kwiecień 23, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: Zakamarki

piątek, 28 kwiecień 2023 21:29

Vamps. Świeża krew

 

Wampiry wcale nie odeszły w czytelniczy niebyt – wręcz przeciwnie! Wciąż są na piedestale, a książki z nimi mogą porwać czytelników w niesamowite i magiczne przygody! Świadczy o tym najnowsza powieść Nicoel Arend „Vamps. Świeża krew”.

Bycie dhampirem – pół człowiekiem, a pół wampirem – wcale nie jest proste. Co więcej, Dillion Halloron nie zdawał sobie sprawy z tego, kim jest. Mieszkał z ojcem na irlandzkiej prowincji i nie wiedział, że gdzieś na świecie istnieją wampiry. Prawdę poznał wtedy, gdy musiał udać się do akademii wampirów Albinen, w szwajcarskich Alpach. To życzenie matki chłopaka i chociaż Dillion nigdy jej nie poznał, to ojciec zamierza spełnić dane jej słowo.

Albinen nie jest zwykłą szkołą – to elitarna akademia przeznaczona tylko dla najbogatszych i najznamienitszych przedstawicieli wampirzych rodów. Dillion przez to, iż jest dhampirem, nie odnajduje się w nowym towarzystwie. Nie ma pojęcia o tym wszystkim, co związane jest z byciem wampirem i nie dysponuje potężną fortuną. Jest kimś, kogo wytka się palcami. Jednak okazuje się, ze Dillion nie jest wcale takim zwykły dhampirem.

Chociaż autorka zaczerpnęła ze znanych motywów, to opakowała wszystko w bardzo oryginalną otoczkę, przez co książkę czyta się z rosnącą ciekawością i zaangażowaniem. Na pierwszych stronach autorka zdradza nam imiona oraz pochodzenie bohaterów i wdać, że Dillion wyróżnia się na ich tle swoim pochodzeniem. Autorka również skutecznie zarzuca przynęty, bo tajemnicza tożsamość matki bohatera zostaje wspomniana już na samym początku. Sama akademia jest niezwykle intrygującym miejscem i aż ma się ochotę poznać jej wszystkie zakamarki i sekrety.

Jednak najbardziej przyciąga historia Dilliona, który odkrył to, kim naprawdę jest. Wszystkie jego emocje, odczucia zostały bardzo wyraźnie scharakteryzowane i opisane. Czuć, że nastolatek walczy nie tylko z tym, co dzieje się w nim, ale stara zrozumieć to, co go otacza. Polubiłam głównego bohatera, ale wszystkie postacie, które pojawiły się w jego otoczeniu. Dlatego, iż pomimo tego, że niemal wszyscy to wampiry, to jednak dość realnie zostały przedstawione ich nastoletnie emocje, zmagania, a także pierwsze miłości i zakochania. Ostatnie rozdziały to wiele emocji, a niektóre zachowania bohaterów są godne podziwu!

Z zaintrygowaniem śledziłam kolejne losy bohaterów, a także zmagania Dilliona. Im dalej w książkę, tym autorka serwowała nam więcej akcji, przyśpieszała jej tempo. W pewnym momencie nie mogłam oderwać się od treści i chociaż bohaterowie są ode mnie młodsi, to wciągnęłam się w ich przygody. „Vamps. Świeża krew” okazało się ciekawą pozycją, napisaną lekkim stylem, bez zbędnych udziwnień, dzięki czemu młodzież z przyjemnością odda się lekturze.

 

 

Dział: Książki
niedziela, 09 kwiecień 2023 09:16

Poszukiwacze światła


„Im lepiej rozumie się żywych, tym łatwiej zrozumieć śmierć.”

