Rezultaty wyszukiwania dla: Akcja
Królowa Żaru
AKCJA, AKCJA I JESZCZE RAZ… AKCJA!
GDY BOHATERKA DORASTA
PODSUMOWANIE
Saal
Twórczość Grzegorza Wielgusa miałam okazję poznać przy okazji cyklu “Brat Gotfryd” (“Pęknięta korona” oraz “Czarcie słowa”) opowiadającego o przygodach średniowiecznego inkwizytora oraz dwóch rycerzy z Małopolski. Będąc miłośniczką tej serii, nie mogłam nie sięgnąć po kolejną powieść autora. Zwłaszcza, iż byłam niezmiernie ciekawa, jak poradzi on sobie z thrillerem obsadzonym we współczesności. “Saal”, bo o nim mowa, jest najnowszym tytułem pisarza i mam nadzieję, że dotrze on do jak najszerszego grona odbiorców.
Opis książki jest dosyć lakoniczny: Alicja jest młodą kobietą, dla której wyjazd w góry miał być chwilą oddechu od pracy i kłopotów codzienności. Niestety przypadkowo w jej dłonie trafia tajemnicza paczka, dzięki której kobieta nagle staje się obiektem zainteresowania potężnej grupy przestępczej. Tytułowy Saal to najemnik, którego zadaniem jest odzyskanie przesyłki, nawet za cenę życia niewinnych osób. Rozpoczyna się polowanie.
Spodziewałam się wielu rzeczy, ale przyznam, że “Saal” zaczął mnie zaskakiwać już od pierwszych stron i to na korzyść. Autor, zgodnie z zasadą wyznawaną przez Alfreda Hitchcocka rozpoczął całość trzęsieniem ziemi, a potem pozwolił napięciu narastać! Dosłownie pochłaniałam wzrokiem kolejne strony, zastanawiając się, w którym kierunku podąży akcja i jakie tajniki ludzkiej duszy przy tym odsłoni. Cięty humor, graniczący niemal z sarkazmem, będący wizytówką Grzegorza Wielgusa jeszcze się wyostrzył, sprawiając, że nie tylko dialogi, ale również opisy czytało się z niekłamaną przyjemnością, a często i uśmiechem na ustach.
Postacie, mimo stosunkowo niewielkiej objętości samej powieści, są całkiem dobrze zarysowane i na tyle charakterystyczne, by utkwiły w pamięci czytelnika na dłużej. Alicja i jej emocje wydają się na tyle prawdziwe, że w pewnych momentach solidaryzowałam się z tą fikcyjną bohaterką i nie tylko odczuwałam jej obawy, ale też potrafiłam zrozumieć tok rozumowania. Majstersztykiem jednak okazał się sam Saal. Człowiek duch, a może raczej demon, który jako najemnik potrafi dokonać rzeczy niemożliwych, jednocześnie posiadając drugą, lepszą stronę osobowości. To chyba jej istnienie najbardziej mnie zaskoczyło. I wiecie co? Jak dorosnę, chcę być jak Saal!
Podsumowując: rewelacyjny thriller bądź jak kto woli powieść kryminalna, która zagwarantuje Wam świetną rozrywkę w czasie lektury. Dodatkowo jej zakończenie daje nadzieję, że będziemy mieli jeszcze okazję spotkać się z Saalem i poznać jego kolejne przygody, czego Wam i sobie życzę!
Zapowiedź: Diuna. Powieść graficzna. Księga 1
Nie wolno się bać. Strach zabija duszę. Strach to mała śmierć, a wielkie unicestwienie. Stawię mu czoło…
Zapowiedź: Pan Lodowego Ogrodu 1
Zimne wody Wenisany
Linor Goralik to dla polskiego czytelnika postać właściwie anonimowa. Dotychczas polscy wydawcy nie sięgali po twórczość tej niepowtarzalnej rosyjskiej pisarki i poetki. Teraz tę próbę podjęło wydawnictwo Dwukropek i na warsztat wzięło „Zimne wody Wenisawy” – jeden z mniej kontrowersyjnych tekstów, krótką, lecz nasyconą symboliką powieść młodzieżową. I jak wyszło?
Akcja tego fantasy dla młodszego czytelnika toczy się w tytułowej Wenisawie – krainie podzielonej na część górną (Weniskajl) i dolną (Weniswajt). W górnej żyją ludzie, w dolnej, pod wodą, przedziwne ptaki i topielcy. Mieszkańcy Weniskajlu bardzo pilnują, by nie wpaść do wód Weniswajtu – wierzy się, że kto tam wyląduje, zachoruje na tęczową chorobę i wkrótce umrze. Szczególnie strzeżone są dzieci, którym nie wolno chodzić bez opieki. Ale oto dochodzi do nieszczęśliwego wypadku i do Weniswajtu wpada dwunastoletnia Agata… Dziewczynka odkrywa, że nie wszystko, o czym mówią jej dorośli, to prawda, a ci, którzy ponoć opiekują się Weniskajlem, nie zawsze mają czyste intencje. Tylko jak to zakomunikować światu, kiedy ma się zaledwie dwanaście lat?
