Rezultaty wyszukiwania dla: Akcja
Dom na Wyrębach
Niejeden z nas marzy o wyprowadzce do własnego domu na wsi. Niektórzy realizują swoje plany. Zrealizował je także bohater powieści Dom na wyrębach. Chata z bali, ogień pod kuchenną płytą, cisza za oknami. Idylla? Prawie. Nieznana siła przestawia rzeczy w zamkniętym domu. Mieszkający obok sąsiad okazuje się człowiekiem „któremu nie udowodniono”. Wokół naiwnego mieszczucha zaczyna się zaciskać pętla... Wartka, trzymająca w napięciu akcja i lekkie pióro autora sprawiają, że książkę trudno odłożyć przed poznaniem jej zakończenia.
Giants
Komiksy nie są dla mnie codziennością. W latach młodości sporadycznie czytywałem Kaczora Donalda, później przewinęło się przez moje ręce kilka tomów Spider Mana, X-Manów, Spawna czy Lobo. Gdy nadarzyła się okazja wejścia w posiadanie Gigantów nie zastanawiałem się zbyt długo, bo dawno przy komiksie nie przysiadłem i gdzieś w głębi poczułem, że to jest ten moment, by wrócić do obrazkowych historii.
Carlos oraz Miguel Valderrama urodzili się na południu Hiszpanii, w położonej na słonecznym wybrzeżu Marbelli. Od najmłodszych lat rysowali, inspirując się kreskówkami sci-fi, przygodowymi komiksami i filmami o potworach. Po studiach (design i animacje w Madrycie) zajęli się rozwijaniem własnych projektów z innymi artystami. Giants to ich amerykański debiut. Mimo, że jest to jak do tej pory ich najdłuższy i najbardziej ambitny projekt, to bez trudu odnajdziemy w nim echa młodzieńczej fascynacji.
Świat po apokalipsie. Kometa która nieoczekiwania spadła na ziemię prócz zagłady przyniosła ze sobą coś jeszcze...Gigantyczne bestie rządzą światem na powierzchni, podczas gdy kryjące się pod ziemią niedobitki ludzkości walczą o życiową przestrzeń i dominację. Ścieżki najlepszych przyjaciół się rozchodzą, a najwięksi wrogowie muszą zawierać zaskakujące sojusze. Przyjaźń, miłość, zdrada i wygórowane ambicje w pasjonującej postapokaliptycznej historii.
Muszę przyznać, że spodziewałem się nieco bardziej rozbudowanej historii, aczolwiek i tak mnie zaskoczyła! Bracia Valderrama wprowadzają czytelnika w serce konfliktu kilku ugrupowań, składających się z pozostałych przy życiu ludzi. W zrujnowanym przez bestie świecie mało jest porozumienia, żądza posiadania i dążenie do bycia najlepszym jest równocześnie gwarancją przeżycia. Cała akcja od początku do końca brnie w zaskakująco szybkim tempie, nie ma miejsca na retrospekcje z przeszłości, by rozjaśnić czytelnikowi więcej faktów. Ich brak jednak nie przeszkadza w rozumieniu całości i przedstawieniu sobie całej sytuacji po zagładzie. Z jednej strony jest to plus, bo komiks dzięki takiemu zabiegowi - ukazaniu historii dwóch przyjaciół w dobie walki z potworami i wrogimi organizacjami - daje pewność wartkiej akcji, pełnej przygód i walki. Sprawia to, że czytelnik z pewnością nie będzie się nudził i pochłonie całość w maksymalnie godzinie. Jednakże minusem jest równocześnie wartość całego dzieła. Jest to fajna rozrywka SF, bardzo niewymagająca i lekka. Dla osób, które faktycznie szukają czegoś głębszego, rozbudowanego lektura Giants będzie z pewnością zbyt błacha.
Ja osobiście jestem z Gigantów bardzo zadowolony. Dla kogoś takiego jak ja - niewymagającego czytelnika, który pod czasu do czasu lubi zagłębić się w rysunkowe opowieści - jest to pozycja wręcz idealna. Na kartach komiksu dzieję się wiele, jest sporo ciekawej i szybkiej akcji, są potwory i zdesperowani mieszkańcy apokaliptycznego świata. Ja to kupuje w takiej formie i treści, jak dla mnie piątka z plusem!