Propozycję warto uwzględnić w planach czytelniczych. Intryga porządnie przemyślana, zgrabnie skonstruowana i atrakcyjnie podana. Elementy dynamicznej rozwijającej sensacji, ściśle przeplatają się z frapującą zagadką kryminalną, a w tle tworzą ciekawy obyczajowy wzór. Trzy solidnie zbudowane filary powieści wspierają się w budowaniu akcji i intensyfikowaniu napięcia, a to jednak nie wszystko. Femi Kayode stawia również na psychologiczne aspekty powiązane z zachowaniami tłumu i wykorzystania zbiorowej odpowiedzialności do uniknięcia kary. Przekonuje ich przedstawienie, autor chętnie czerpie z wykształcenia i doświadczenia. Najbardziej zaskakują w powieści nigeryjskie nawiązania. Osadzenie akcji we współczesnej Nigerii nadaje egzotyczną aurę i pozwala przyjrzeć się licznym bolączkom, z jakimi zmaga się kraj, temu, co czyni ze społeczeństwem przemysł ropy naftowej, pokłosiu milionów ofiar wojny biafrańskiej, nieustannym konfliktom wewnętrznym, klęski głodu na masową skalę, rozbudowanego aparatu korupcji, negatywnego wpływu zagranicznego biznesu. Wysoko oceniam tego typu książki, dostaję wciągającą rozrywkę, wynoszę wiedzę, mam okazję przyjrzeć się trendom i zdarzeniom z perspektywy innej niż dotychczasowej lub głębszej.

Nigeria, południowo-wschodnia część kraju, miasto Okrika usytuowane w pobliżu Portu Harcourt, a w nim uniwersyteckie miasteczko. Właśnie ono jest świadkiem makabrycznej zbiorowej zbrodni. Liczący około stu osób tłum atakuje i pali żywcem trzech studentów oskarżonych przez lokalną społeczność o kradzież. Przerażający obraz ludzkiej bezsilności, nawarstwianych uprzedzeń, pragnienia odreagowania na biedę i braku dostępu do wykształcenia. A może coś innego wprawiło w ruch łańcuch koszmarnie dramatycznych incydentów? I właśnie do odkrycia ukrytych motywów zbrodni zostaje zatrudniony, przez ojca jednej z ofiar, dyrektora zarządzającego narodowym bankiem, psycholog śledczy Philip Taiwo. Interesująco obserwuje się, jakie rodzinne mechanizmy kierują przyjęciem oferty, zarówno od strony przeszłości, związanej z seniorem rodu, jak i teraźniejszości, skupionej na małżeńskiej relacji. Philip, wspierany przez tajemniczego kierowcę  Chikę, stopniowo utwierdza się w przekonaniu, że sprawa Trzech z Okriki reprezentuje wyjątkową złożoność i wielowarstwowość, a przy tym szczelne okrycie zmową milczenia, nieuchwytność ogniwa zapalnego i szalenie niebezpieczne posunięcia.

Thriller „Poszukiwacze światła” nie oszczędza ofiar, katów, policji i czytelnika. Prezentuje gorzką i cierpką prawdę o ludzkiej naturze, sięga do destrukcyjnych słabości i wad, obnaża mroczne zakamarki w psychice człowieka, daje odbicie wybuchowej mieszanki bezsilności, nienawiści, przemocy i pragnienia zemsty. Obraz  dyskomfortu, kiedy sprawiedliwość nie wypełnia się, kara nieproporcjonalnie dzieli pomiędzy wielu, zaś prawda przeraża przesłaniem. Warto podkreślić, że podczas pisania książki autor inspiruje się linczem dokonanym na czterech studentach (Ugonna Obuzor, Tekena Elkanah, Chiadika Biringa and Lloyd Toku, 2012, Nigeria) przez samozwańczych stróżów prawa, tłum morduje, obserwuje i nagrywa filmy na komórkach.

Dział: Książki
piątek, 10 grudzień 2021 08:26

Pan Lodowego Ogordu. Księga II

Chociaż dopiero poznaję też świat ambitnej fantastyki, to zachwyciłam się pierwszym tomem serii Jarosława Grzędowicza. Pan Lodowego Ogrodu to już klasyka, pozycja obowiązkowa, a ja dopiero teraz zachwycam się tym światem. Po lekturze pierwszej części zagłębiłam się w drugim tomie.

Vuko to wysłannik z Ziemi, który przybywa na planetę Midgaard z misją ratunkową. Musi odnaleźć naukowców, którzy zaginęli na wyprawie badawczej. Vuko przemierza rozległe tereny obcej planety, poznaje tamtejszych mieszkańców, kultury i niebezpieczeństwa. Nie jest jednak zdany sam na siebie, ponieważ wprowadzono mu kilka modyfikacji oraz zaopatrzono w zbroję i strój, który jest bardzo nowoczesny. Misgaard wciąż atakuje dziwna i tajemnicza mgła oraz Węże. Nasz bohater robi wszystko, aby uratować ludzi, ale jednak wciąż chce wrócić na ziemię, a żeby tego dokonać, musi ocalić i własne życie.

