dynamiczna walka, często zmieniająca strony wygranych, toczy się o coś więcej niż prawdę i sprawiedliwość, dotyczy przyszłości ludzkiej cywilizacji. Mikama popycha uczestników zdarzeń do chwytania istoty życia, znaczenia duszy, definicji tożsamości i interpretacji inteligencji. Zestawia człowieka i jego wytwór, samouczącą się maszynę, która dąży do naśladownictwa twórcy, marzy, pragnie i wyraża wątpliwości. Sztuczny twór, który zdobywa własną świadomość, przenikliwość i pojętność, przeciwstawia się przyporządkowanej mu roli i definiuje egzystencję na własnych zasadach. Przez powieść przebijają różnorodne brzmienia emocji, od zimnych i ponurych, bolesnych i dokuczliwych, do ciepłych i wesołych, zabawnych i szczęśliwych. A gdzieś pomiędzy słychać nuty empatii, zrozumienia, szacunku i akceptacji.

Jestem pod wrażeniem, jak zgrabnie miesza się magia i zwyczajność w konfrontacji dobra ze złem. W środku kamiennych serc można natknąć się na życzliwość, którą w centrum dobra podają w wątpliwości. Postaci zyskują na otoczce osobowości, głębszej konstrukcji i wyrazistych szkieletach. Narracja przyjazna i przyjemna, wzbogacona lekkim dowcipem, swobodnie niesie po intrydze i przyciąga atmosferą Krakowa końca lat trzydziestych dziewiętnastego wieku. Rozpala żar tajemnic, koloryt sekretów i zawiłości okoliczności. Przeżywamy wczesną młodość Wiktora Worowskiego, bolesne doświadczenia związane ze śmiercią brata i własnym kalectwem. Dowiadujemy się, jak zdobył tytuł profesora. Poznajemy początki obecności Toma na Ziemi, jak na nią trafił i jakie konsekwencje zdarzeń wywołał. Zaprzyjaźniamy się z rezolutną Zosią Winkelmann, towarzyszką przygód Wiktora, i z Sewerynem Królem, włóczęgą o wielu obliczach. Rozszyfrujemy Maksymiliana Gardzińskiego, bogatego uczonego o reputacji dziwaka, oraz zbliżamy się do jego siedemnastoletniego syna Rufusa, targanego rozterkami.

Dział: Książki