Królowie Wyldu
Od chwili ukazania się w zapowiedziach Królowie Wyldu przykuli uwagę licznych fanów klasycznego fantasy. Opis zapowiadał ciekawą historię, ale fakt, że mamy do czynienia z debiutem kazał zachować ostrożność. Teraz, świeżo po lekturze, mogę powiedzieć Wam jedno – ale to było dobre!
Tytułowi królowie to grupa pięciu najemników, którzy stali się chodzącą legendą. Pokonywali potwory, uwalniali kolejne księżniczki i zapuszczali się tam, gdzie niewielu śmiałków miało czelność – do Wyldu, krainy rodem z najgorszego koszmaru. Od czasów ich chwały minęło jednak dwadzieścia lat i choć starsze pokolenie nadal wypowiadało ich imiona z nabożną niemal czcią, dla młodzieży byli niczym innym jak postaciami z opowieści, a przy spotkaniu twarzą w twarz wręcz starcami. Zwłaszcza że z niektórymi z nich czas nie obszedł się zbyt łagodnie. Wtedy jednak nadchodzi czas prawdziwej próby – gdy córka jednego z nich znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, stary najemnik próbuje reaktywować grupę, by ruszyć jej na ratunek.
Tę historię można było w koncertowy sposób zniszczyć, Gdyby Nicholas Eames postawił na patos i śmiertelną powagę, prawdopodobnie byłaby to jedna z tych książek, które czyta się z ironicznym uśmiechem, a w bardziej podniosłych scenach z wędrującą po czole brwią. Tak się nie stało, chwała niech będzie autorowi i Czwórcy Bogów, którzy tak silny mieli wpływ na fabułę, co nie oznacza jednak, że mamy do czynienia z głupkowatą, pełną gagów historyjką. Co to, to nie.
Eames pełnymi garściami czerpie ze schematów charakterystycznych i typowych dla przygodowego fantasy. Każdy przekształca jednak i przekuwa na swój własny sposób, często dorzucając szczegół który niweczy potencjalne nadęcie i egzaltację. Mamy tu klasyczną walkę dobra ze złem w postaci poczwar i innych bestii prowadzonych przez jednego z ostatnich przedstawicieli wymarłej już rasy druinów. Ci ostatni, niemal nieśmiertelni, stworzyli przed wiekami cywilizację tak rozwiniętą i potężną, że ludziom próżno nawet o takiej śnić. I tym niesamowitym druinów dał autor prztyczka w nos, dodając do ich niemal całkiem ludzkiej fizjonomi... królicze uszka.
Stworzony przez autora świat roi się wręcz od niesamowitych stworzeń, wśród których znajdują się znane doskonale smoki, wywerny, trolle i orki, ale też inne, zazwyczaj przerażające. Czasem trafiają się bowiem egzemplarze jak legendarny i śmiertelnie niebezpieczny... sowomiś. Dalej mamy głównych bohaterów, srogich najemników, którzy ledwie po kilkunastu kilometrach wyprawy zostają obrabowani z zapasów jedzenia, broni i skarpetek przez gang uzbrojonych kobiet. Cały czas zastanawiam się, czy wprowadzenie epizodycznej postaci Geralda Białego Wilkora było kolejnym oczkiem puszczonym do czytelnika, czy też zwykłym przypadkiem.
Akcja pędzi do przodu, czasem wręcz na złamanie karku. Bohaterowie są w nieustannym ruchu, maszerują, walczą, lecą powietrznym statkiem, uciekają przed kanibalami, znowu wędrują, walczą z łowcami nagród, a potem znowu kontynuują wędrówkę tylko po to, by znowu się z kimś bić. Wychodzą cało z najgorszych opresji, co teoretycznie mogłoby irytować, tutaj jednak podkreśla lekko żartobliwy charakter całości.