Jak w pierwszym tomie, czytelnicy równolegle poznają historię Filara, który wyrusza w podróż, aby odkryć tajemnice.

O ile ciężko było mi się wczytać w pierwszy tom, to w tym przypadku już od pierwszych stron wpasowałam się w klimat i świat, który wykreował Jarosław Grzędowicz. Poprzednia część zakończyła się w bardzo emocjonującym momencie i przyznać muszę, że nie mogłam doczekać się lektury kolejnej części. Z zachwytem poznawałam zakamarki Misgaardu, a w tej części miałam ku temu okazję. To fascynujące, jak autor ze szczegółami dopracował miejsce akcji; tak podobne do naszego, ale i inne. Chociaż nie przepadam za motywem drogi w książkach, to tutaj mi to wcale nie przeszkadzało, a co więcej, wprowadzenie tego motywu bardzo mnie ukontentowało.

Vuko to jeden z moich ulubionych bohaterów literackich. Jest stanowczy, uparty, w większości przypadków posługuje się siłą, ale jednak jego losy mają w sobie szczyptę humoru i ironii, jakby autor chciał wprowadzić taki jasny promyk w książce. Jestem ciekawa, jak potoczą się jego dalsze losy.

Ci, którzy oczekują akcji jak w pierwszym tomie, mogą się nieco zawieść, bo jest jej zdecydowanie mniej. Dzięki temu możemy lepiej poznać świat (o czym już wspomniałam). Pod względem treści również nie mam nic do zarzucenia, bo autor jest mistrzem słowa pisanego i tworzy takie powieści, które zachwycają i nie dają o sobie zapomnieć.

Pan Lodowego Ogrodu. Księga II to powieść bardzo dobra, nawet lepsza niż pierwsza. Jeżeli autor utrzymuje taki poziom w kolejnych częściach, to ja nie mogę doczekać się lektury.

Dział: Książki
niedziela, 08 sierpień 2021 22:39

Zapowiedź: Wnyki

Po fenomenalnym debiucie powieścią „Znachor” Michał Śmielak powraca ze swoją drugą książką. W trzymającym w napięciu, bezkompromisowym thrillerze z mistrzowską precyzją obnaża ciemne i ponure zakamarki ludzkiej duszy – od wieków niezmiennie podatnej na kuszenie i skłonnej, aby tłumaczyć małe i nikczemne czyny wielkimi ideami. 

Wnyki to urocza wioska zatopiona w górskim krajobrazie Karkonoszy, do której przenoszeni są duchowni, którzy nadszarpnęli zaufanie swoich zwierzchników i parafian. Czas płynie tam jakby wolniej, gościnność mieszkańców uspokaja, średniowieczny kościółek zachęca do zadumy, nawet jeśli miejscowe legendy mówią o Kościele Chrystusa Mściwego, gdzie podobno sam Zbawiciel schodzi z krzyża, aby brutalnie wymierzać sprawiedliwość…

Młody kapłan, ksiądz Piotr Dębicki, przyjeżdża tutaj na urlop i tydzień później znika bez śladu. Nieoficjalnego śledztwa podejmuje się Kosma Ejcherst, poproszony o to przez swojego wuja, wpływowego biskupa. W ten sposób trafia do Wnyków – i tak jak zwierzę zbyt późno orientuje się, że wpadło w sidła zastawione przez myśliwego – tak i on nie zdaje sobie sprawy z zagrożenia. Kosma rozpoczyna nierówną walkę o prawdę w świecie kłamstw, niedomówień i prywatnych wizji porządku świata, w którym nikomu nie można ufać. 

Zdegenerowani księża, wioska spowita zmową milczenia, policjant pokłócony z Bogiem. Z której strony nadejdzie zagrożenie? Czy prawda sumienia się obroni? A czymże jest prawda?

