kwiecień 19, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: Roger Zelazny

piątek, 20 wrzesień 2019 09:36

Aleja potępienia

Roger Zelazny jest dla mnie absolutnym mistrzem science fiction i nie ma lepszego pisarza w tym gatunku niż on. Gdy tylko wydawnictwo Rebis rozpoczęło wydawanie cyklu Wehikuł Czasu, to od razu wiedziałam, że jego dzieł w nim nie zabraknie, bo – najzwyczajniej w świecie – nie może zabraknąć! Moją radość na tę wiadomość pomnożył również fakt, że choć „Aleja potępienia” to kultowa powieść autora, tak nie miałam z nią dotychczas szansy się zapoznać.

„Aleja potępienia” ma zaledwie dwieście stron, jednakże jest niewielka jedynie rozmiarem. Ta książka to postapokaliptyczna bomba, od której nie można się oderwać! Powieść przepełniona jest akcją, napięcie nie opada, bowiem bohater stale walczy z czasem. Co więcej, przechodzi nietuzinkową zmianę, bowiem z najprawdziwszego dupka (to naprawdę łagodne określenie Hella, zresztą nie bez powodu nosi takie imię) przepoczwarkowuje się w… bohatera. Bohatera, który pragnie uratować to, co zostało z Ziemi oraz liczne życia. Muszę przyznać, że miejscami to przeistoczenie zdawało mi się nieco naiwne, jednakże nie przeszkadzało mi w lekturze, a tym bardziej nie było złe – po prostu… było zbyt nagłe? Zabrakło mi nieco głębszej psychologii postaci, niemniej cała reszta wynagrodziła mi to niedopracowanie.

Świat wykreowany przez Rogera Zelaznego jest mało subtelny – to niebezpieczne miejsce, pełne paskudnych i zmutowanych form życia, które stają na drodze głównego bohatera. Tytułowa aleja nie bez powodu nosi miano potępionej. Na szczęście Hell ma swojego Harleya, którego kocha nad życie. Nie opuszcza go również czarny humor, którymi autor sypie niczym czarodziej z rękawa. Uwielbiam dowcipy, przez które czasem można poczuć wstyd, gdy się zaśmieje, a… tych tu nie brakuje. Niesamowita jest również atmosfera książki, bo choć można się przy niej zaśmiać, tak przez większość lektury atmosfera jest duszna, wręcz dusząca, bowiem nie brakuje w niej śmierci, a liczy się jedynie przetrwanie…

„Aleja potępienia” to mała książka, która robi na czytelniku ogromne wrażenie swoją treścią. Jeśli lubicie ścielące się trupy, zmutowane stwory i fenomenalny klimat grozy – jest to lektura stworzona dla Was. Poza oryginalnym bohaterem, miejscami chamskim humorem oraz całą resztą, niesie ze sobą również wiele refleksji – na temat ludzkości oraz tego, do czego w przyszłości może doprowadzić Ziemię w przyszłości. Mocna lektura, która daje popalić i szybko nie opuszcza. Polecam serdecznie.

Dział: Książki
wtorek, 07 maj 2019 22:39

Aleja Potępienia - zapowiedź

Klasyka literatury postapo. Kultowa powieść wielokrotnego zdobywcy nagród Hugo i Nebula
Wojna nuklearna spustoszyła świat. W Ameryce Północnej ocalali ludzie usiłują przetrwać w niewielkich enklawach, pozostałościach dawnych stanów. Hell Tanner, brutalny członek gangu motocyklowego, otrzymuje szansę odkupienia swych win. Na wschodzie wybuchła epidemia i ktoś musi dostarczyć szczepionkę z Los Angeles do Bostonu. Tanner rusza Aleją Potępienia, by mierzyć się z promieniowaniem, gniewem natury, zmutowanymi zwierzętami i jeszcze gorszymi niż one ludźmi.

Dział: Książki
poniedziałek, 22 luty 2016 01:47

Dzikie karty

Nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka, ukazały się do tej pory trzy zbiory opowiadań pod redakcją George R.R. Martina - „Dzikie karty", „Wieża Asów" oraz „Szalejący dżokerzy". Zawarte w antologiach utwory opisują fikcyjną rzeczywistość, której historia rozwija się równolegle do naszej. Swój początek wszystko miało po zakończeniu II wojny światowej gdy 15 września 1946 roku nad Nowym Jorkiem rozprzestrzenił się wirus obdarzając grupkę ocalałych nadprzyrodzonymi mocami. Nazwany został Wirusem dzikiej karty.

Działanie wirusa dzikiej karty było zupełnie losowe. Niektóre osoby przemieniło w Asy. To oni stali się komiksowymi superbohaterami. Inni doświadczyli mniejszych lub większych deformacji co uczyniło ich Dżokerami, zepchniętymi na margines społeczeństwa potworami. Na tym barwnym tle rozgrywają się fabuły przedstawionych opowiadań. Chociaż historie łączy wszystko inne, to dzielą je bohaterowie, których pisarze wykreowali niezwykle zróżnicowanych.