Podsumowując, Królowie Wyldu to świetny debiut. Ba, trudno się zorientować, że to faktycznie pierwsza powieść, jaka wyszła spod pióra Eamesa. Będzie świetną lekturą dla wszystkich fanów przygodowego fantasy, którzy nie traktują tego gatunku śmiertelnie poważnie i mają ochotę na coś pełnego wrażeń, dobrego humoru i akcji.
Czuwaj
Polskie kino z roku na rok się rozwija. Rodzime filmy przyciągają coraz więcej ludzi przed wielkie ekrany, co niezmiernie mnie cieszy. Widzowie coraz bardziej świadomi są tego, co przekazuje się w polskiej twórczości i wydaje mi się, że świadomie częściej wybierają dobre, prawdziwe filmy z przekazem, niż amerykańskie kino akcji. I dobrze, bo sam jestem zwolennikiem polskiej twórczości! Przechodząc jednak do rzeczy, przyszło mi dzisiaj zrecenzować dzieło Roberta Glińskiego. Reżyser ma na swoim koncie kilkanaście filmów, aczkolwiek zasłynął przede wszystkim świetnie przyjętym Cześć Tereska. Jak prezentuje się zatem jego najnowsze dzieło Czuwaj?
Dwie grupy młodzieży z odmiennych światów, reprezentujące dwa różne systemy wartości zostają postawione naprzeciw siebie na skutek ryzykownej decyzji dorosłych. To co miało być lekcją odpowiedzialności i tolerancji przeradza się w twardą walkę o przywództwo. Z jednej strony wiara w szlachetne ideały, a z drugiej brutalne prawo silniejszego. Relacje między młodymi ludźmi stają się napięte; odizolowani od zewnętrznego świata, ujawniają swoje prawdziwe, szokujące oblicza.
W założeniu reżysera było stworzyć mocny thriller, który porusza ważny temat dorastania. Fakt, ze cała akcja rozgrywa się w zaciszu leśnego krajobrazu, na harcerskim obozie z jednej strony miała budować klimat i poczucie izolacji, zamkniętego miejsca akcji. Z drugiej jednak takie rozwiązanie - z pewnością niskobudżetowe - zmusza do opowiedzenia historii niezwykle realnej, budzącej prawdziwe emocje, strach i brutalność. Tutaj niestety ten zabieg nie wyszedł. Pomysł na całą akcję mógłby być dość fajny, gdyby nie był już na etapie scenariusza przerysowany. Dowodem są zachowania młodych bohaterów i ich dialogi. Nie trafne jest także zestawienie aktorów. Z jednej strony mamy Zamachowskiego - doświadczonego już aktora, który jednak nie do końca pasuje mi w roli policjanta. Lichota zaś wydawać by się mogło to kandydat idealny. W moim odczuciu świetnie hasał po bieszczadzkich lasach w serialu Wataha i naprawdę tylko on dla mnie ratuje film. Jeśli chodzi o młodzież to jest średnio. Widać wyraźny brak doświadczenia, sztywność odgrywanych ról i nie do końca przekonujące zachowania.
Podsumowująć powiem, że film - jak na zachęcający opis - jest dość słaby. Historia odpowiednia na któryś z dłuższych jesienno zimowych wieczorów, aczkolwiek pozbawiona głębszych wartości. Oczywiście można odnaleźć gdzieś morał i główny wydźwięk dzieła, ale jak już wspomniałem, poprzez znaczne przerysowanie losów młodych bohaterów traci on na swojej wartości. Ocena 3/10.
Okrutny książę
„Okrutny książę” to książka, która podbiła serca książkoholików na całym świecie. Książka Holly Black zdominowała na jakiś czas zagraniczny bookstagram, a polscy czytelnicy nie mogli doczekać się, aż jakieś wydawnictwo zdecyduje się ją u nas wydać. Gdy wydawnictwo Jaguar wyjawiło swoje plany wydawnicze, a wśród nich znalazł się bestseller Black, radości nie było końca. Jednak czy ta książka na pewno zasługuje na te wszystkie zachwyty?
