lipiec 19, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Sci fi

sobota, 05 lipiec 2025 21:34

Zapowiedź: Przedwieczni

Niesamowita współczesna interpretacja postaci Przedwiecznych, stworzonych w 1976 roku przez samego Jacka Kirby’ego! 

Jaki sens ma niekończąca się walka? Przez miliony lat nieśmiertelni Przedwieczni w tajemnicy strzegli Ziemi przed demonicznymi Dewiantami, a ich odwieczna wojna odbijała się echem w naszych mitach i koszmarach. Dziś jednak muszą stawić czoło czemuś zupełnie nowemu – zmianie! Jeden z Przedwiecznych został zamordowany i tym razem może nie powrócić. Szukając winnego, Thena, Sersi i inni będą musieli zmierzyć się nie tylko z wrogiem zewnętrznym, ale i z prawdą o sobie samych… która obróci ich świat w popiół. Czy zdołają się odrodzić? Czy zmiana oznacza koniec Przedwiecznych… czy ich nowy początek? 
 
Scenariusz tego komiksu napisał Kieron Gillen – autor wielu cenionych serii (takich jak „Die”, „Phonogram”, „Raz i na zawsze” czy „The Wicked + The Divine”), znany z tego, że często łączy w swojej twórczości elementy popkultury, historii, mitologii i filozofii. Rysunki stworzyli Esad Ribić („Thor Gromowładny”) i Guiu Vilanova („Conan”, „Venom”). 
 
Album zawiera materiały opublikowane pierwotnie w zeszytach „Eternals” #1–12, „Eternals: Celestia” #1, „Eternals: Thanos Rises” #1 i „Eternals: The Heretic” #1. 
 
Wydawca: Egmont
Liczba stron: 372
Data premiery: 27.08.2025
Dział: Komiksy

 

Nie wiem, kiedy to zleciało, ale przed nami już 28. tom legendarnej serii Kaczogrodu Carla Barksa. I chociaż do wielkiego finału zostały zaledwie dwa albumy, to już teraz w „Salonie piękności” czuć lekko pożegnalny klimat. To ostatnia część, w której Barks oprócz tego, że rysował swoje historie, to również samodzielnie pisał ich scenariusze. I choć widać już na tym etapie pewne zmęczenie materiału, nadal jest to pozycja obowiązkowa dla fanów kaczych przygód.

Co znajdziemy w tomie?

Tym razem w Kaczogrodzie dzieje się sporo, choć wszystko kręci się wokół dobrze znanych schematów. Donald próbuje swoich sił w nowym zawodzie — zakłada tytułowy salon piękności. Jak można się domyślić, nie obywa się bez katastrof, zwłaszcza że w grę wchodzą zaprawa murarska i… kaczki. Poza tym mamy klasyczną mieszankę: Sknerus jak zwykle walczy o swoje pieniądze, Bracia Be nie dają mu spokoju, a siostrzeńcy znów muszą ratować sytuację.

Wśród krótszych historii warto wspomnieć „Niezbyt sędziwego marynarza” — opowieść z mrugnięciem oka do literatury, inspirowaną poematem Samuela Taylora Coleridge’a. Fani przygód znajdą tu też wyprawę po skarb Marco Polo, spotkanie z kaczkami z kosmosu i nietypowy wyścig, w którym Donald dosiada mechanicznego konia z ryzykiem… wybuchu.

Moja opinia i przemyślenia

Nie da się ukryć — Barksa zjada tu już trochę rutyna. Fabuły są znajome, pomysły przewidywalne, a niektóre wątki dziś budzą lekkie zażenowanie. Motywy dotyczące urody i wyglądu bohaterek, stereotypowe przedstawienie egzotycznych postaci czy żarty z zazdrości Daisy momentami przypominają stereotypowego wujka z wąsem przy świątecznym stole — niby zabawne, ale człowiek się krzywi.

Z drugiej strony, Barks wciąż potrafi zaskoczyć. „Jeździec pustogłowy” to przykład, że autorowi nie brakowało jeszcze odrobiny szaleństwa i dystansu do własnych bohaterów. Historia o Braciach Be zdobywających wyższe wykształcenie? Kapitalny pomysł! Cieszy też fakt, że w tomie znalazły się komiksy, które wcześniej nie były publikowane po polsku.