Ponieważ George R.R. Martin na swoje barki wziął nie tylko redakcję antologii, ale również wybór tekstów, spodziewamy się, ża cała seria będzie trzymała równie wysoki poziom. Czy jednak nie jest to nadzieja, która zawiedzie czytelnika? Mimo że opowiadania są różnych autorów (znajdziemy również takie podpisane nazwiskiem George R.R. Martina) to opisują tą samą rzeczywistość. Sam projekt jest bardzo ciekawy i gdybym serię miała oceniać za pomysł, to zyskałaby same najwyższe noty. Niestety jak to z antologiami bywa i tym razem nie udało się stworzyć zbiorów idealnych. Teksty są niezwykle zróżnicowane - niektóre są świetne i nie sposób się od nich oderwać, inne z kolei ciężko się czyta lub wieje od nich nudą. Całość ratuje komiksowe uniwersum rodem ze świata Marvela - o superbohaterach i antybohaterach zawsze przyjemnie się czyta.

Antologia została bardzo starannie opracowana. Historie są spójne i uzupełniają się nawzajem niczym fragmenty puzzli. Przedstawione uniwersum wciągnie każdego wielbiciela fantastyki. Oprócz George R.R. Martina w książce pojawiają się inne znane nazwiska takie jak Roger Zelazny (autor między innymi „Kronik Amberu" i zdobywca wielu nagród w dziedzinie literatury) czy Walter Jon Williams (twórca dylogii „Metropolita" nominowanej do nagrody Nebuli). Sama książka została skonstruowana w taki sposób, że gdyby nie zróżnicowany poziom opowiadań można by było odnieść wrażenie, że to powieść spod pióra jednego autora. George R.R. Martin stworzył naprawdę fajny projekt i nie mogę się doczekać jego kolejnych tomów. Mimo że nie wszystko w antologiach jest perfekcyjne, to jednak jako całość książki serdecznie wszystkim polecam.

Dział: Książki
niedziela, 03 maj 2015 09:22

Kroniki Amberu. Tom 2

Zaledwie trzy miesiące temu fani Rogera Zelaznego mogli cieszyć się wznowieniem pierwszego tomu Kronik Amberu, a Wydawnictwo Zysk i S-ka już wypuściło na rynek tom drugi - w równie świetnym wydaniu. To się nazywa dobre tempo, w przeciwieństwie do polityki niektórych wydawnictw, wydających serie w odstępach co najmniej roku (i nie mówię tu o sytuacjach, gdy autor dopiero skrobie kolejne tomy na bieżąco).

Mówienie o drugim tomie Kronik Amberu może być nieco mylące, bowiem oryginalnie składają się one z dziesięciu powiązanych ze sobą tomów. Pierwszych pięć to tak zwane Kroniki Corwina, a pozostałe to Kroniki Merlina. W najnowszym wydaniu zostały one podzielone na pół, co osobiście uznaję za doskonały pomysł. Bieżąca pozycja to nic innego jak pięknie wydane Kroniki Merlina (w ich skład wchodzą: Atuty zguby, Krew Amberu, Znak Chaosu, Rycerz Cieni, Książę Chaosu), stanowiące spójną i zamkniętą – przynajmniej do pewnego stopnia – całość.

Zapytacie, czym jest Amber. Jedyną – obok Dworców Chaosu - prawdziwą rzeczywistością, którą niepodzielnie rządzi książęcy ród, przy którego intrygach, podstępach i zdradach wszelkie znane nam historie wydają się jedynie wyblakłymi, mdłymi opowiastkami dla dziewiętnastowiecznych pensjonarek. Amber otaczają setki, możliwe nawet, że tysiące Cieni, będących jego odbiciem, bądź po prostu wytworem wyobraźni książąt, Amberytów. Na marginesie dodam, że Ziemia również do nich należy. Podobnie jak miejsca, które znamy z legend i mitów, a czasem literatury (w Kronikach Merlina Zelazny złożył ukłon m.in. prozie Lewisa Carolla).

Wspomniany Merlin, główny bohater i narrator drugiego tomu Kronik, to syn księcia Amberu Corwina i władczyni Dworców Chaosu, Dary. Mieszane pochodzenie daje mu podwójne umiejętności oraz prawo do sukcesji na obydwu dworach. Jednocześnie podwójnie zwiększa liczbę śmiertelnych wrogów, z których zdecydowana większość to bliscy krewni, którzy również ostrzą sobie zęby na tron i objęcie władzy.

Merlina poznajemy, gdy od kilku już lat zażywa życia na Cieniu-Ziemi jako utalentowany informatyk. Niemal od samego początku jego pobytu tutaj dokładnie 30 kwietnia ktoś urządza zamachy na jego życie. Pomysłowe, ale niezbyt – jak widać – udane. Tym razem jednak wydarzenia przybierają bardziej dramatyczny, niż zazwyczaj, przebieg – Julia, była dziewczyna Merlina zostaje zamordowana przez wilkopodobną bestię, przez co on sam nie ma już złudzeń odnośnie natury swojego prześladowcy – gdy do gry wkracza czarna magia, oznacza to, że podpadłeś komuś potężniejszemu niż przeciętny mafioso czy psychopata.