Dawno dawno temu, w nie tak odległej galaktyce, gdy romanse paranormalne zaczynały podbijać serca polskich czytelniczek, na rynku wydawniczym pojawiła się książka „Żelazny Dwór”. W połowie śmiertelna dziewczyna trafiła do świata elfów, a tam na jej drodze stanął przystojny, aczkolwiek okrutny książę elfów. I trzeba przyznać, że w przypadku Holly Black jest niemal identycznie, aczkolwiek główna bohaterka nie ma w sobie ani krzty elfiej magii. Jest zwykłym człowiekiem, któremu przyszło żyć wśród elfów. Właściwie mogłoby się wydawać, że to spełnienie marzeń każdego śmiertelnika, jednak Jude z pewnością widzi to zupełnie inaczej.
Potężny wojownik służący królowi elfów, Madok, postanowił sprowadzić do swojego świata swoją córkę, którą spłodził ze śmiertelną kobietą. Pech chciał, że ta śmiertelna kobieta w trakcie jego nieobecności zdążyła urodzić jeszcze dwójkę dzieci, jednak nie miała zamiaru oddać mu żadnej z trzech córek. Madok zrobił to zatem po swojemu i tak oto odzyskał prawowitą córkę oraz jej dwie przyszywane siostry, choć nigdy nie pozwolił im odczuć, że są gorsze od Vivi. Jude i Taryn stały się częścią jego rodziny, aczkolwiek nigdy nie zapomniały o tym, jak się tam znalazły. I tutaj pojawił mi się już pierwszy zgrzyt w całej historii... Skoro elfy miały być okrutne, to po co w ogóle Madok przejmował się dwójką śmiertelnych bliźniąt? Mógł je spokojnie porzucić i zostawić na pastwę losu, w końcu elfy mają się za lepszych od ludzi.
Wydaje mi się, że w fabule tej książki nie znajdziemy nic oryginalnego. Mroczne elfy? Były. Dworskie intrygi? Były. Przenikające się światy? Były? Potencjalnie silna bohaterka i arogancki książę-dupek? Było. To wszystko było, a Holly Black po prostu stworzyła kolejną tego typu historię, która w moim odczuciu nie wyróżnia się niczym specjalnym. Właściwie momentami wzbudzała we mnie swego rodzaju irytację, bowiem porachunki bohaterów przypominały potyczki gimnazjalistów i typowe prześladowanie, którego w szkole doświadczają „ci gorsi”. Jude jest na każdym kroku poniżana, momentami w bardzo brutalny sposób, a elfy z niej kpią. Stanowi dla nich rozrywkę, aczkolwiek pozostaje harda i silna. Typowe. Zawsze przecież muszą pojawić się jacyś złośnicy, ale przecież główna bohaterka nie będzie się nad sobą użalać! Ma być silna! Przyznaję, że Jude ma kilka dobrych momentów, ale mimo wszystko nie chwyciła mnie za serce.
Sama fabuła robi się szybko dość przewidywalna. Spisek goni spisek, ktoś chce dokonać zamachu stanu, każdy knuje po swojemu, każdy znęca się nad każdym – brat nad bratem, elfy nad śmiertelnikami, śmiertelnicy nad elfami, elfy nad elfami. Coś w tym świecie zdecydowanie nie gra. Nie do końca też przekonywało mnie przenikanie się dwóch światów, bowiem wychodziło ono strasznie sztywno. W jednej chwili byłam w nowoczesnym centrum handlowym, a w drugim na królewskim dworze, choć i tak miałam pewne trudności z dokładnym wyobrażeniem sobie świata, w którym rozgrywa się akcja. Bohaterowie są kreowani na jedno kopyto, nie mamy okazji lepiej przyjrzeć się ich portretom psychologicznym. Jeżeli ktoś w zamyśle autorki miał być zły to po prostu jest zły, bez większej głębi. I nie mam tutaj na myśli nawet samego Cardana (swoją drogą nie rozumiem też tych wszystkich zachwytów nad nim), ale praktycznie każdego bohatera.
