kwiecień 20, 2024

×

Ostrzeżenie

JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 3507.

Rezultaty wyszukiwania dla: Dramat

wtorek, 17 kwiecień 2018 23:07

Uniwersum Metro 2035: Piter. Wojna - premiera

Nowe oblicze świata Metra.

„Piter. Wojna”, książka Szymuna Wroczka dająca początek nowej serii Uniwersum Metro 2035, ukaże się w środę 18 kwietnia 2018 roku nakładem wydawnictwa Insignis.

Trzecia wojna światowa starła ludzkość z powierzchni Ziemi. Planeta opustoszała. Całe miasta obróciły się w proch i pył... Oto początek kultowej serii Uniwersum Metro 2033. Jej twórcą jest Dmitrij Glukhovsky, autor trzech książek osadzonych w tym niezwykłym świecie – świecie, który zawładnął wyobraźnią milionów czytelników. Od dziewięciu lat Dmitrij Glukhovsky zaprasza do swojego projektu pisarzy z całego świata. Autorzy z Rosji, Ukrainy, Białorusi, Polski, Anglii i Włoch przekształcili „mapę Ziemi z postnuklearnej pustyni w migoczącą płomykami ludzkich dusz żywą tkankę”.

Dział: Książki
wtorek, 17 kwiecień 2018 17:18

Nora

Zawsze z dużą dozą niepokoju patrzę na opasłe powieści kryminalne. Mało który pisarz potrafi napięcie utrzymać przez kilkaset stron, a i dla mnie wzorem są powieści Christie, które objętościowo były cienkie, a przecież są absolutnym wzorem jeśli chodzi o kryminalną wirtuozerię. Skłamałabym jednak, gdybym napisała, że taki opasły tom nowej powieści Katarzyny Puzyńskiej mnie zmartwił. Obiecywał fantastyczny, wolny weekend w doborowym towarzystwie. Już dziewiąty raz gościmy w Lipowie, a pierwszy raz autorka zdradza nam nazw miejscowości. Czy poziom będzie utrzymany? Co robi ta tragiczna maska na okładce, kim/czym jest tytułowa nora. Czy problemy bohaterów nieco się rozwikłały? A może dołożyli sobie nowych. Ponad osiemset stron i wiele pytań.

Emilia, która po zamieszaniu w ostatnim tomie jest na cenzurowanym dostaje ostatnią szansę. Ma z Podgórskim rozwiązać zagadkę zaginięcia młodej dziewuchy, która mieszka ze swoim nauczycielem, z rodzicami nie kontaktowała się miesiąc a jej przyjaciółki nie miały z nią kontaktu od tygodnia. Jako, że Bibi często tak znikała, dopiero teraz się zaniepokoiły. Wokół tego zaginięcia jest dużo nieścisłości, białych plam, otóż BiBi zaczęła chodzić wokół znanych mieszkańców okolicy. Po co? Dlaczego? Czy szantażowała ich? A może znalazła jakiś sekret? Czy to jej zaginięcie to raczej sprawka jej partnera, ojca Zaręby z lipowskiego komisariatu. Zaręba senior nie ma dobrej opinii, znęcał się nad żoną i wiele wskazuje, że tłucze i swoją nową partnerkę. Pojawia się coraz więcej pytań. Na dodatek wszystko zaczyna się koncentrować wokół pewnej sprawy sprzed lat. Na dokładkę, na terenie opuszczonego ośrodka niezawodna Klementyna znalazła trupa. Jedno jest pewne. Na nudę narzekać nie będziemy.

Tym razem Katarzyna Puzyńska nie rzuca tropu na początek, nie rozpoczyna powieści retrospekcją. Przeciwnie, wybiega w przyszłość i podkręca emocje, jednak łatwo o tym zapomnieć w obliczu następnych wydarzeń. Jedno jest pewne, czytelnikowi stale towarzyszy napięcie i niepewność. Sekret i groza wiszą w powietrzu. Dodatkowo ja jestem fanką tego, jak Katarzyna Puzyńska łączy perypetie prywatne bohaterów ze sprawami, którą rozwiązują, nie jest to nachalne, ani od czapy, to wszystko toczy się spójnie i równolegle, chociaż szczerze mówiąc chciałabym, żeby się definitywne wyklarowało, chociaż wciąż mam problem po której stronie się opowiedzieć.