Trochę niepokoi mnie jednak pewien klimat pożegnania. Wiedząc, że to ostatni album, w którym Barks rysuje samodzielnie, człowiek inaczej patrzy na każdą planszę, każdy kadr. To już naprawdę schyłek pewnej epoki w historii komiksu.

Podsumowanie

Salon piękności i inne historie z lat 1966–1967 to solidna porcja klasycznego Kaczogrodu, choć niepozbawiona słabszych momentów i zgrzytów wynikających z upływu czasu. Dla długoletnich fanów — pozycja obowiązkowa. Dla nowych czytelników? Może jednak warto zacząć od wcześniejszych, bardziej świeżych tomów. Niemniej to wciąż ten sam, ukochany świat kaczek, przygód, skarbów i pechowego Donalda, który zawsze jakoś daje radę. Nawet jeśli musi przy tym wywołać małą katastrofę.

Dział: Komiksy
środa, 25 czerwiec 2025 13:02

X-Men. Punkty zwrotne. Pieśń egzekutora

 

Marvel lat 90.? Wiadomo. Neonowe kostiumy, rozbuchane muskuły, fabuły z kategorii „wszystko naraz” i rysunki, które dziś budzą mieszane uczucia — od czystej nostalgii po lekkie zażenowanie. Ale trzeba przyznać jedno — wtedy X-Men byli na ustach wszystkich. I właśnie z tamtych czasów powraca jeden z najgłośniejszych crossoverów mutantów, czyli „Pieśń Egzekutora”, wydany teraz w ramach serii Punkty zwrotne.

Wydaje się, że życie mutantów powoli się układa. Profesor Xavier przygotowuje się do publicznego wystąpienia, relacje między Scott’em a Jean zaczynają się prostować, nawet Wolverine jakby mniej sarkastyczny (chwilowo). Ale… no właśnie — zawsze jest jakieś „ale”. W centrum wydarzeń pojawia się zamachowiec, który wygląda jak Cable. Padają strzały, a Profesor X walczy o życie. Sytuacja błyskawicznie wymyka się spod kontroli. X-Men, X-Factor i X-Force ruszają do akcji — tylko że zamiast współpracować, zaczynają… walczyć ze sobą.

Na scenę wkraczają starzy znajomi i nowi wrogowie: Apocalypse, jego Jeźdźcy, tajemniczy Stryfe i cała masa mutantów z własnymi planami i rachunkami do wyrównania. Akcja pędzi przez całą planetę, zahaczając nawet o Księżyc. Tajemnice się mnożą, tożsamości plączą, a los mutantów po raz kolejny wisi na włosku.

Nie będę udawał — „Pieśń Egzekutora” to komiks, który jest jak solidna porcja comfort food dla fanów mutantów. Nie wszystko tu działa, fabularnie momentami zalatuje klasycznym „za dużo wszystkiego”, ale… właśnie w tym tkwi urok tego tomu.

Zaczynając od plusów — rysunki. Andy Kubert, Jae Lee, Greg Capullo — to ekipa, która w tamtym czasie wyznaczała styl Marvela. Kreska jest dynamiczna, pełna charakterystycznych póz, przerysowanych emocji i wybuchowych scen walki. Szczególnie Jae Lee ze swoim mroczniejszym, bardziej graficznym stylem potrafi przyciągnąć wzrok — choć, jak ktoś nie przepada za takim klimatem, to na dłuższą metę może być ciężko.

Fabuła? Klasyka lat 90. — jest zamach, są porwania, jest wielka tajemnica tożsamości, obowiązkowa drama rodzinna Cable’a, a w tle niepokojące niedopowiedzenia dotyczące przyszłości mutantów. Akcja gna do przodu, postaci jest masa, każdy dostaje swoje pięć minut. Czy to przesadzone? Trochę tak. Czy czyta się to z przyjemnością? Zdecydowanie.

Cieszy też obecność Apocalypse’a i jego ludzi — bez nich żaden większy konflikt mutantów nie byłby kompletny. No i Stryfe, którego motywacje i działania stanowią sedno całej intrygi — chociaż nie każdy fan kupi jego dramatyczne rozterki, ale hej, taki klimat.