Daj się złapać we Wnyki! Ekscytujący wielowątkowy thriller, znakomita literatura rozrywkowa, nie tylko na lato. 
Robert Wiśniewski, "Magazyn Dobre Książki"



Tytuł: Wnyki
Autor: Śmielak Michał
Wydawnictwo: Wydawnictwo Initium
Język wydania: polski
Język oryginału: polski
Liczba stron: 464
Numer wydania: I
Data premiery: 2021-09-10

Dział: Książki
sobota, 09 maj 2020 20:20

Zapowiedź: Kryzys bohaterów

"Kryzys bohaterów" to 9-zeszytowa miniseria ze scenariuszem wielokrotnego zdobywcy Nagrody Eisnera Toma Kinga ("Mister Miracle", "Vision") oraz rysunkami tak znakomitych twórców jak: Clay Mann ("Batman"), Lee Weeks ("Batman") i Mitch Gerads ("Mister Miracle"). Bezprecedensowe wydarzenie komiksowe rzucające światło na najciemniejsze zakamarki psychiki bohaterów uniwersum DC Comics.

Dział: Komiksy
piątek, 24 kwiecień 2020 13:34

Wielkie polowanie

Niebezpieczeństwo i chęć przygody. Te dwie siły stanowić mogą o życiu każdego z nas. To one są w stanie przekonać nawet największego tchórza, że nadszedł czas działania. Strach może zmusić nas do ucieczki i walki, ciekawość sprowadzić na manowce. Którą z dróg należy wybrać?


Rand al'Thor może zapomnieć o niewinności. Odkrył, kim jest i jakie zadania czekają go w przyszłości. Przez jeden krótki moment myśli, że jego los tworzy on sam, ma nad nim władzę. Tę kruchą wizję niszczy przybycie władczyni Aes Sedai, otoczonej przez kobiety pragnące zniszczenia Randa. Musi ukrywać swoją tożsamość, by uniknąć zagłady.

Niespodziewanie przed młodzieńcem i jego przyjaciółmi otwierają się nowe drzwi do niesamowitej przygody. Gdy ginie niezwykły artefakt to Rand z towarzyszami musi go odnaleźć. Rozpoczyna się Wielkie polowanie. Kłębiące się intrygi i tajemnice, nawet na chwilę nie pozwolą na utratę czujności. Dokąd zaprowadzi ich ta przygoda?


Robert Jordan niezaprzeczalnie stworzył światy, które wciągają czytelnika niemal natychmiast. Choć w Oku świata czuć było mocno zamiłowanie do Tolkiena, to Wielkie polowanie zaczyna nabierać nowego wydźwięku. Czy autor odnalazł drogę, którą chce kroczyć?


Niemal od pierwszych słów spisanych na kartach powieści, czytelnik ma pewność, że o to trzyma w rękach kolejną przygodę, której nie będzie chciał skończyć. Intryga goni intrygę, a światy otwierają przed nami kolejne zakamarki. Nie wiesz komu zaufać, jednak zew przygody i aura tajemnicy ciągną cię naprzód. Jordan umiejętnie rozplanowuje akcje i pozwala toczyć się jej swoim tempem.

Bohaterowie dojrzewają, bez problemu można wyczuć w ich zachowaniu nową dawkę inicjatywy, werwy zagrzewającej do działania. Łatwiej się z nimi utożsamić i kibicować w kolejnych krokach na drodze do przeznaczenia. Sporo się tu dzieje, autor nadaje wyrazistości nie tylko głównym bohaterom, ale stara się też przykuć uwagę czytelnika drugim planem, nie mniej ważnym, albowiem to, co w tle może okazać się równie fascynujące.

Wielkie polowanie to czysta czytelnicza przyjemność. Styl autora ewoluuje, opisy działają niczym zapalnik mający rozpalić naszą wyobraźnię. Widać różnice w zachowaniu bohaterów, poszerza się nasza wiedza na temat poszczególnych ludów i ich zamieszania w polityczne i magiczne potyczki. Już nie tylko Czarny jest tym złym, nie tylko jeden lud potrafi władać magią. Akcja nabiera rumieńców, które z pewnością uzyskamy i na swojej twarzy, gdy z zapałem poznawać będziemy bieg wydarzeń.


A dzieje się sporo.

Dbałość o szczegóły, tak ważne w tworzeniu postaci, nacji i całych światów. To dzięki niej znamy tradycje i zwyczaje, które stanowią podkreślenie ich różnorodności, wyjątkowości. To niesamowite pole do popisu dla naszej wyobraźni. Wielkie polowanie czyta się o wiele szybciej i przyjemniej niż poprzedni tom. Wyrazista, pełna emocji i zwrotów akcji powieść, która dopiero otwiera przed nami wachlarz swoich możliwości, a już skrada serca i zaprząta umysł.