Bardzo podobała mi się ta sprawa, chociaż wydaje mi się, że nie da się samemu tej historii, a raczej tych historii rozwikłać. Jednak moim zdaniem nie umniejsza to zalet tej powieści, ja nie jestem aż taką radykałką, że muszę sobie sama krok po kroku rozgryźć zakończenie. Jestem zachwycona tą książką, albo wyposzczona po odwyku od Lipowa. Mnie kupiło wszystko i bohaterowie i dramatyzm i sekrety. Naprawdę bardzo polecam!

Dział: Książki
wtorek, 10 kwiecień 2018 10:22

Ona to wie

“Ona to wie” Loreny Franco to thriller, ale thriller specyficzny, tak jak specyficzne są hiszpańskie filmy tego gatunku. Specyficzny, bo nasycony metafizyką, tak charakterystyczną dla literatury iberyjskiej. Z informacji na okładce dowiadujemy się, że pani Franco to prawdziwie bestsellerowa autorka dwunastu powieści, zaś “Ona to wie” to jej debiut na rynku polskim. Ale od początku.

Powieść to historia niespełnionej autorki kryminałów, borykającej się z problemami małżeńskimi, niemożnością poczęcia dziecka, niemocą twórczą, lekomanią i alkoholizmem. Zacna mieszanka? A pewnie, że tak. Spędza przeto Andrea całe dnie w domu, obserwując sąsiadów, przepijając tabletki na uspokojenie whisky i zaniedbując siebie i dom coraz bardziej. Podgląda przez kuchenne okno sąsiadów, licząc na jakiś gwałtowny przypływ weny, gdy tymczasem zupełnie tego nieświadoma, sama jest bohaterką afery kryminalnej z udziałem jej męża, szwagra, przyjaciółki. Co napisać więcej, by nie zaspolierować?

Narracja powieści prowadzona jest w pierwszej osobie i opowiada o zdarzeniach i przeżyciach nie tylko Andrei, ale i pozostałych ofiar dramatu, bowiem, że z dramatem mamy do czynienia, czuć już od pierwszych kart. Każdy z bohaterów przedstawia zdarzenia ze swojej perspektywy, co daje ciekawy i ludzki dowód na prawdziwość tezy, iż "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia". Tyle tylko, iż autorka prowadzi powieść tak inteligentnie, że praktycznie do ostatnich stron nie wiemy, czego ów dramat dotyczy, jakie było jego źródło i jaka w tym wszystkim rola Andrei. I chociaż narracji pierwszoosobowej nie znoszę, tu jest ona uzasadniona, bowiem przemyślenia jakimi raczą nas poszczególni bohaterowie są ostatecznie istotne dla całości opowieści.

Andrea budzi litość. To załamana kobieta, nieradząca sobie z życiem, chociaż sama przed sobą próbuje udawać, że jest inaczej. Jej mąż Nico budzi odrazę od pierwszych stron, swym egoizmem, cwaniactwem i przekonaniem o własnej wyższości, ale przynajmniej na początku próbowałam go tłumaczyć tym, że po prostu przestał walczyć o Andreę, skoro ona już walczyć o siebie nie chce. Maria, Victor - postaci ważne, acz niejednoznaczne, trzeba doczytać do końca, by móc się do nich ustosunkować, a i to nie daje gwarancji, że uda się je ocenić. I wreszcie Carlos - ktoś kogo nienawidzi się od samego początku.

Pierwsza część powieści nudziła mnie. Rozterki Andrei, w większości w pijackim widzie odstręczały mnie od czytania. Powoli jednak akcja zaczęła się rozwijać, by ostatecznie tempo zdarzeń i ich zagmatwanie dało efekt “wow”, chociaż mam wewnętrzne przekonanie, iż to “wow” wyszło autorce raczej przez przypadek. Ot, jak już zaczęła uśmiercać bohaterów, to poszło... Chociaż trzeba uczciwie przyznać, intryga przednia i nawet, kiedy zaczęłam domyślać się o co chodzi, to i tak kilka niespodziewanych zwrotów akcji się trafiło.