Z minusów? Jeśli nie znacie dobrze mutantów i nie ogarniacie kto jest kim — możecie się pogubić. To nie jest komiks, który tłumaczy wszystko od początku. Wchodzicie w środek wielkiej intrygi i albo płyniecie z prądem, albo toniecie. Ale dla fanów X-Men to jak powrót do starego, chaotycznego, ale swojskiego domu.

„X-Men. Punkty zwrotne. Pieśń Egzekutora” to sentymentalna podróż do czasów, kiedy komiksy o mutantach były wybuchowe, przerysowane, momentami nieco absurdalne, ale za to cholernie wciągające. To klasyk dla tych, którzy lubią stare, dobre drużynowe superhero, z domieszką dramatów, kosmicznych tajemnic i niekończących się zwrotów akcji.

Nie jest to lektura, która zmieni wasze spojrzenie na mutantów. Ale jeśli lubicie klasykę z lat 90., podrasowaną rysunkami Kuberta i spółki — sięgnijcie bez wahania. Czysta, mutantowa rozrywka z obowiązkową dawką nostalgii.

Dział: Komiksy

 

 

Wielkimi krokami zbliżamy się do końca legendarnej serii Kaczogród, a ja już teraz czuję, że będzie mi jej brakowało. Na szczęście wydawnictwo Egmont nie zwalnia tempa i serwuje nam kolejny, 27. tom kolekcji, czyli „Atak robotów i inne historie z lat 1964–1966”. To komiksowy wehikuł czasu. Przenosimy się do lat 60., gdy Carl Barks wciąż regularnie pisał i rysował przygody kaczej rodziny. I jak zwykle jest to podróż pełna przygód, humoru i klasycznego uroku.

O czym jest ten tom?

W albumie znajdziemy aż siedem dłuższych historii, każda licząca ponad 20 stron, oraz kilka krótkich „ten-pagerów” z Donaldem. Tytułowy Atak robotów to pełna akcji opowieść z Kaczogrodu, gdzie Bracia Be znowu próbują zamieszać w spokojnym życiu mieszkańców. Jest tu też gotycka atmosfera w komiksie Upiór w katedrze, w którym Carl Barks zgrabnie pokazuje swój talent do rysowania architektury.

Fani Sknerusa z pewnością najbardziej czekali na Nad rzeką Jukon – historię z niezwykłym klimatemk i przygodami, ale też ważną fabularnie, bo to właśnie tu zadebiutował Śliski Kręt – jeden z późniejszych antagonistów Sknerusa, doskonale znany z Życia i czasów Sknerusa McKwacza.

Nie zabrakło też podróży do bardziej egzotycznych miejsc. McKwacz z Arabii, Kaczory na safari, a nawet Bagna Zapomnienia, które pewnie kojarzą też polscy czytelnicy z dawnych wydań. Jako smaczek – Pociąg z miasta duchów, w którym pojawia się inny rywal Sknerusa – Twardogłowy McSkunks.

Moja opinia i przemyślenia

Carl Barks nigdy nie zawodzi. Każda historia, nawet jeśli z pozoru prosta, potrafi czymś zaskoczyć, rozbawić albo zachwycić pomysłowością. Tym, co lubię w Kaczogrodzie, jest też uniwersalność – można czytać te historie osobno, można „połknąć” cały tom na raz, można wrócić po miesiącach do ulubionych opowieści. No i ten sentyment. W końcu Carl Barks stworzył podstawy kaczej mitologii, z której potem garściami czerpali Don Rosa czy Kari Korhonen.

Graficznie – klasyka w najlepszym wydaniu. Styl Carla Barksa to prosta, ale przyjemna kreska, pełna detali i charakteru. To estetyka, która się nie starzeje, a twarda oprawa i jakość wydania tylko dodają temu albumowi uroku.

Podsumowanie

Atak robotów i inne historie z lat 1964–1966 to kolejny solidny kawałek kaczej historii i doskonała lektura na rodzinne wieczory, dla kolekcjonerów i dla tych, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z klasyką Disneya. Jeśli kochasz Sknerusa, Donalda, siostrzeńców i ten niepowtarzalny humor – nie musisz się wahać. To kawał dobrej, ponadczasowej rozrywki. A skoro do końca serii zostały już tylko trzy tomy, tym bardziej warto być na bieżąco!