„Zimne wody Wenisawy” należą do tych powieści, które urzekną i młodszego czytelnika, i tego zupełnie dorosłego. Ci młodsi będą zapewne kibicować Agacie i wraz z nią oburzać się na niesprawiedliwość świata i bzdury, w które wierzą ci niby mądrzy dorośli. Ci starsi dostrzegą w historii utkanej przez Goralik szereg analogii z otaczającym nas światem. Rosyjska autorka napisała ponadczasową powieść o manipulacji, o kłamstwach władzy i o tym, jak władza traktuje tych obywateli, którzy nie chcą się podporządkować. Ale… może to Agata się myli, a czytelnik wraz z nią? Może władza chce ustrzec mieszkańców Weniskajlu przed złem czającym się w odmętach Weniswajtu? Goralik niby wiedzie czytelnika jak po sznurku, ale nie rzuca mu ostatecznej odpowiedzi. Zostawia go z tymi samymi wątpliwościami i tą samą rozpaczą, którą odczuwa protagonistka, osamotniona w swojej wiedzy i niepewna, co ma z nią właściwie zrobić. „Zimne wody Wenisawy” są przejmujące, są niesamowicie emocjonalną powieścią, w której większość wydarzeń dzieje się przede wszystkim w świadomości bohaterki. I – uwaga! – to nie sprawia, że jest nudno i że miłośnikom wartkiej akcji będzie się dłużyć. Magia? A może po prostu niebywały talent Goralik – a także jej polskiej tłumaczki, Agnieszki Sowińskiej? Sowińska stanęła przed niełatwym zadaniem przełożenia na nasz język realiów świadomie kreowanych jako obce – i wieloznacznych, pełnych symboli zdań i akapitów. Podołała temu wyzwaniu po mistrzowsku.
Czego „Zimnym wodom Wenisawy” zabrakło? Jedyne moje zastrzeżenie – ta książka jest stanowczo za krótka! Jest nasycona zdarzeniami, emocjami, plastycznymi obrazami fantastycznego świata, ale chciałoby się jej więcej i więcej. Co najgorsze, nie wiadomo, kiedy będzie nam dane cieszyć się kolejnym tomem i dowiedzieć, czy przepowiednia Agaty się sprawdzi, co czeka samą Agatę, jej nowego przyjaciela – i całą Wenisawę.
Ale dla tego słodkiego i nieznośnego oczekiwania jak najbardziej warto sięgnąć po tę pięknie opowiedzianą, uniwersalną historię. Historię dla mniejszych i dla całkiem dużych.
Zapowiedź: Żelazny Wilk. Vardari
Nordyckie misterium. Krew, pożądanie i tajemnica.
"Żelazny Wilk" to pierwsza książka z serii "Vardari", odrębnego cyklu, którego akcja toczy się w uniwersum znanym z obsypanych nagrodami "Kruczych pierścieni".
Powrót Mrocznego Rycerza. Złote dziecko
Myślę, że Franka Millera nie trzeba nikomu przedstawiać. Natomiast drugim, pojawiającym się na okładce nazwiskiem jest Rafael Grampa. To amerykański rysownik znany z komiksu „Mesmo Delivery”. Jak wygląda zeszyt, który artyści stworzyli wspólnymi siłami?
Zarys fabuły
Joker i Darkseid wspólnymi siłami próbują wywołać chaos podczas wyborów prezydenckich w Ameryce. Przeciwstawia się im młoda Batwomen Carrie Kelley oraz duet potomków Supermena: Lara i Jonathan Kent. Żadne z nich jednak nie ma pewności czy warto pomagać ludziom, których zachowanie i sposób bycia pozostawiają wiele do życzenia. Czy mimo to podejmą się ryzykownego zadania?
Moja opinia i przemyślenia
Komiks ma twardą oprawę i osiemdziesiąt stron. Wydany został na dobrej jakości papierze i w pełnym kolorze. Kreska Rafaela Grampa jest dość specyficzna, ale rysownik ma swój własny, unikalny styl, którego się konsekwentnie trzyma. Zeszyt sprawia wrażenie nieco chaotycznego, ale ostatecznie można odnaleźć się w głównych założeniach fabuły.