“Ona to wie” to świetny przykład na zaginione ogniwo w łańcuchu łączącym tzw. kobiecą prozę obyczajową z thrillerami/kryminałami. Fana tych ostatnich raczej nie zachwyci, ale jeśli jakaś pani ma ochotę przeczytać coś mroczniejszego nad książki Grocholi, to ta pozycja świetnie się nada i kto wie - może zachęci do zgłębienia literatury gatunku. Czy ja sięgnę po inne książki Loreny Franco - nie wiem.

Dział: Książki
wtorek, 03 kwiecień 2018 12:23

Cudzoziemiec

“Cudzoziemiec” to film oparty na książkowym bestsellerze z 1992 roku autorstwa Stephena Leathera pod tytułem “Chińczyk”. To także klasyczny thriller polityczny z całym wachlarzem scen i sytuacji dla tego gatunku typowych. Mamy oto sześćdziesięcioletniego właściciela chińskiej restauracji, dla którego córka jest całym światem. Córka ta idzie kupić sukienkę i przypadkowo ginie w wybuchu bomby, którą podłożyła Authentic IRA. Zrozpaczony ojciec poprzysięga zemstę...

I tu nagle okazuje się, że niepozorny właściciel chińskiej restauracji to facet po przejściach - były żołnierz, dla którego walka to drobiazg niezależnie od tego, czy walczy wręcz, czy wysadza pół posiadłosci wiceministra. Bez większych problemów rozkłada na łopatki czterech byczków w sile wieku i wspomaga policję w ustaleniu sprawców zamachu. Na koniec jeszcze ujawnia ciemne powiązania wiceministra Liama Hennessy’ego z terrorystami, by ostatecznie spokojnie wrócić do restauracji.

W tej standardowej wręcz historii o zwycięstwie dobra nad złem, tak naprawdę jedynymi jasnymi punktami są główni bohaterowie, grani przez Jackie Chana oraz Pierce’a Brosnana. Ten pierwszy udowodnił, że potrafi doskonale odnaleźć się w roli dramatycznej - wspaniale grając cierpiącego po starcie córki ojca. To miłe zaskoczenie, szczególnie biorąc pod uwagę, iż dotąd Jackie Chan był kojarzony jedynie z kiepskimi komedyjkami kina akcji. Mam nadzieję, że rola Quana otworzy Chanowi drzwi do ról bardziej wymagających i ambitnych, bo naprawdę udowodnił, że potrafi. Co wymaga podkreślenia, to to, że twórcy nie zrobili z Chana komandosa. Przez cały film Quan wygląda bowiem jak siedem nieszczęść, nie zaś jak zawodowy żołnierz mogący samemu zniszczyć całą organizację terrorystyczną. Ten zabieg dodaje całości tej subtelnej klasy, takiego zwykłego człowieczeństwa i prawdy, że nawet największego twardziela można złamać i nawet najbardziej złamany człowiek w niektórych sytuacjach po prostu zacznie walczyć.

Pierce Brosnan to zaś klasa sama w sobie. Ten aktor nie zawodzi, niezależnie od tego czy gra jajko na twardo, czy agenta Jego Królewskiej Mości. W roli uwikłanego we własną przeszłość wiceministra również świetnie się odnalazł, tworząc postać tak rasowego polityka, że naprawdę długo widz wierzy w jego intencje. Brosnan idealnie przechodzi z bufona we współczującego, ale niemogącego nic zrobić człowieka - jego wiceminister to wręcz podręcznikowy polityk, do tego stopnia, iż patrząc na niego zdajemy się widzieć twarze z naszego krajowego politycznego podwórka.

Film jest poprawny. Akcja toczy się w dobrym tempie, nie ma fragmentów nudnych, czy takich bez których film mógłby się obyć. Właściwie jedynym jego minusem jest ta straszna przewidywalność. To typowy thriller, takich jak nakręcono już tysiące, stąd nie podejrzewam, bym pamiętała ten film za rok czy dwa.

Komu polecam? Na pewno wszystkim tym, którzy chcą się przekonać, że Jackie Chan naprawdę jest dobrym aktorem i twierdzenie, że wyżej filmów klasy B nie jest w stanie stworzyć żadnej roli, jest dla niego krzywdzące. No i oczywiście - fanów Pierce’a Brosnana - z powodów, o których pisałam wyżej. No i dlatego, że on tak bardzo elegancko się starzeje.

