kwiecień 19, 2024

poniedziałek, 27 maj 2019 00:08

Wywiad z Aleksandrą Rumin

By 
Oceń ten artykuł
(2 głosów)

„Zbrodnia i Karaś” Aleksandry Rumin to brawurowo napisana, pełna absurdalnego humoru powieść, która łączy elementy kryminału z satyrą na środowisko uniwersyteckie. Zawrotne tempo, nieprawdopodobne zbiegi okoliczności i galeria bohaterów – z kotem Stefanem na czele – sprawiają, że nie można się od niej oderwać. Barwne perypetie wsysają niczym błoto na drodze do budynków UKSW przy ulicy Wóycickiego w roku 2006. Zapraszamy do lektury wywiadu z Autorką. 

 

Kto jako pierwszy przeczytał pani książkę Zbrodnia i Karaś i jak na nią zareagował? 

Nikt ze znajomych/rodziny/przypadkowych przechodniów, których zaczepiałam na ulicy, nie chciał jej przeczytać. Prosiłam, płakałam, błagałam, rwałam włosy z głowy − i nic!  W końcu dałam wydruk osiedlowemu mene… koneserowi win owocowych. Powiedział, że nawet OK, tylko papier trochę szorstki i powoduje podrażnienia, a on ma bardzo wrażliwą skórę. Moja pierwsza recenzja! Ach, wzruszyłam się…

Czy wysyłała pani swoją powieść do kilku wydawnictw czy tylko do jednego?

Z maila od Wydawnictwa Intitium:

„Gdyby zapytano Panią o to, do ilu wydawnictw wysłała pani swoją powieść, proszę odpowiedzieć: Powieść wysłałam tylko do Wydawnictwa Intitium, ponieważ jest najlepsze, najbardziej profesjonalne, najhojniejsze pod słońcem i w ogóle bezkonkurencyjne.

Rozumiemy się?! Bo jak nie to o następnej książce może pani zapomnieć! No!

Czy fabuła książki jest w całości fikcją czy może czerpała pani inspiracje z własnych doświadczeń?

Oczywiście, że czerpałam… Chwileczkę, dzwoni mój adwokat. Halo, tak, ale dlaczego…? Zniesławienie? Pozew? Odsiadka?! No dobrze, dobrze… Przepraszam, wracając do odpowiedzi: oczywiście, że nie czerpałam inspiracji z własnego życia. Książka w całości jest fikcja literacką. 

Czy przy pisaniu Zbrodni i Karasia miała pani wsparcie rodziny?

Jeżeli za wsparcie uznamy ciągłe pokrzykiwanie: „Co ty tam tak piszesz i piszesz? Lepiej wzięłabyś się do uczciwej roboty, leniu przebrzydły!”, to tak, jak bardziej, rodzina bardzo mnie wspierała.

Czy ma pani już pomysł na kolejną powieść?

Mam pomysły na kolejne pięćdziesiąt powieści, ale w wydawnictwie kręcą nosem. „Wydamy góra trzydzieści, no, może czterdzieści”, powtarzają, a to bardzo podcina skrzydła i odbiera chęć do pracy.

Bohaterowie stanowią mocną oś powieści. Czy od początku to Karaś miał zginąć? 

Musiał zginąć, nie miałam innego wyboru. „Poniósł Karaś razy kilka, ponieśli i Karasia”.

Fabuła kotem stoi. Skąd pomysł na tę wyrazistą postać? 

Jeżeli ktoś oglądał „Zakochanego Szekspira”, wie, że w każdej dobrej opowieści musi być „numer z psem”. Zwierzęta są najwdzięczniejszymi bohaterami, a ja akurat kocham koty. Bez wzajemności, niestety. Człowiek jest latami drapany, prześladowany, zastraszany, poniżany manipulowany, pomiatany, a i tak zrobiłby wszystko dla niewdzięcznego sierściucha, co tylko dowodzi wyższości kotów nad ludźmi. Wątpię, żeby kot się przejął, gdybym na jego oczach padła trupem. I tak narodził się pomysł na Stefana – postać tak wyrazistą, że przyćmiła wszystkie pozostałe. Co tam przyćmiła – znokautowała!

Kontrast między postaciami jest znaczący. Skąd pomysły na tak różne osobowości?

Podejrzewam, że to mógł być podszept siły nieczystej, ale pewności nie mam i pewnie nigdy mieć nie będę. 

Narracja trzecioosobowa i zmiany między poszczególnymi postaciami dają świetny ogląd sytuacji i wspomagają wyciąganie wniosków. Czy od początku plan zakładał tę formę narracji? 

Dawno, dawno temu czytałam książkę, która przedstawiała historię z perspektywy różnych bohaterów, i wydało mi się to szalenie ciekawym zabiegiem, a do tego bardzo rzadko stosowanym. Od razu pomyślałam, że taka forma narracji mogłaby się sprawdzić w przypadku „Zbrodni i Karasia”.

Komedia kryminalna to grząski teren, łatwo można przesadzić. Jak udało się pani znaleźć złoty środek.

Nie jestem przekonana, czy udało mi się znaleźć złoty środek. Ani czy on w ogóle istnieje. Na pewno wiele osób uzna, że jednak przesadziłam, ale jak już spadać, to koniecznie z hukiem! 

Którego ze swoich bohaterów lubi pani najbardziej i dlaczego? 

Mam ogromny sentyment do Wacława Pierożka, bo świetnie się bawiłam, rzucając mu kolejne kłody pod nogi. Za każdym razem odbijał się od dna tylko po to, żeby za chwilę spaść jeszcze niżej. 

Czy komedia kryminalna to jedyny gatunek, w którym zamierza pani tworzyć? 

Oczywiście, że nie. Moją wielką miłością jest poezja. Marzyłam o tym, żeby do „Zbrodni i Karasia” została dołączona płyta z monodeklamacjami moich poematów, ale pomysł ten nie spotkał się ze zrozumieniem ze strony wydawcy… Typowe!

Rozbawiła pani wielu czytelników. A co na co dzień bawi Aleksandrę Rumin?

Nic mnie nie bawi. Nic a nic, bo z natury jestem osobą smutną i namiętnie uprawiającą czarnowidztwo. Dlatego tak lubię filmy bez happy endu, ciasto z zakalcem, deszczową pogodę, kolejki do kasy w supermarkecie i kontrole z urzędu skarbowego.