Dział: Komiksy
wtorek, 24 czerwiec 2025 14:17

Rządy X. X-Men. Tom 2

 

X-Men w Nowym Jorku? Brzmi znajomo, ale nie dajcie się zwieść — to już nie te same czasy, co za klasycznych przygód mutantów. Krakoa rozkwita, świat patrzy na mutantów z mieszaniną strachu i fascynacji, a nasza ulubiona ekipa herosów próbuje ogarnąć ten bałagan… i przy okazji powstrzymać kilku bardzo dziwnych złoczyńców. Drugi tom „Rządów X” to powrót do bardziej klasycznej, ale wciąż solidnej rozrywki spod znaku X.

Po wydarzeniach z Hellfire Gala drużyna X-Men przenosi się do Nowego Jorku, żeby bronić mieszkańców, ale też — co nie mniej ważne — reprezentować mutantów jako nową, oficjalną superbohaterską ekipę. Cyclops, Marvel Girl, Rogue, Sunfire, Wolverine, Synch i Polaris — skład zróżnicowany, z potencjałem i starymi wyjadaczami w tle.

Na ich drodze staje Cordyceps Jones — przeciwnik, który wygląda jakby urwał się z sennego koszmaru fana kosmicznego horroru. Jest też Doktor Stasis z Orchis — geniusz z przerażającą wizją przyszłości. A jakby tego było mało, na scenę wchodzi Władca Koszmarów, gotowy rozgrzebać lęki, których nikt nie chciałby oglądać na jawie.

Nie ukrywam — po odejściu Hickmana miałem obawy. Jego wizja mutantów, Krakoa i całego tego nowego świata była świeża, odważna i… cholernie wysoko zawiesiła poprzeczkę. Gerry Duggan? Cóż, gość znany jest raczej z solidnego rzemiosła niż wybitnych rewolucji. Ale wiecie co? W tym przypadku to się sprawdza.

Drugi tom „Rządów X” jest może mniej eksperymentalny niż to, do czego przyzwyczaił nas Hickman, ale nadrabia to tempem, humorem i przyjemnym klimatem klasycznego komiksu superbohaterskiego. Duggan ma serce do tych postaci i to czuć — dialogi płyną, relacje między bohaterami wypadają naturalnie, a pojedynki i intrygi trzymają tempo.

Nie wszystko tu jest złotem — fabularnie to wciąż dość prosta rozgrywka z nieco dziwacznymi przeciwnikami. Cordyceps Jones wygląda tak, że ciężko brać go na poważnie, a Władca Koszmarów, choć klimatyczny, nie wnosi aż tak wiele świeżości. Ale… to nie przeszkadza. Bo ten tom czyta się z przyjemnością — bez zadęcia, bez zbędnego kombinowania, z poczuciem, że twórcy chcą po prostu dostarczyć dobrą, klasyczną zabawę w świecie mutantów.

Na ogromny plus zasługują rysunki. Pepe Larraz i Javier Pina to duet, który wizualnie podnosi tę historię o poziom wyżej. Dynamiczne kadry, świetne sceny akcji, a przy tym dopieszczone detale — dokładnie to, czego oczekuję od nowoczesnego komiksu o X-Menach.

„Rządy X. X-Men. Tom 2” to nie jest komiks, który zmieni wasze postrzeganie mutantów. To nie rewolucja w stylu Hickmana. Ale to porządna, szybka, lekko oldschoolowa przygoda z ekipą, którą — jeśli kochacie X-Menów — i tak chcecie zobaczyć w akcji.

Jeśli szukacie ambitnych eksperymentów narracyjnych — odpuśćcie. Ale jeśli macie ochotę na solidną porcję mutantów, dobrze napisaną drużynę i odrobinę tego specyficznego marvelowskiego humoru — sięgnijcie bez obaw.

Krakoa ma się dobrze. X-Men nie zwalniają. A fani? No cóż… na pewno nie będą się nudzić.

Dział: Komiksy
wtorek, 24 czerwiec 2025 14:05

Amazing Spider-Man. Spisek Kameleona

 

Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach… albo w maskach. Zwłaszcza jeśli nazywasz się Peter Parker, twoją siostrą jest tajna agentka, a na ogonie siedzi ci Kameleon — mistrz manipulacji i zmiany tożsamości. Brzmi jak przepis na kolejne kłopoty? O tak. I dokładnie to dostajemy w komiksie „Amazing Spider-Man. Spisek Kameleona”, czyli jednej z tych historii, które pokazują, że Spider-Man nie ma ani chwili na złapanie oddechu.