Dział: Filmy
poniedziałek, 02 kwiecień 2018 13:09

Sztylet rodowy

„Sztylet rodowy” czekał na półce dwa lata i pierwszy raz cieszę się z własnej opieszałości czytelniczej, bo dorównała ona opieszałości wydawniczej Wydawnictwa Papierowy Księżyc. Dzięki tej synchronizacji, miałam niewypowiedzianą przyjemność przeczytania, dwóch tomów Trylogii Sztyletu Rodowego Aleksandry Rudej za jednym zamachem. Tę ukraińską pisarkę poznałam już jakiś czas temu za sprawą cyklu przygód Olgi i Ottona, które zaczęła, i niestety nie skończyła wydawać, Fabryka Słów. Sięgając po „Sztylet rodowy” doskonale zdawałam sobie sprawę, że czeka mnie wciągająca lektura, która zmusi mnie do nieprzespanych nocy, nagłych wybuchów śmiechu, zarzucenia wszelkich innych czynności domowych, w zamian ofiarowując mi ogromną dawkę dopaminy, dobrego samopoczucia i... bolesnych skurczy twarzy od nieustannego uśmiechania się.

W królestwie zapanował pokój, zakończyły się wieloletnie walki z pomroką, nastał więc czas, aby król powrócił do porządkowania swego państwa i rządzenia dominiami. Jak wiadomo najważniejsze jest, by być dobrze poinformowanym, kto ma dostęp do informacji, ten ma władzę. A że nie wynaleziono jeszcze w królestwie magicznego internetu, zwrócono się do klasycznego sposobu pozyskiwania informacji, czyli do utworzenia sieci specjalnych posłańców – Służbę Głosów Królewskich. Ci, którzy po zakończeniu wojny, musieli przeorganizować swoje plany życiowe, a także Ci, którzy po prostu musieli się z czegoś utrzymać, zgłosili się do tej jakże zaszczytnej pracy. Tak też poznajemy bohaterów tej wielkiej draki, jaką okaże się podróż do przygranicznych ziem monarchy. Drużyna pod przewodnictwem szlachetnie urodzonego Jaromira Wilka wyrusza w drogę. A cała podróż jest tym bardziej interesująca, że cała drużyna przedstawia pełną gamę wszelakich ras, charakterów i osóbek z prywatnymi i nader ciekawymi tajemnicami. Poznajemy, więc: Milę Kotowienko, córkę kupca, maga po kursie podstawowym, Daezaela Tachlaelbrara, elfa uzdrowiciela, Tisę Wilkowienko, wojowniczkę ochroniarza wyżej wymienionego Jarka Wilka, Percivala von Klotza, krasnoluda rzemieślnika z nadopiekuńczą mamuśką i Dranisza Rycha, kochliwego trolla. Podróż zapewne nie byłaby interesująca, gdyby nie wilkołaki, uldony, truciciele, nadopiekuńcze mamuśki, zakochane kobiety, uszczypliwy elf i ciągle pochmurny i nader wyniosły kapitan. Oj będzie się działo.

Cóż mogłabym napisać o powieści, która powoduje, że człowieka bolą policzki od ciągłego uśmiechania się podczas czytania. Jeśli jeszcze nigdy (nie wiem, jak się tacy czytelnicy mogli uchować) nie czytaliście książek fantasy pisarek zza naszej wschodniej granicy, to jedyne, co mam do powiedzenia – TO WIELKI BŁĄD. Pomimo że zazwyczaj są to powieści dedykowane żeńskiej części odbiorców, to „Sztylet rodowy” spokojnie mogę polecić wszystkim. Aleksandra Ruda oparła fabułę na schematycznym motywie, który przewija się wielokrotnie przez literaturę fantasy: oto drużna złożona z bohaterów różnych ras musi wykonać zadanie, a w drodze do celu przeżywa przygody, cementując swoją przyjaźń. Niby wszystko już było, więc dlaczego TA powieść różni się od tylu jej podobnych? Odpowiedzią jest – niesamowite poczucie humoru pisarki, która na każdej stronie wlewa go kubłami w swoje postaci i dialogi. Najwspanialszy elf uzdrowiciel z deprechą, wersja emo, którego największą pasją jest podglądanie ludzkich dramatów i tragedii, a także ich niejednokrotne podsycanie, troll Dranisz, wielkolud robiący maślane oczy do Miłki, Tisa, platonicznie zakochana służąca w kapitanie Wilku i Persik, rozpieszczony krasnolud do kopania, za którym ciągnie się nadopiekuńcza mamuśka, która bardziej nadawałaby się do roboty niż jej rozmemłana latorośl. A na końcu podróży czeka naszą zgraję początkowych niedorajdów niespodzianka – król zdecydowanie nie wie, co się dzieje na jego ziemiach.

