grudzień 02, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: Bob Persichetti

wtorek, 08 wrzesień 2015 16:27

Mały Książę

Odkąd zaczęłam prowadzić bloga recenzje wszystkich filmów pisałam w dzień, dwa, góra trzy po ich obejrzeniu. Dlatego przypadek „Małego Księcia" jest tak wyjątkowy oraz bezprecedensowy, ponieważ ten tekst powstaje w 3 tygodnie po odbyciu seansu francuskiej animacji. Myślę, że miałam ogromną nadzieję, że ta produkcje stanie się dla mnie tą najważniejszą w życiu, zajmie miejsce tuż obok „Króla Lwa" czy „Jumanji". Niestety, nawet po tak wielu dniach moje uczucia nadal pozostają bardzo mieszane, a film nie wykracza poza słowa "poprawny", "uroczy" oraz "obiecujący".[dropshadowbox align="right" effect="lifted-both" width="250px" height="" background_color="#fac311" border_width="3" border_color="#a3312b" ]W skrócie: Ta opowieść najlepiej wybrzmiewa nadal w formie książki i wydaje mi się, że naprawdę udanej ekranizacji nigdy się nie doczekamy.[/dropshadowbox]

Mała Dziewczynka wkracza w kolejny etap swojego dorastania. Musi dostać się do elitarnej szkoły, co jest marzeniem jej matki, więc obie przeprowadzają się w jej okolice. Pomimo całej perfekcyjności owych przedmieść, traf chciał, że zamieszkały akurat obok ekscentrycznego staruszka, który przedstawia się po prostu jako Pilot. Mama Małej Dziewczynki planuje jej całe wakacje, minuta po minucie, a sama całe dnie spędza w korporacji. Dlatego Mała Dziewczynka nawiązuje kontakt z pilotem, który opowiada jej o swoim dawnym przyjacielu, który mieszkał na asteroidzie – Małym Księciu.

Mark Osborne postanowił włożyć baśniową przypowieść o małym chłopcu w bardziej nowoczesne, uniwersalne ramy. Wydaje mi się, że to jedynie pomogło wydobyć z kultowej już historii jej prawdziwą głębię oraz pewne wartości, które żywo symbolizuje. Motywy korporacyjności, wyścigu szczurów, nieobecności rodziców, planowania przyszłości bardzo dobrze wybrzmiewają, choć niekiedy miałam wątpliwości, czy z pewnością dotrze do przeciętnego młodszego odbiorcy.

O ile do połowy filmu jest naprawdę cudownie zarówno jeśli chodzi o pewną symbolikę, jak i realizację produkcji, o tyle końcówka boleśnie rozczarowuje. Zaczyna umykać owa baśniowość, którą w jakiś sposób udało się na ekran przenieść. Twórcy zdecydowali się na dopisanie dalszego ciągu historii Małego Księcia oraz odbiec od oryginału. W dodatku, w jednym z ostatnim ujęć ukazuje się nam ten uwielbiamy przez pokolenia chłopiec już nie w animacji kukiełkowej, a właśnie komputerowej. Widok dorosłego Małego Księcia nieco mnie przeraził, skonfudował, tym bardziej, że ostatnie sekwencje filmu przypominają typową, przeciętną animację, w której akcja w końcu musi przyspieszyć, a postacie muszą się podzielić na te złe i dobre.

Pomieszanie dwóch rodzajów animacji wyszło tylko filmowi na plus. Mały Książę w kukiełkowej stylistyce wygląda jak żywcem wyjęty z kart powieści Antoine'a de Saint-Exupery'ego, za to komputerowo zaanimowana Mała Dziewczynka z pewnością celnie trafi w serca młodszego widza. Taki zabieg dodatkowo uwypuklił to, że „Małego Księcia" należy odbierać jako przypowieść pełną symboli oraz utajonych metafor.

Reżyser doskonale wydobywa wartości, którym hołdował autor książki i które chciał przekazać swoim odbiorcom. Ostatecznie to niezwykle pouczająca opowieść, a historia Pilota oraz Małej Dziewczynki pogłębia znaczenie „przyjaźni", „miłości" czy „bezinteresowności". W dodatku przeniesiona na grunt naszej rzeczywistości wiecznie nieobecnych rodziców, zbyt ambitnych oraz marzących o wspaniałej przyszłości dla dzieci może być nauczką bardziej dla dorosłych niż dla ich pociech i przypomnieć, co tak naprawdę jest w życiu ważne.

W adaptacji Osborne'a niby duch oryginały zostaje zachowany, jednak wydaje mi się, że ostatnie sekwencje zniszczyły odbiór całości filmu lub, jak powiedziała moja przyjaciółka, za mało było Małego Księcia w „Małym Księciu. Ta opowieść najlepiej wybrzmiewa nadal w formie książki i wydaje mi się, że naprawdę udanej ekranizacji nigdy się nie doczekamy.

Dział: Filmy