Rezultaty wyszukiwania dla: Joel Kinnaman
Sekrety z przeszłości
„Ofiary traumy często pamiętają najmniejsze szczegóły. Innym razem tak często powtarzają w myślach zdarzenie, że wszystko im się miesza. Często próba przypomnienia sobie wszystkiego staje się sensem życia ofiary.”
Wystawiłabym filmowi lepszą notę, gdyż poruszał bardzo ciekawą tematykę winy, przebaczenia i sprawiedliwości, jednak od pierwszych scen miałam wrażenie nie tyle kopiowania, ile powtórzenia pomysłu na fabułę, kojarzę go z innych filmów i książek. Akcja w zasadzie łatwa do przewidzenia, choć w dwóch momentach nagłe zwroty niosły pierwiastek zaskoczenia, podtrzymywały dynamikę historii.
W teraźniejszość z impetem wkradła się ostra i bolesna przeszłość, odkrywane były przetwarzane przez lata zlepki wspomnień, upchnięte w najdalsze ciemne strefy pamięci, aby poradzić sobie z traumatycznymi przeżyciami. Towarzyszyły im usilne wyrzuty sumienia, poczucie wstydu i wstrętu do samego siebie. Wydawało się, że łatwo interpretować to, co wydarzyło się we wcześniejszym etapie życia. Emocje jednoznacznie opowiadały się po jednej ze stron, ale przy lukach w faktach trudno uzyskać pełną perspektywę. Łatwo o pomyłki i błędne osądy. Wymierzanie sprawiedliwości na własną rękę mogło stać się przyczyną kolejnej tragedii.
Lata sześćdziesiąte, przedmieścia Londynu, Maja i Lewis, doświadczeni przez wojnę w Europie, teraz wiodą szczęśliwe życie z synkiem. Niestety, nadszedł dzień, w którym spokój rodziny ulega załamaniu. Kobieta rozpoznaje, w mieszkającym w pobliżu Thomasie, swojego i siostry oprawcę z czasów wojny. W determinacji i afekcie decyduje się na porwanie sąsiada i próbuje wymusić na nim przyznanie się do winy. Liczy, że głośno wypowiedziana prawda zbliży ją do pogodzenia się z przeszłością i zamknie drzwi do dawnego koszmaru. Domniemany były nazista do niczego się nie przyznaje, wydarzenia zaczynają się gmatwać i intensyfikować, skomplikowane warunki roszady sił ulegają zmianie, w pewnym momencie dramat zahacza o thriller.
Podobała mi się scena, w której Maja po raz pierwszy wymierza broń w Thomasa. Noomi Rapace fenomenalnie ją odegrała, czułam prawdziwość i szczerość postaci. Jeśli zestawi się ją z ujęciem Lewisa przeżywającego podobną wewnętrzną walkę, opowieść nabiera drugiego wymiaru. Mocne i przekonujące przekazy, warto poświęcić im chwilę zadumy. Jak bardzo tajemnice niszczą duszę i wzmacniają wątpliwości. Do czego zdolny jest człowiek, by odzyskać godność? Jak gorzki smak ma zemsta? Dokąd nieujarzmiona doprowadza? Niektóre postawy bohaterów wymykały się logice, częściowe usprawiedliwienie to działanie w ekstremalnych warunkach. Średnio podeszła mi gra Joela Kinnamana, Chrisa Messiny jeszcze mniej, szkoda zmarnowania potencjału ról.
Trzy sekundy
„Pięć lat temu weszliśmy do baru... jacyś goście na motorach zaczęli mnie obrażać, więc Pete kazał im przestać. Zaczął się bić z trzema i tej nocy wspaniały ojciec stał się skazanym za morderstwo. Odtąd każdy, kto chce mi pomóc, tylko pogarsza sprawę”.
Jak tylko zapoznałam się z pierwszym tomem serii „Piet Hoffmann”, zatytułowanym „Trzy sekundy”, autorstwa Andersa Roslunda i Börge Hellströma, wiedziałam, że przy najbliższej okazji zabiorę się również za oglądanie ekranizacji. Zarówno książka, jak i film, rewelacyjnie odprężyły, dostałam wszystko, czego oczekiwałam po kryminalnej sensacji. Wkręcająca fabuła, szybka akcja, spektakularne efekty, umiejętnie wytworzona atmosfera niepokoju, a do tego super bohater, obdarzony wyjątkowymi umiejętnościami. Zdolny przeżyć nawet w najbardziej ekstremalnych warunkach mrocznej strony ludzkiej osobowości. Weteran wojenny, odznaczony medalami snajper, skazaniec, cierpiący na syndrom stresu pourazowego.
Po czterech latach odsiadki uwikłał się we współpracę z FBI. Niebezpieczna misja wykonywana na zlecenie rządu, powiązana z działalnością polskiej mafii, zamiast przynieść oczekiwaną wolność i bezpieczeństwo dla najbliższych, stała się źródłem nowych kłopotów i bezpośrednich gróźb. Tym razem Piet Hoffmann zmuszony został do działania pod przykrywką Pete'a Koslova, ale w Bill Hill, stanowym zakładzie karnym o zaostrzonym rygorze, z najbardziej okrutnymi i bezwzględnymi oprawcami. Jednak zdecydowanie coś poszło nie tak, wszystko zaczęło się sypać, sprzymierzeńcy zmienili się we wrogów, a nieprzyjaciele w koalicjantów. Czy udało się Pietowi zapewnić ochronę żonie i córce? Czy przetrwał w ekstremalnie wrogim środowisku?
Podobała mi się gra Joela Kinnamana, pokrywała się z zachowaniem książkowego pierwowzoru. Clive Owen idealnie spasowany z przydzieloną mu rolą. Nie zawiedli Rosamund Pike i Common. Ana de Armas pokazała się z dobrej strony, natomiast Eugene Lipinski zachwycił. Umiejętności reżyserskie Andrea Di Stefano spełniły wymagania, podobnie jak opracowanie scenariusza. Przełożenie powieści na wielki ekran z pewnością nie należało do łatwych, gdyż papierowa wersja charakteryzowała się specyficzną skandynawską atmosferą. Obyczajową otoczką, w której tak fantastycznie się odnalazłam. Z oczywistych względów film nie mógł jej w pełni wykorzystać, a szkoda. Większy nacisk postawiono na efektowny dynamizm i spektakularny dramatyzm.
Jak wspominałam, pojawił się silny polski akcent - mafia zajmująca się handlem narkotykami. Świetnie wykorzystano prawdziwy mocny język i akcent polskiej gangsterki. Można było zobaczyć grę Mateusza Kościukiewicza. Moim zdaniem, gdybym wcześniej nie czytała książki, mogłabym odebrać film jako opakowany w standardowe ramy sensacji. Kilka elementów mogło wydawać się dość niejasnymi, jak choćby wyjaśnienie, dlaczego tytuł mówi o trzech sekundach. Natomiast dla tych, którzy poznali powieść, ekranizacja świetnie ją dopełniła, była okazją do ponownego wglądu w przedstawiony świat i spotkań z bohaterami. Jak najbardziej warto obejrzeć „Trzy sekundy”.