Bez problemu powróciłam w znane mi rejony, ponownie pokochałam pęd akcji i polubiłam się z Randem i jego towarzystwem. Z wypiekami na twarzy wyczekiwałam przygód, intryg i niespodziewanego. Z radością stwierdzam, że coraz mniej tu Tolkiena a coraz więcej Jordana, który w swoim stylu potrafi porwać czytelnika w niesamowitą podróż, która staje się ucztą dla duszy łaknącej fantastyki w ciekawym i porywającym wydaniu.

Dział: Książki
sobota, 04 styczeń 2020 18:24

Citrus 1

Zmiana szkoły to chyba największa zmora dla każdego. Budowanie swojej pozycji, która przez zmiany została nam odebrana, czy szukanie nowych znajomych, może okazać się stresującym przeżyciem. Jeśli do tego ktoś niespodziewanie zawróci ci w głowie, a twoja rodzina powiększa się o nowego rodzica i rodzeństwo, to co jeszcze może się schrzanić?

Yuzu właśnie przenosi się do nowej szkoły. Jej mama ponownie wyszła za mąż i teraz dziewczyna musi zmierzyć się z przeprowadzką, nową szkołą i przybraną siostrą, a to wszystko, zanim pierwszy raz się z kimś pocałuje. Pierwsze emocje czekają ją wraz z przekroczeniem progu placówki. Yuzu swoim wyglądem nie wpisuje się w regulamin szkoły dla dziewcząt, przez co podpada już pierwszego dnia przewodniczącej samorządu Mei. To nie koniec problemów dziewczyny, a zobaczenie uczennicy całującej się z nauczycielem znacznie pogarsza sytuacje. To jednak zakończenie dnia całkowicie zwala ją z nóg, za sprawą skradzionego pocałunku.

To nie pierwsze spotkanie z mangą, w której główna bohaterka odkrywa uroki bycia z inną dziewczyną, ale pierwsze spotkanie z twórczością Saburouty. Czy udane?

 

Niby Citrus to nic odkrywczego, niby schematycznego, jednak ta historia ma coś w sobie, co przykuwa uwagę i wciąga czytelnika niepostrzeżenie do swojego świata. Nagle obrazy łączą się z tekstem i z zapałem przewracałam kartki. Pierwszy tom rozpoczyna się niewinnie. Nowa sytuacja życiowa, nowy dom, rodzina i szkoła. Yuzu musi zmierzyć się ze wszystkim, równocześnie marząc o znalezieniu chłopaka. Nie jest to proste w szkole dla dziewcząt.

Bohaterowie dadzą się lubić, choć początkowo nierozgarnięcie Yuzu trochę mnie drażniło, a ona sama szybciej robiła, niż pomyślała. Na szczęście im dalej w las, tym bardziej urzekła mnie swoim podejściem do życia i poczuciem humoru. Mei jest tajemnicza, nieco smutna i zdystansowana, dzięki czemu mamy starcie dwóch żywiołów, które dają nadzieje na masę emocji w kolejnych tomach.

Pierwsze pocałunki, powoli rozwijające się uczucia, których nie można dopuścić do głosu i szkoła, która choć radykalna, to ugina się pod presją przebojowości naszej blondwłosej bohaterki. Wszystko to spisane lekko i zabawnie, całość czyta się płynnie i szybko.

Kreska przywodzi mi na myśl pierwsze mangi z mojej dawnej kolekcji i serial Sailor Moon. Każda choćby najmniejsza linia wyraża emocje, podkreśla historie i charakter bohaterów. Saburouta skradła me serce niewinnością i tym, co między wierszami, tworzącego się gdzieś w oddali, a podkreślonego każdą kreską.

Pierwszy tom sprawił, że chciałam więcej. Każdy kolejny odkrywa przede mną zakamarki tej historii. Czy najlepszej, jaką czytałam? Nie, ale nie oznacza to, że seria jest zła. Można z nią zacząć mangową przygodę czy podobnie do mnie wrócić do jej czytania. To świetna przygoda w świecie obrazów, które wpisują się w moje odczucia estetyki. Czekam na kolejne opowieści spod ołówka autorki.

Dział: Komiksy

Już niedługo, podczas festiwalu Synestezje (21-24 listopada), krakowski klub Studio zmieni się w siedzibę czarnoksiężnika Johannesa Schachmanna, a jego zakamarki zostaną wypełnione mrocznymi i dziwacznymi sekretami.

