Rezultaty wyszukiwania dla: Michael Kalesniko
Iron Sky
„Iron Sky" to produkcja, po której nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać. Opinie znajomych były bardzo podzielone, co jeszcze bardziej zachęcało mnie do jej obejrzenia – czy to film z kategorii „tak zły, że aż dobry", czy raczej najgorsze nasienie kinematografii. Dopiero teraz, 3 lata po premierze, zdecydowałam się na sięgnięcie po niemiecko-fińsko-autralijską produkcję. Jakże było mi miło, gdy okazało się, że to czarna komedia science-fiction, która wcale a wcale nie jest poprawna politycznie.
Rok 2018. W Stanach Zjednoczonych trwa kolejna kampania prezydencka. Obecnie rządząca Pani Prezydent decyduje się nawet na kampanię na Księżycu. Posyła tam ekspedycję wraz z flagą promującą jej kandydaturę. Gdy jeden z astronautów James Johnson ( Christopher Kirby) przechodzi na ciemną stronę Księżyca okazuje się, że... żyją na niej naziści. W 1945 roku część z nich została wysłana w kosmos jako misja ostatniej szansy. Po ciemnej stronie Srebrnego Globu budują tajną bazę i przygotowują się na zemstę oraz powrót na Ziemię. Przybycie astronauty jest bodźcem do walki o błękitną planetę oraz wcielenie diabelskiego planu odzyskania władzy.
Wbrew moim pierwotnym obawom produkcji Timo Vuorensoli daleko do typowego filmu stworzonego na poważnie, który tylko przypadkiem wychodzi zabawny („tak zły, ża aż śmieszny"). „Iron Sky" powstał z założeniem, że ma być śmieszny i takim pozostał również na ekranie.
Fabularnie obraz pozostaje całkiem zaskakujący. Twórcy nie przestrzegają praw logiki czy zdrowego rozsądku. Sam pomysł na film jest już całkiem szalony, ale co więcej, podczas seansu okazuje się, że jest on całkowicie nieprzewidywalny. Przez cały czas jest bardzo zabawnie, bardzo absurdalnie i nieprawdopodobnie, dzięki czemu trudno domyśleć się, co będzie dalej, a także jakie będzie zakończenie.
„Iron Sky" to obraz kompletnie niepoprawny politycznie. Współczesna Ameryka jest właściwym tematem filmu, a nie – jakby mogło się pozornie wydawać – naziści oraz ich ideologia. Nie bez powodu centralnym tłem oraz elementem wyjścia została kampania prezydencka. Pani Prezydent sięgnie po wszelkie możliwe środki, aby tylko osiągnąć swój cel. Przybycie na Ziemię hitlerowców otwiera przed nią kolejne możliwości PR-owe (pojawia się tutaj cudowne zdanie Pani Prezydent mówiące o tym, że kto rozpoczął wojnę w czasie pierwszej kadencji, zostanie prezydentem także na drugą). Przecież nie liczy się ideologia czy droga do osiągnięcia celu – najważniejsza jest wygrana. Pewne hasła działają tak samo, bez względu na czasy, bez względu na to, kto się nimi posługuje. Prztyczkiem w nos zarówno dla USA, jak i dla międzynarodowych organizacji, są także sceny prezentujące obrady ONZ. Nikt nie przestrzega umów czy traktatów, które zostają zawierane w czasie pokoju. Gdy idzie walka o władzę, wszystkie chwyty dozwolone, nawet używanie broni masowej zagłady, a moralność jest tylko wyświechtanym frazesem.
Na Księżycu naziści, którzy wcale nie pamiętają wojny ani własnej planety, uczą nowe pokolenia ideologii hitlerowskiej. Akurat ich, tych, którzy pozostają na ciemnej stronie ziemskiego satelity, nie oceniamy, nie krytykujemy, bo nie prezentują się nam na ekranie jako źli ludzie. Doskonale wiemy, że wszyscy naziści są źli (oprócz jednej z bohaterek) i zawsze tacy będą. Jednak jak już wspomniałam – nie o nazistów tutaj chodzi, choć wybór takich bohaterów, tylko po to, aby stworzyć wrażenie filmu klasy Ź, może wydawać się dość kontrowersyjny.
„Iron Sky" jest filmem całkiem nieźle wizualnie skomponowanym, a przy tym należy się uznanie za... efekty specjalne. Wiem, co sobie pomyślicie. Że to produkcja bez dużego budżetu, że żaden blockbuster. Jednak statki kosmiczne czy sama prezentacja . Podobna rzecz ma się z kostiumami, a także z ogólną kolorystyką filmu, która ma dodatkowo podkreślać charakter danej postaci czy całościową atmosferę wśród grupy bohaterów.
Film Timo Vuorensoli nie ma zbyt dużo wspólnego z historią nazizmu czy ideologią faszystowską w ogóle. „Iron Sky" to krytyka Ameryki zaserwowana w nietypowy sposób, okraszona zarówno humorem, jak i przyzwoitą rozrywką wizualną. Do tej produkcji należy podejść z pewnym luzem, którego ona wymaga – mimo wszystko, czarny humor i szalone, nielogiczne pomysły fabularne nie są przyswajalne dla wszystkich.