Mogłabym pisać i pisać peany radości na cześć „Sztyletu rodowego”, zamiast tego po prostu napiszę, że zaraz po przeczytaniu pierwszego tomu, sięgnęłam po drugi.

Dział: Książki
piątek, 30 marzec 2018 09:14

Wywiad z Magdaleną Kuydowicz

Zapraszamy do wywiadu z panią Magdalena Kuydowicz, pisarką, teatrologiem, dziennikarką, która niedawno wydała nakładem Wydawnictwa Prószyński i S-ka książkę pt. "Stało się". O książce możecie przeczytać --> TUTAJ, a poniżej zamieszczamy wywiad, który został przeprowadzony z autorką przez naszą recenzentkę, pania Justynę Gul.

Dział: Wywiady
środa, 07 marzec 2018 23:35

Stało się

„Gdzie i kiedy - kto to wie? Ale stało się.” – ten tekst piosenki przychodzi mi na myśl, po przeczytaniu książki Magdy Kuydowicz. Opublikowana nakładem Wydawnictwa Prószyński i S-ka powieść pt. „Stało się”, określana szumnym mianem komedii kryminalnej, porównywana jest do twórczości Joanny Chmielewskiej. Porównanie jest o tyle nieudane, że autorka – choć ma ku temu zadatki – daleka jest od mistrzostwa przywołanej pisarki, zaś samej książce daleko do lekkości, a jednocześnie dużej dozy ironii i wdzięcznych bohaterów, do których czytelnik czuje się przywiązany.

Początek jest obiecujący - w niewyjaśnionych okolicznościach ginie Zbyszek, kochanek dokumentalistki, Matyldy Kwiatek. Co więcej, jego pazerna żona domaga się od Matyldy zwrotu tajemniczej teczki, a także kluczy od domku letniskowego, który rzekomo, zgodnie z testamentem, ma być własnością dziennikarki. Problem w tym, że to dopiero początek dramatu kobiety, bowiem okazuje się, że nic nie jest takie, jakie się wydaje. Kochanek, który już za życia był despotyczny, kapryśny i wymagający, po rzekomej śmierci stwarza jeszcze większe kłopoty. Wokół osoby Matyldy zaczynają dziać się różne rzeczy, a ona sama ma podstawy do tego, by bać się o swoje życie.

Wyjazd na odchudzające wczasy, do nadmorskiej miejscowości, jest tylko przykrywką dla prowadzonego przez Matyldę śledztwa. Towarzyszy jej – choć incognito – porucznik Ryszard Kudełka, osobliwy mężczyzna o wątpliwym wdzięku i uroku, za to reprezentujący ludzką twarz policji. Okazuje się, że zgubione podczas zajęć kilogramy są niczym, wobec ryzyka pobytu w Osie, bowiem Zbyszek jest dopiero pierwszą ofiarą, z którą Matylda miała do czynienia. Co więcej, tak naprawdę nie wiadomo, czy rzeczywiście jest ofiarą, bowiem szczątki pogorzelca, który spłonął w samochodzie Zbyszka, wskazują na coś zupełnie innego. Trup zaczyna słać się gęsto – ginie niejaka Marianna, której zwłoki znajduje Matylda na plaży, z pobliskiej latarni wypada również jej pracownik, którego widziano kłócącego się z kuracjuszami, nagle znika jeden z pracowników ośrodka, ktoś wyrywa przyjaciółce Matyldy, Natalii telefon komórkowy, zaś sama bohaterka cudem tylko wyrywa się ze szponów śmierci na skutek wstrząsu anafilaktycznego, po nieświadomym zjedzeniu wykluczonych dla niej składników. Okazuje się ponadto, że wszystkie te wydarzenia łączą się ze sobą, również ich bohaterowie są ze sobą w różny sposób powiązani.