Przyznaję, że Holly Black ma lekkie pióro i książka jest napisana z gracją i płynnością, dzięki czemu bardzo przyjemnie się to czyta, aczkolwiek sama fabuła nie porywa. Owszem, jest logiczna i przemyślana, dobrze poukładana, ale nie ma w sobie nic nowego. Swego czasu czytałam tę powieść po angielsku i już wtedy mnie nie urzekła zbyt mocno, ale postanowiłam dać jej szansę jeszcze raz i przeczytać ją w polskim tłumaczeniu. Niestety, efekt pozostaje ten sam. „Okrutny książę” to książka dosyć schematyczna i powtarzalna, dlatego nie do końca jestem w stanie zrozumieć te wszystkie ody pochwalne kierowane w jej stronę. Jest poprawna, ale zdecydowanie mam w swojej pamięci inne książki o podobnej tematyce, które były znacznie lepsze, o czym świadczy chociażby to, że siedzą w mojej głowie już kilka dobrych lat.
Wspólna orbita zamknięta
„Wspólna orbita zamknięta” ( ang. A Closed and Common Orbit) to tom drugi cyklu Wayfarers autorstwa Becky Chambers. Jeżeli czytaliście „Daleką drogę do małej, gniewnej planety”, to zapewne czekaliście na tę pozycję z niecierpliwością. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji zetknąć się z prozą Becky Chambers, to po pierwsze należy to szybko nadrobić, po drugie możecie przeczytać recenzję tomu pierwszego - http://secretum.pl/ksiazki/item/2622-daleka-droga-do-malej-gniewnej-planety, a po trzecie możecie równie dobrze zacząć przygodę od tomu drugiego. Nie wiem, kto wpadł w Wydawnictwie Zysk i S-ka na pomysł wydawania powieści tej amerykańskiej pisarki, ale podwyżka się zdecydowanie należy za wyśmienity gust.
„Wspólna orbita zamknięta” naturalnie kontynuuje to, co zostało zapowiedziane w tomie pierwszym. Papryka, właścicielka „Wiadra Rdzy”, czyli warsztatu wymiany i naprawy urządzeń technicznych, mistrzyni w swoim fachu, postanowiła zaopiekować się Lovelace, SI Wędrowca, która znalazła się w specjalnie przygotowanym dla niej sztucznym ciele, zestawie. Papryka, uważając, że tak jest słusznie, zadba wraz ze swoim partnerem Niebieskim o to, aby Lovelace, która przyjęła bardziej organiczne imię Sidra, nauczyła się nie tylko właściwie korzystać z zestawu, czy poruszać się w społeczeństwie, ale przede wszystkim, aby zaakceptowała samą siebie. To głębokie poczucie zobowiązania wobec Sidry, wypływa bowiem z przeszłości Papryki, dziwnej, bolesnej i bardzo okrutnej.
Sięgając po tom drugi, wiedziałam, że jest on mocno odrębną częścią fabularnie względem „Dalekiej drogi do małej, gniewnej planety”. Nie byłam również zachwycona faktem, że bohaterką ma być sztuczna inteligencja, obawiałam się męczliwych i przede wszystkim nie pozwalających się identyfikować z bohaterami problemów. Moje obawy na szczęście okazały się bezpodstawne.
„Wspólna orbita zamknięta” wbrew temu, co wielu wypisuje nie jest space operą. Większa część akcji powieści odbywa się w jednym mieście, na jednej planecie – w Port Coriol. Fabuła toczy się na dwóch płaszczyznach czasowych, koncentrując się wokół dwóch bohaterek. Wątek dotyczący Sidry skupia się wobec problemów samoakceptacji i społecznych konsekwencji odmienności, drugi wątek, to retrospektywna historia o Papryce vel Jane 23 i jej trudnym dzieciństwie pod skrzydłami innej SI, Sowy. Ci, którzy szukają fajerwerków i akcji rodem z Gwiezdnych Wojen, nie odnajdą ich. Wydarzenia rytmicznie po sobie następują, nie ciągną się, ale zdecydowanie jest to powieść bardzo refleksyjna.
Powieść Becky Chambers jest historią niezwykłą i pomimo że różni się od „Dalekiej drogi do małej, gniewnej planety”, ma z nią wspólne to, co najważniejsze, to co jest kręgosłupem twórczości tej pisarki. Obie powieści są pogodne, przepełnione przyjaznymi relacjami bohaterów, tolerancją i pełną szacunku akceptacją innych. Można by rzec, że to tak bardzo nie współczesne, a w fantastyce (!) wręcz nie spotykane, pisać o dobroci. Tym większą sztuką jest pisać o trudnych tematach w sposób naturalnie zrozumiały i wręcz codzienny. A we „Wspólnej orbicie zamkniętej” od tych kontrowersyjnych, niewygodnych i trudnych społecznie i kulturowo kwestii aż się roi.