Wernisaż odbędzie się 21 listopada o 21.00 w klubie Studio (ul. Budryka 4, Kraków).

Dział: Konwenty
środa, 20 marzec 2019 21:25

Giant Days. Tom 6 : Nie wariuj, Daisy

Niedawno recenzowałam tom piąty „Giant Days”, a w lutym ukazała się kolejna, bo szósta już odsłona perypetii życiowych trzech studentek z Uniwersytetu w Sheffield.

W poprzednim tomie dziewczęta rozpoczęły drugi rok studiów i wynajęły stancję. W ich życiu nastąpił kolejny etap. Nie będąc już nieopierzonymi pierwszoroczniakami, mogą z wyższością i mądrością, patrzeć na nowy studencki narybek. Jednak jak to zapowiedziała w poprzednim tomie Daisy: „Nie martwcie się, nasze największe błędy... są wciąż przed nami”.

I tak, mając na uwadze tytuł aktualnego tomu - „Nie wariuj, Daisy”, pierwsze skrzypce we wszystkich czterech rozdziałach będzie pełniła, właśnie ta, jak dotąd spokojna i empatyczna dziewczyna, Daisy. Życie na stancji niesie wiele wyzwań, ale i niebezpieczeństw. Dziewczęta będą musiały poradzić sobie z tak trudną sytuacją, jakim jest włamanie, a pragnienie odzyskania skradzionych pamiątek rodzinnych Daisy, zaprowadzi je w mroczne zakamarki miasta, do pubów, gdzie strach będzie zdecydowanie miał wielkie oczy. Czego jednak nie robi się dla przyjaciółki. Nawet niebezpieczne głupoty. Gdy złodziejska afera ucichnie, Daisy, ta skromna i spolegliwa osóbka, zaskoczy wszystkich szaleńczym romansem z Ingrid. Sekretna oblubienica będzie Daisy jednocześnie rozanielać, jak i doprowadzać do szaleństwa. Ciężko będzie przyzwyczaić się do nowej Daisy, która szaleje po nocnych klubach, zachowuje się jak podlotek i daje porwać się chwili.

Oczywiście nie samą Daisy tom się kręci. Jeszcze są inne elementy życia codziennego, jak zgryźliwy i wścibski sąsiad, rozmowa kwalifikacyjna w sklepie z komiksami, czy proszona kolacja, która, jak to mawia Esther, jest testem dorosłości. Susan nie tylko będzie musiała zmierzyć się ze swoją zazdrością o McGrawa, ale także ze swoim nałogiem, a także nagłym pogorszeniem stanu zdrowia.

Nadal jest dla mnie zaskakujące, jak John Allison, umiejętnie i delikatnie, w sposób nieskomplikowany przedstawia obyczajową stronę studenckiego życia. Owszem brakuje w relacjach Daisy, Susan i Esther tej drobnej wrednej pikanterii, którą niestety płeć piękna potrafi siebie nawzajem uraczyć, ale dzięki temu tak naprawdę ten komiks jest coś wart. Nie brakuje trudnych tematów, z którymi czasem młodzi ludzie muszę się zmierzyć. Poruszanie takich kwestii, jak sieroctwo, preferencje seksualne, starość, czy nieporozumienia małżeńskie, w sposób naturalny i niewymuszony, dodaje waloru do samej przyjemności czytania.

Gorąco polecam wziąć udział w życiu Esther, Daisy i Susan.

Dział: Komiksy
środa, 24 październik 2018 11:22

Han Solo: Gwiezdne wojny - historie

Kiedy zapowiedziano “Hana Solo” na forum światowym aż zawrzało. Ten film zanim jeszcze powstał miał wielu przeciwników, zapowiadano wielką klapę i grzmiano, że świętości ruszać się nie powinno. Han Solo to wszak postać kultowa, wielbiona, ale ma już swoją twarz i to nie byle jaką, bo samego Harrisona Forda. Sama, przyznaję się do bycia jego wielką fanką. Fordowy Han Solo, Indiana Jones, czy Porucznik Deckard... tak, to są właśnie filmy z mojego dzieciństwa, mówiąc brzydko “zajeżdżane” na starym jak dinozaury VHSie. Choć kasety już kolor potrafiły gubić, choć muzyka bardziej grzmiała niż brzmiała.... to do dziś mogę cytować z pamięci większość dialogów z tych pozycji. Dlatego tak trudno było mi nawet przyzwyczaić się i w ogóle znieść koncepcję, że ktoś może śmieć Harrisona zastąpić i próbować być nowym Hanem. Usiadłam więc do tego filmu przyznaję, że z jakimś wewnętrznym oporem i bardzo sceptycznie, nie spodziewając się za wiele.