Jak zakończy się ta powieść? Co wspólnego z tymi wydarzeniami ma pewien działacz społeczny, pracujący na rzecz bezdomnych? Jak duże są kłopoty szefa Matyldy, który okazuje się być również w pewien sposób powiązany ze sprawą i czy rzeczywiście wszystko sprowadza się do finansowych machlojek i działań pewnej fundacji? A może sprawa ma drugie dno i związana jest z zupełnie innym, niż fundusze dla bezdomnych, tematem? Na te pytania usiłuje odpowiedzieć Magda Kuydowicz, choć uzyskanie konkretnych informacji może być trudne. Obiecującej fabule towarzyszy bowiem zupełny chaos, który panuje na łamach książki, trudno jest zatem wciągnąć się w akcję i dać się jej porwać. Autorka postawiła na wiele wątków, podjęła również ryzyko wprowadzenia wielu bohaterów, których nie do końca udało się utrzymać w ryzach. W konsekwencji, obecne podczas bieżących wydarzeń postacie nierzadko nie odgrywają żadnej roli, co więcej – wydają się przeszkadzać w odbiorze książki. Brak jest też logicznych ciągów rozpoczętych historii, również same postacie wymagają dopracowania po to, by stały się nam bliższe, byśmy mogli osadzić je w miejscu i czasie. Obecny w powieści humor, podszyty sporą dozą autoironii, zdecydowanie podnosi jej walory, szkoda tylko, że ogranicza się do osoby samej Matyldy. Tym samym powieść, choć dysponującą niemałym potencjałem, trudno zaliczyć do najbardziej udanych, może jednak stać się początkiem naprawdę obiecującej kariery. Mimo tego, z chęcią przeczytałabym kolejne książki autorki, z osobą Matyldy w tle, choć wymagać one będą lepszej konstrukcji i dopracowania fabuły. A wówczas, kto wie, może porównanie do Chmielewskiej okaże się prorocze...

Dział: Książki
niedziela, 25 luty 2018 10:09

Wieża

Droga Ty, Twoje ciało należało kiedyś do mnie.
Ciało, w którym się znalazłaś, może zapewnić ci bogactwo, władze i wiedzę, o których normalnym ludziom się nie śniło.
Możesz dowiedzieć się, dlaczego zostałaś zdradzona.
Życzę ci wszystkiego, co najlepsze. Cokolwiek postanowisz bądź ostrożna...

Czy trzęsąc się na deszczu w parku, stojąc pośrodku porozrzucanych, nieprzytomnych ciał, nie pamiętając swego imienia, można oprzeć się tak kusicielskim obietnicom, jak bogactwo, władza i wiedza? Gdy nie wiadomo, czego się spodziewać po swoim „nowym” życiu, należy zrobić wszystko, aby utrzymać się na powierzchni i działać według instrukcji, którą pozostawiła poprzednia właścicielka ciała – Myfanwy Thomas. Jedyna nadzieja w fioletowym segregatorze, obfitym koncie bankowym i strachu, który dzięki władzy wzbudza Myfanwy w swoich współpracownikach w tajnej brytyjskiej agencji Checkquy. A i moce, wspomniałam o mocach, dzięki którym specjalistka od zarządzania tajnymi operacjami i finansami, może obezwładnić każdego, przejmując kontrolę nad jego systemem nerwowym.

Myfanwy Thomas, traci pamięć, więcej, traci tożsamość, a więc całe swoje dotychczasowe życie. W przeciwieństwie do bohaterek wielu melodramatycznych powieści dla kobiet, została o tym uprzedzona, dlatego dla następczyni swego ciała przygotowuje plan awaryjny: koperty, które mają pomóc w pierwszych dniach po amnezji, fioletowy segregator z najważniejszymi informacjami oraz bezpieczne lokum. Potem wszystko zależy od tej drugiej.