Tym razem fabuła toczy się dwutorowo i, jak to u Spencera bywa, jest tu i sensacja, i rodzinne dramaty, i… nieśmiertelni wrogowie.

Z jednej strony Wilson Fisk, czyli Kingpin, wykorzystuje Tablicę Linii Życia, by wskrzesić swojego syna — co skutecznie psuje jego układy z Normanem Osbornem. Z drugiej strony mamy Kameleona — dawnego przeciwnika, który znów wkracza do gry, a jego plany sięgają o wiele dalej niż kolejny przebieraniec na ulicach Nowego Jorku.

Peter Parker, chcąc nie chcąc, musi połączyć siły ze swoją siostrą Teresą, by powstrzymać nadciągający chaos. A przy okazji zmierzyć się z własnymi dylematami, powrotami z przeszłości (tak, Ned Leeds wraca), no i z prawdą, która — jak się okazuje — może być bardziej elastyczna niż pajęcza sieć.

Nie będę ukrywał — run Spencera nad Spider-Manem wywołuje u mnie mieszane uczucia. To trochę jak oglądanie starego, dobrze znanego serialu: niby lubisz bohaterów, niby coś się dzieje, ale gdzieś z tyłu głowy myślisz sobie „kurczę, to już było”.

Tak jest i tutaj. „Spisek Kameleona” nie zaskakuje fabularnie tak, jak bym tego oczekiwał. Jest poprawnie, jest dynamicznie, ale momentami czułem wtórność — jakby Spencer próbował sięgać po sprawdzone motywy i na siłę odświeżał to, co już znamy. I choć intryga Kameleona miała potencjał, to nie mogę oprzeć się wrażeniu, że została trochę zmarnowana. Zwłaszcza, że Kameleon to przeciwnik z ogromnym potencjałem — mistrz zmiany tożsamości, manipulacji, psychologicznej gry. I choć dostaje swoje pięć minut, to jednak… chciałoby się więcej.

Na szczęście rysunki ratują sytuację. Mark Bagley, Zé Carlos, Marcelo Ferreira, Carlos Gómez — każdy z nich wnosi do tego albumu coś swojego. Dzięki temu komiks wizualnie jest różnorodny, żywy i zwyczajnie dobrze się go ogląda. Bagley to klasa sama w sobie, a jego styl do Spider-Mana pasuje jak ulał.

Na plus zapisuję też relację Petera z siostrą Teresą. Ten duet, choć nietypowy, fajnie balansuje pomiędzy obowiązkiem a emocjami. Ich współpraca pokazuje, że nawet najbardziej poplątane rodzinne relacje mogą być siłą — albo kolejnym źródłem problemów.

„Amazing Spider-Man. Spisek Kameleona” to poprawny, ale nie przełomowy komiks z Pająkiem. Fani postaci znajdą tu znajome motywy, szybkie tempo i klasyczne pajęcze rozterki. Jest akcja, są powroty z przeszłości, trochę rodzinnych tajemnic i oczywiście — porcja klasycznego humoru Parkera.

Czy to najlepszy moment w historii Spider-Mana? Raczej nie. Czy to przyzwoita, wciągająca rozrywka dla tych, którzy kochają sieciarza? Jak najbardziej.

Jeśli lubisz dynamiczne historie z domieszką rodzinnych zawiłości, lub chcesz zobaczyć Kameleona w nowej odsłonie — sięgnij, ale nie nastawiaj się na komiks, który odmieni twoje spojrzenie na Marvela. To raczej solidna rozgrzewka przed większymi wydarzeniami, niż prawdziwa bomba fabularna.

Dział: Komiksy

"To nadal magia, nawet jeśli się odkryje, na czym polega".