„Powrót Mrocznego Rycerza: Złote Dziecko” to podobno kolejny komiks, za którego scenariusz odpowiada znany scenarzysta Frank Miller. Tym razem jednak trudno jest w to uwierzyć. Komiks to nie, jakby można się było spodziewać, fantastyczna przygoda poprzez uniwersum DC, a polityczna manifestacja amerykańskich demokratów. Na zaledwie osiemdziesięciu stronach komiksu udało się wcisnąć wszystkie ich przekonania i teorie spiskowe. Możliwe, że dla Amerykanina wyznającego taką politykę będzie to nie lada gratka. Jednak w Europie, w większej lub mniejszej mierze, te problemy wydają się odległe i zdecydowanie za bardzo rozdmuchane. Nie tego oczekiwałam po komiksie o super bohaterach. Co więcej, celem Darksida jest unicestwienie świata. Bezsensowne jest więc założenie, że będzie mieszał się w amerykańską politykę.
Podsumowanie
Tym razem niestety z zeszytu „Powrót Mrocznego Rycerza: Złote Dziecko” nie jestem ani trochę zadowolona. Mimo że lubię uniwersum DC, tu nie znalazłam zbyt wielu elementów, które mogłyby mi się spodobać. Nie jest to jednak najgorszy komiks z akcją umieszczoną w Gotham, jaki miałam okazję przeczytać. W żaden sposób nie wybija się jednak również ponad średnią. To po prostu kolejny, przeciętny tytuł, który fani uniwersum DC mogą, ale nie muszą przeczytać. Jeżeli tego nie zrobią, niczego nie stracą. Po nazwisku Franka Millera na okładce spodziewałam się czegoś znacznie lepszego. Chociaż niewątpliwie trzeba jej przyznać, że historia ma wiele (niezamierzonych) elementów humorystycznych.
Focon już w ten weekend!
Czy jest na sali ktoś kto jeszcze nie wie, że Focon, czyli Fantasy Online Convention odbędzie się już w ten weekend, czyli 24 i 25 kwietnia?
Wildcard. Dzika karta
Marie Lu powraca z ostatnim tomem dylogii „Warcross”. Tom pierwszy bardzo mi się podobał, dlatego z wielką chęcią zabrałam się za „Wildcard”.
Po tym, jak Emika Chen z ledwością uszła z życiem z Mistrzostw Warcrossa, postanawia, że musi pokrzyżować plany Hideo, osobie, której ufała i z którą łączyło ją uczucie. Razem z przyjaciółmi z Phoenix Riders, próbują znaleźć sposób na zażegnanie niebezpieczeństwa, jakie wiąże ze sobą nowy algorytm Neurołącza. Wszystko komplikuje się, gdy za głowę Emiki zostaje wyznaczona duża nagroda. Z pomocą przychodzi jej Zero i Czarne Płaszcze. Jednak ich pomoc nie jest za darmo. Czy Emika będzie w stanie spełnić ich żądana? Kim tak naprawdę jest Zero?
Gdy tylko książka do mnie przyszła, od razu zabrałam się za czytanie. Z początki szło mi ono dość opornie, bo nie wszystkie poprzednie zdarzenia tak dobrze pamiętałam. Na szczęście raptem po kilku stronach przypomniałam sobie, co działo się w tomie pierwszym i dalej już czytanie szło mi bardzo szybko. Nie mogę zdradzić za dużo z fabuły, ponieważ praktycznie wszystko byłoby spojlerem, który popsułby przyjemność z czytania (która jest duża). Mogę natomiast napisać, że „Wildcard” to praktycznie sama akcja. Nie ma nawet chwili na nudę. Jest tylko kilka fragmentów, bardziej „gadanych”, ale nawet one nie nudzą, a sporo wyjaśniają. Od książki naprawdę bardzo trudno się oderwać.
W „Wildcard” została wyjaśniona tajemnica porwania Sasuke i kim tak naprawdę jest Zero. Przyznam szczerze, że takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam, ale bardzo mi się to rozwiązanie podobało, ponieważ lubię być w książce zaskakiwana.
Trochę zabrakło mi większego wątku romantycznego pomiędzy Hideo i Emiką oraz pomiędzy Roshanem i Tremaine. Chętnie poczytałabym o nich coś więcej, zwłaszcza o tej drugiej parze.
Książka została bardzo dobrze zakończona. Wszystkie wątki zostały wyjaśnione, autorka nie pozostawiła miejsca na jakieś dziwne domysły.
Podsumowując, bardzo polecam całą serię „Warcross”. Są to książki, przy których nie można się nudzić. Jedyny minus, jaki znajduję, to trochę mało rozbudowany wątek romantyczny, ale dla innych może być to plus.
Żelazna kraina