Obie, choć w jednym ciele i nie jednocześnie, Myfanwy mieszkają w Londynie, pracują w tajnej agencji Checkquy, która strzeże Królestwo Brytyjskie przed odmiennymi istotami i niewyjaśnionymi zjawiskami. Przed „nową” Mayfanwy stoi wielkie wyzwanie po pierwsze nie dać się zdemaskować, po drugie nie zginąć, po trzecie nie dać się zdemaskować (hmm, to już było), po czwarte odkryć kto stoi za utratą tożsamości, po piąte prowadzić tajną agencję, co nie jest proste, biorąc pod uwagę fakt, że współpracuje się z piekielnie niebezpieczną Figurą posiadającą cztery ciała, a jeden umysł, po szóste nie dać się zabić (hmm, to już było), po siódme zapobiec inwazji Hodowców i jeszcze raz nie dać się zabić i ponownie nie dać sobie odebrać pamięci (to coś nowego). Dodajmy, że wszystko jest zaskakujące tytuł Biskupa nosi kilkusetletni wampir, Przechowalnia Więźniów mieści się na plebani, a Miffy w domu trzyma Wolfganga i jest to... króliś.

Trzeba przyznać, że Wydawnictwo Papierowy Księżyc ma rękę do książek, które kocha się czytać. „Wieża” to, o dziwo, debiut literacki Australijczyka, Daniela O’Malleya, który zasłużył sobie tym tytułem na Aurealis Award w kategorii najlepsza książka science-fiction roku 2012. Napisałam, o dziwo, ponieważ powieść napisana została całkiem przyzwoicie i w sposób przemyślany, jest naprawdę niewiele elementów, do których można by mieć zastrzeżenia. Owszem sam początek jest troszkę toporny i trudno było mi przez niego przebrnąć, co raczej wynikało z moich uprzedzeń i lęku przed tym, co mnie czeka, ale który idealnie oddawał nastrój osoby zagubionej po utracie osobowości. Odrobinę naiwnie przedstawione jest również stanowisko Wieży, koordynatorki wszystkich działań agentów na Wielką Brytanię, taka nadprzyrodzona M z Jamesa Bonda, ale całokształt powieści wypada nadzwyczaj pozytywnie. Fabuła wciąga, postać pierwszoplanowej Miffy przestaje być z czasem tak niedorzecznie infantylna, wielobarwne postacie drugoplanowe intrygują, a wartka akcja, nie pozwala oderwać się od lektury. Autor skupił całą fabułę wokół głównej bohaterki i spisku, dlatego zabrakło mi troszkę szerszego tła, wytłumaczenia dlaczego jedne niewytłumaczalne zjawiska są likwidowane, a inne nie, dlaczego z syrenami zatoki można się porozumieć i na jakich zasadach, albo dlaczego dzieci z nadprzyrodzonymi zdolnościami zwalczają innych z nadprzyrodzonymi zdolnościami?

„Wieża” Daniela O’Malleya zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie i z czystym sercem polecam to każdemu i w każdym wieku. Jest to przede wszystkim świetna lektura, która dostarcza pełną gamę wrażeń. Poza tym, kto nie lubi silnych bohaterek, powieści pełnej akcji i humoru, w tle z wampirami, agentami rodem z MARVELA skrzyżowanymi z Ghostbusters i Facetami w Czerni? Mam nadzieję na szybkie tłumaczenie tomu drugiego „Stiletto”, jestem bardzo ciekawa, jak będzie rozwijała się dalsza kariera Wieży Thomas w strukturach Checkquy.

Dział: Książki
niedziela, 11 luty 2018 14:30

Tekst

"Tekst" to pierwsza powieść realistyczna Dmitrija Glukhovsky’ego, autora bestsellerów "Metro 2033", "Futu.re" i "Czas zmierzchu" oraz zbioru opowiadań "Witajcie w Rosji". Tekst to proza na styku thrillera, kryminału, noir i dramatu. To opowieść o starciu pokoleń, niemożliwej miłości i niesprawiedliwej karze. Jej akcja rozgrywa się we współczesnej Moskwie i na jej przedmieściach.