Czym jest bowiem dzieciństwo Jane 23, jak nie podjęciem dyskusji na temat wykorzystywania dzieci w krajach, gdzie nikt nikomu nie patrzy na ręce, a wszyscy udają, że nie ma takich fabryk. Sidra i jej zestaw, to cały wór różnorodnych problemów od akceptowania własnego ciała, po brak poczucia jedności z nim, przez podjęcie problematyki ukrywania własnych problemów z obawy przed reakcją społeczeństwa (transeksualność, homoseksualizm, itp.), aż po jawną krytykę głupiego prawa niekompatybilnego z prawem kulturowym, czy społecznym. Kolejnym punktem do dyskusji podjętym przez autorkę jest sprawa samostanowienia SI, w którym momencie można mówić o kodzie programu, a w którym już o świadomości.
Prawdę powiedziawszy można by kopać i kopać do trzewi, do osnowy powieści i ciągle znajdowałoby się dobry temat do rozmowy. Treściwość, bogactwo i różnorodność podejmowanych kwestii świadczy o wrażliwości Becky Chambers, a wykonanie o wyjątkowej delikatności.
„Wspólną orbitę zamkniętą” mogę szczerze polecić każdemu, kto nie boi się pogodnych, delikatnych, mądrych książek. Chętnie zarekomendowałabym ją jako lekturę szkolną, gdyby nie świadomość, że byłaby to raczej gwóźdź do trumny, więc rekomenduję ją każdemu dorastającemu nastolatkowi, by spojrzał na świat mądrzej i łagodniej, i każdemu dorosłemu, aby w swej dorosłej mądrości nie zacietrzewiał się z takim strasznym stuporem.
Bądźmy bardziej tolerancyjni.
Wzlot i upadek D.O.D.O.
Neal Stephenson, autor bestsellerów, oraz ceniona przez krytyków powieściopisarka Nicole Galland wspólnie tworzą wciągający i misternie skonstruowany thriller, którego akcja dzieje się w bliskiej przyszłości, splatając historię, naukę, magię i tajemnicę w opowieść podważającą fundamenty naszego nowoczesnego świata.
Melisande Stokes, ekspertka od lingwistyki i języków, spotyka na korytarzu Uniwersytetu Harvarda Tristana Lyonsa, pracownika wojskowego wywiadu – i rozpoczyna się ciąg zdarzeń, które odmieniają tak ich życie, jak losy całego świata. Młody człowiek z zakonspirowanej rządowej agencji zwraca się do Mel, szeregowej pracownicy naukowej, z niewiarygodną ofertą. Warunek jest jeden: musi przysiąc, że zachowa to tajemnicy, w zamian otrzymując bardzo godziwe wynagrodzenie.
Ludzie Północy. Saga islandzka
Najazdy wikingów są kojarzone głównie z terenami Skandynawii i Wielkiej Brytanii, znacznie mniej miejsca literatura poświęca podbojowi mniej przyjaznych obszarów jak Islandia czy Wyspy Owcze. Z tym większą przyjemnością sięgnęłam po drugi tom Ludzi Północy, który ukazał się kilka tygodni temu nakładem Wydawnictwa Egmont.
Pierwszy tom, w którym zostało zebranych pięć niezależnych historii mających miejsce w Anglii i Irlandii, okazał się więcej niż dobry. Dobrze przemyślane scenariusze autorstwa Briana Wooda świetnie komponowały się z ilustracjami takich artystów jak Dean Ormston, Danijel Žeželj czy Davide Gianfelice. Nic więc dziwnego, że poprzeczka została zawieszona naprawdę wysoko. Czy drugi tom spełnił pokładane w nim nadzieje? Całkowicie! Saga islandzka to bardzo dobra kontynuacja, trzymająca dokładnie ten sam wysoki poziom co opowieści anglo-saskie.