Dawno dawno temu w odległej galaktyce żył sobie młody awanturnik, który marzył by zostać pilotem i mieć swój własny statek, aby wyrwać się ze swojego marnego życia i zwiedzić ze swoją dziewczyną galaktykę. Brzmi jak banał, ale to są Gwiezdne Wojny - im się takie rzeczy wybacza. Uciec udaje się tylko jemu, jego ukochana pozostaje na planecie, a Han obiecuje sobie i wszystkim widzom, że po nią wróci i ją uratuje. Los jak to los oczywiście młodemu średnio sprzyja i trafia nasz biedak na front, ale nie jako pilot, ino jako mięso armatnie, by szerzyć pokój w wykonaniu Imperium. Tam w przytulnej, ale lekko błotnej dziurze, poznaje Chewbaccę i tak rodzi się wielka przyjaźń, utrwalona późniejszą cudowną sceną ze wspólnym prysznicem... Tak. Ten film choćby dla tej sceny jest wart obejrzenia.

“Han Solo” to tak naprawdę nieprzerwana akcja, pościgi i wyścigi z czasem. To też potwierdzenie teorii, że jak ma coś się nie udać, to się oczywiście nie uda i to jeszcze z takim przytupem i pierdut, że ojej. W polskich kinach, jak wiadomo był puszczany z dubbingiem, więc choćby to już sugeruje dla jakiego widza jest on między innymi skierowany. Ale, bynajmniej film nie jest, ani słodki ani cukierkowy. Reżyser Ron Howard zdecydował się pokazać nam tę ciemną stronę galaktyki - brudne zakamarki ulic, gdzie żyją zmuszane do kradzieży dzieci, niewolnicze kopalnie, czy mafijny półświatek, gdzie karą za nie wykonanie zadania jest wbicie czegoś ostrego w coś miękkiego, często kilkakrotnie. To na pewno działa na plus tej produkcji.

Kolejną sprawą zapewne jest obsada. Absolutnie przyznaję, że Donald Glover grający Lando Calrissiana przyćmił prawie całą resztę ekipy z jednym wyjątkiem... Paul Bettany pojawiający się na ekranie AŻ dwa razy kradnie moim zdaniem cały film dla siebie. Z resztą ten aktor cudownie odnajduje się w rolach mniej lub bardziej czarujących psychopatów, a Dryden Vos - gangster i przywódca Szkarłatnego Świtu, to postać jakby stworzona idealnie pod niego. Do tego dodajmy jeszcze Woody’ego Harrelsona i epizodyczną Thandie Newton i naprawdę jest co oglądać no i na czym oko zawiesić - Emilia Clarke. Jedynie grający Hana Solo Alden Ehrenreich... Choć to nie jest Harrison Ford to widać, że jego następca, choć chronologicznie trzeba by go nazwać paradoksalnie poprzednikiem, naprawdę się stara naśladować pierwowzór i mniej lub bardziej mu to wychodzi. Ale doceniam.

Film obejrzałam dwukrotnie, raz z napisami raz z dubbingiem i przyznaję, że to nie jest złe kino akcji. Może nie bawiłam się na nim tak dobrze jak na “Ostatnim Jedi” gdzie przechichotałam i przesmarkałam prawie cały film, ale jednak warto było na niego poświęcić te kilka godzin życia. Zapewne będę też do niego co pewien czas wracać. Bo, drogie Panie, bądźmy szczere... większość z nas ma słabość do niegrzecznych, ale za razem czarujących chłopców. Takich, co to w oczy zajrzą głęboko, by dostrzec naszą duszę, a przy okazji zwiną zegarek z ręki. Takim jesteśmy w stanie wybaczyć wiele, za takimi polecimy i na kraniec galaktyki w te słynne 11 parseków. I dla takich właśnie zasiadamy w kinie czy przed telewizorem... nawet jeżeli nie są Harrisonem Fordem.

- Kocham Cię
- Wiem.

Dział: Filmy