Dział: Zakończone
czwartek, 08 luty 2018 19:28

Bramy Światłości: Tom 2

Anioły wracają, a wraz z nimi nieprzebrane zastępy potworów i przygoda, która nie zwalnia ani na chwilę. Uzbrójcie się w kawę/herbatę, ciepły koc i prowiant. Czeka Was bowiem kontynuacja podróży poza czasem. A tak, jak wiadomo, wszystko może się zdarzyć!

„Bramy światłości. Tom 2” to bezpośrednia kontumacja akcji rozpoczętej w poprzedniej części. Bardzo dramatycznej akcji. Droga autorka, tak się nie robi czytelnikom (i fanom). Żeby tak zostawić nas w niewiedzy na wiele miesięcy, po tym, jak zepchnęło się głównego bohatera i jego kompana, w śmiercionośne odmęty? Bez żadnej informacji, czy żyje? Otóż... teraz już wiem. Daimon nieustająco walczy o życie. I to nie tylko w pierwszej scenie, ale aż do samego końca. Wielka ekspedycja trwa dalej. Ale nie tylko tam robi się coraz niebezpieczniej. Również w Głębi atmosfera się zagęszcza. Lucyfer wciąż nie wrócił i chociaż nikt o tym nie wiem, Razjelowi coraz trudniej wodzić wszystkich za nos. W tym czasie z misją ratunkową rusza Asmodeusz. Jednak czy Zgniły Chłopie podoła wyzwaniu? Czy ktokolwiek wyjdzie z tej „imprezy” żywy?

Poprzedni tom był dla mnie niczym jedna wielka powieść drogi. Bohaterowie szli, walczyli, odpoczywali, znowu toczyli bitwy, ledwo uchodzili z życiem i tak bez końca. A to wszystko w klimacie „nie ma rzeczy nie możliwych i nie zgadniesz, co cię zaraz zaatakuje”. Tym razem jest trochę inaczej. Trochę, bo chociaż wyprawa nadal jest najistotniejszym wątkiem powieści, pojawia się wiele scen skupionych na innych aspektach przygody. Na początku kilka razy wpadamy w odwiedziny do Gabriela. Nie zabraknie też scen ukazujących coraz ciekawsze intrygi konstruowane w Głębi. Ta różnorodność sprawiła, że kiedy historia na dobre skupiła się na Daimonie i jego drodze, nie odczułam znużenia niekończącą się wędrówką. Może też dlatego, że nasz bohater w końcu na dłuższy moment zatrzymuje się w jednym miejscu. Ale by najmniej nie po to, żeby odpocząć. Jego losy, a przy okazji również Lucyfera, nieustająco wiszą na włosku!

Akcja książki nie zwalnia ani na chwilę. Autorka po raz kolejny pokazuje, że jej wyobraźnia, ale też wiedza z zakresu najróżniejszych wierzeń nie zna granic. Dzieje się wszystko, ale nic, czego można by się było spodziewać. Opowieść pędzi jak szalona i co chwilę stawia naszych bohaterów przed nowymi wyzwaniami. Czy wyjdą z nich obronną ręką? Tego musicie dowiedzieć się sami!

Na uznanie zasługuje też wydanie książki. Trzeba przyznać, ze Fabryka Słów spisała się na medal. Pół miękka okładka ładnie prezentuje się na półce. Dodatkowo umieszczono też praktyczną, niebieską zakładkę. Całości zaś dopełnia oprawa graficzna. Ilustracje ciekawie uzupełniają historię, chociaż nie każdemu przypadną do gustu. Tak to już jest, gdy przedmiotem wizualizacji są głównie potwory i inne okropności :)

Rozczarowani mogą się poczuć Ci, którzy spodziewają się wątków romantycznych. Niewiele się w tym zakresie zmienia. „Bramy światłości” to przede wszystkim akcja i brawurowe walki. A gdy tak już podróżujemy i próbujemy przetrwać, nagle orientujemy się... że to nie koniec. Byłam przekonana, że seria zamknie się w dwóch tomach (jak poprzednia). Okazuje się jednak, że autorka planuje dla nas dłuższą wycieczkę. A więc... znowu czekamy! Jednak do tego czasu, zachęcam Was do wybrania się z Daimonem w wyprawę opisaną w „Bramach światłości. Tom 2”.

Dział: Książki