Tym razem mamy do czynienia z czterema historiami – trzema nieco krótszymi oraz jedną obszerną tak, że zajmuje połowę całego tomu.
Akcja Morskiego szlaku toczy się najwcześniej ze wszystkich historii. Przedstawia losy pewnej załogi, której kapitan postanawia przejść do historii, żeglując na północny-zachód, daleko poza tereny znane wówczas Europejczykom.
Swen Nieśmiertelny to przyjemna niespodzianka i powrót do bohaterów znanych z jednej opowieści z poprzedniego tomu. Aby za bardzo nie spoilerować, zdradzę tylko, że pokazuje interesujące zestawienie młodzieńczej buty z doświadczeniem i determinacją.
Dziewczyna w lodzie jest najbardziej przejmującą i poruszającą z zawartych tu historii. Opowiada o pewnym starym człowieku, który odnajduje zamarznięte ciało młodej dziewczyny i postanawia odkryć, jak zginęła.
Trylogia islandzka to z kolei historia dwóch wpływowych islandzkich rodów, które rywalizują ze sobą od czasów pierwszych islandzkich osadników. Rodowa waśń przekracza granice rozsądku i wpływa na wszystkich mieszkańców wyspy.
Każda z zawartych tu opowieści jest mroczna i czasem do bólu wręcz realna. Morskie wyprawy to nie kilkudniowe machanie wiosłami, lecz wykańczająca, pozbawiająca zmysłów harówka. Spotkania z nowymi ludami bywają dalekie od przyjacielskich, a w ciężkich czasach z ludzi wychodzi zwykle to co najgorsze. Niewiele jest tu postaci w pełni pozytywnych, zdecydowana większość ma w sobie twardość, bez której by nie przetrwali. Inni to z kolei zwykli nikczemnicy.
Od strony technicznej komiks też prezentuje się świetnie. Twarda oprawa, wygodny, ale duży format oraz dobrej jakości papier to duży plus. Jeszcze większym jest strona graficzna i ilustracje autorstwa Fiony Staples, Becky Cloonan, Danijela Žeželja, Davide Gianfelice, Declana Shalveya i Paula Azaceta. Mimo że poszczególne historie różnią się stylem i klimatem, jest w nich moc i mocno przemawiają do wyobraźni.
Mówiąc krótko, gorąco polecam wszystkim fanom nordyckich klimatów!
Magia i stal
Trzymająca w napięciu, wypełniona akcją powieść w mistrzowski sposób łącząca elementy cyperpunku i steampunku.
Na ruinach cywilizacji dochodzi do starcia dwóch mocarstw; w jednym, zwanym Królestwem, żądzą racjonalizm, wykształcenie i technologia, a magia jest zakazana i tępiona. W drugim magia jest wszechobecna i to ona kształtuje życie ludzi. Molly Blackwater mieszka w Królestwie, lecz pewnego dnia odkrywa w sobie zakazane magiczne zdolności. Dręczą ją wizje wojny między dwoma mocarstwami. Kiedy w końcu dochodzi do wybuchu konfliktu, Molly staje przed arcytrudnym wyborem: po której stronie ma się opowiedzieć? W swojej ojczyźnie została wyklęta, ponieważ jest wiedźmą. Druga strona traktuje ją podejrzliwie, bo przecież może być szpiegiem...
Pocięte opowieści - akcja trwa
Czy pamiętacie "Pocięte opowieści"? To humoreska fantasy autorstwa Michała Kozaczko, której recenzję przedpremierową mieliście okazję przeczytać w lipcu na naszej stronie. Mamy świetną wiadomość - autor uzbierał na PolakPotrafi pełną kwotę i książka się ukaże. Cieszymy się tym bardziej, że Secretum.pl objęło tę powieść patronatem.
Ale zbiórka trwa jeszcze 6 dni, więc wciąż walczymy o odblokowanie bardziej ambitnych celów, które jeszcze bardziej odróżnią edycję z akcji od dostępnej później w sprzedaży, czyli prawdziwa gratka dla kolekcjonerów i entuzjastów książek.