Sir Terry Pratchett

Dział: Książki
piątek, 20 czerwiec 2025 13:46

Błogosławieństwo Niebios

 

Czasem trafia się książka, na którą się czeka latami. Dla wielu fanów chińskiego fantasy, „Błogosławieństwo niebios” było właśnie takim tytułem. Kiedy wreszcie pojawiło się polskie wydanie – i to tłumaczone bezpośrednio z języka oryginału! – emocje sięgnęły zenitu. Czy było warto czekać? Oj, było. Jednak zanim wzniesiemy się z bohaterami ku niebiosom (a potem z impetem z nich spadniemy), zapraszam Cię do świata pełnego magii, tajemnic i... rewelacyjnej chemii między postaciami.

O czym jest książka?

Głównym bohaterem jest Xie Lian, książę królestwa Xianle, który wniebowstępuje nie raz, nie dwa, ale... trzy razy. I tak samo często z niebios spada. To już samo w sobie zapowiada niezły chaos. Gdy po ośmiuset latach tułaczki pojawia się ponownie wśród bogów, jego obecność – delikatnie mówiąc – nie spotyka się z entuzjazmem.

Wkrótce trafia na ziemię, gdzie podczas Święta Duchów poznaje tajemniczego Sanlanga – pewnego siebie, nieco zuchwałego chłopaka, którego tożsamość owiana jest mgłą sekretów. Ich wspólna podróż obfituje w zagadki, paranormalne zjawiska i dziwne zbiegów okoliczności, które sugerują, że nic – i nikt – nie jest tym, czym się wydaje. To opowieść pełna duchów, demonów, bogów i... ciepła.

Moja opinia i przemyślenia

To książka, która wciąga jak wir. Jest lekka w formie, ale bogata w treści, które odkrywa się powoli – jak warstwy cebuli (albo masek, które noszą bohaterowie). Na pierwszy rzut oka fabuła może wydawać się prosta, a styl – zbyt potoczny. Jednak kiedy wiesz, że historia ma swoje korzenie na chińskim odpowiedniku Wattpada, wszystko zaczyna mieć sens. To nie ma być wysoka literatura – to ma być dobra zabawa. I tak właśnie jest.

Ogromnym plusem jest tłumaczenie bezpośrednio z języka chińskiego. Tak, bywa czasem surowe, nieco zbyt proste w brzmieniu – ale jest bliższe oryginałowi. A ja to bardzo doceniam. Czuć, że tekst nie został wygładzony pod gust zachodniego czytelnika. To uczciwe, momentami dziwaczne – ale przez to autentyczne.

Jeśli chodzi o wydanie – ilustracje wewnątrz książki to perełki. Motyle, rysunki postaci, ładne wklejki – aż chce się przystanąć i po prostu popatrzeć. Oczywiście nie mogło zabraknąć również barwionych brzegów. 

Postacie? Cudowne. Xie Lian, skrywający swoje traumy za uśmiechem i niegroźnym szaleństwem. Sanlang – tajemniczy, przebiegły, a przy tym pełen nieoczywistej troski. Chemia między nimi? Czuć ją już teraz, choć romantyczny wątek dopiero majaczy gdzieś na horyzoncie.

Podsumowanie

Błogosławieństwo niebios” to książka specyficzna – nie każdemu przypadnie do gustu. Jednak jeśli masz ochotę na coś innego, świeżego, z nutą absurdu, magii i emocji – daj jej szansę. To idealna lektura na wieczory, kiedy nie chcesz niczego zbyt ciężkiego, ale też nie masz ochoty czytać byle czego. Dla fanów xianxia – obowiązkowo. Dla wszystkich innych – być może zaskoczenie sezonu.

A ja? Czekam na kontynuację. Bo drugi tom tej historii zapowiada się jeszcze lepiej.

 

 

Dział: Książki
wtorek, 17 czerwiec 2025 00:00

Zapowiedź: Diabły

Europa spogląda w otchłań.

Szerzą się głód i zarazy, w każdym cieniu czają się potwory, a chciwi książęta są zainteresowani wyłącznie realizacją własnych ambicji. Jedno tylko jest pewne: elfy powrócą, a wtedy pożrą wszystkich.

Dział: Książki
niedziela, 08 czerwiec 2025 19:46

Patronat: Nowa wiosna. Koło czasu

Poznaj opowieść, która dała początek legendzie Smoka Odrodzonego.

Od trzech dni wokół zaśnieżonego wspaniałego miasta Tar Valon toczy się krwawa bitwa.

Dział: Patronaty