Zelazny ponownie zabiera czytelnika w niezwykłą podróż, pokazując, że pokłady jego wyobraźni są niewyczerpane i jednocześnie potwierdzając, że niewielu jest pisarzy, którzy tak sprawnie i zręcznie snują swoje opowieści. Kilkaset stron pochłania się w dwa-trzy dni, by ze zdziwieniem przywitać w końcu ostatnią stronę. Tym, co odróżnia go na tle wielu innych, jest też lekki, mocno ironiczny i zabarwiony czarnym humorem styl, który dodaje smaczku pasjonującej historii. Muszę jednak przy tym przyznać, że w porównaniu z historią Corwina, opowieść o Merlinie – a zwłaszcza jej zakończenie - wypada nieco gorzej. Choć i tak ogólna ocena jest niezaprzeczalnie wysoka.

Mówi się, że nie szata zdobi człowieka, a książki nie powinno oceniać się po okładce (co w przypadku pierwszego wydania Kronik... jest jak najbardziej adekwatne i prawdziwe), jednak w przypadku nowego treść doskonale komponuje się z szatą graficzną. Podobnie jak w przypadku pierwszego tomu, tak i tym razem dostajemy do ręki książkę w nieco większym niż standardowo rozmiarze, w sztywnej oprawie z obwolutą. Grafika też jest przyjemna dla oka, choć akurat ta z pierwszego tomu bardziej mi odpowiadała.

Krótko mówiąc, fanów autora z pewnością nie trzeba namawiać do odnowienia przygody z Amberem w końcu w porządnym wizualnie wydaniu. Z kolei osoby, dla których Zelazny to jeszcze tajemnica, gorąco zachęcam do jego poznania – jego powieści to jeden z filarów fantastyki i to całkowicie zasłużenie. Polecam.

Dział: Książki
środa, 04 luty 2015 11:36

Kroniki Amberu

Roger Zelazny znany jest każdemu miłośnikowi literatury fantasy – jeśli ktoś dopiero raczkuje w tej dziedzinie i o nim nie słyszał, niech lepiej natychmiast zapisze sobie jego nazwisko. Nie bez przyczyny zaliczany jest on do grona pisarzy, których powieści przeszły do kanonu literatury fantasy, a na ich czele plasują się Kroniki Amberu.

Nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka ukazało się właśnie wznowienie pierwszych pięciu części (Dziewięciu książąt Amberu, Karabiny Avalonu, Znak Jednorożca, Ręka Oberona, Dworce Chaosu) zebranych w jeden, naprawdę pokaźny tom. Co więcej, prezentujący się o niebo lepiej niż wydanie z 2010 roku, którego koszmarna okładka powodowała spazmy u wielu fanów Zelazny'ego. Nowa wersja wygląda świetnie i zapowiada intrygującą lekturę. I nie jest to obietnica bez pokrycia.

Narratorem i głównym bohaterem tej opowieści jest mężczyzna, który pewnego dnia budzi się w szpitalu – nie pamięta, jak się tam znalazł, ale czuje, że musi go jak najszybciej opuścić. Nie wie, kim jest, ale dzięki wrodzonej przebiegłości dość szybko odkrywa, że padł ofiarą wypadku i nie może nikomu ufać, a już najmniej swojej rodzinie. Równie szybko dowiaduje się, że nie jest zwykłym człowiekiem, lecz księciem Amberu, nie może jednak do niego powrócić, bo oznacza to dla niego wyrok śmierci.

Dzięki wykorzystaniu amnezji głównego bohatera, autor wprowadza nas stopniowo w zbudowany przez siebie z ogromnym rozmachem świat. Sam Corvin nie wie nic o tym, kim jest, ani jakie prawa panują w otaczającej go rzeczywistości, zdecydowanie dalekiej od tej, jaką znamy na codzień. Z tego też względu, towarzysząc mu krok po kroku, czytelnik nie jest rzucany od razu na głęboką wodę, a raczej odkrywa magię Amberu krok po kroku, dając sobie czas na poukładanie sobie w głowie, kto jest kim i co potrafi, a także kto jest prawdopodobnym zdrajcą i spiskowcem, a komu można zaufać.

Czym jest więc Amber? Jedynym prawdziwym światem, którego centrum stanowi Wzorzec, rządzonym przez dynastię obdarzoną zdolnością tworzenia i przekształcania tzw. światów-cieni lub jak kto woli rzeczywistości alternatywnych, do których należy zarówno arturiański Avalon, jak i nasza Ziemia. A także setki (o ile nie tysiące) innych miejsc, mniej lub bardziej do siebie podobnych, zamieszkałych przez ludzi lub antropomorficzne stworzenia. Na przeciwstawnym biegunie znajdują się Dworce Chaosu, druga – obok Amberu – prawdziwa rzeczywistość. Aby świat mógł istnieć, musi zostać zachowana między nimi równowaga, jednak działania części rządnych władzy amberyckich książąt znacząco ją zaburzają. A kiedy bestie Chaosu zostają spuszczone ze smyczy, wtedy następuje, no cóż... chaos.

Zelazny stworzył niesamowity świat, niemal na każdym kroku pobudzając wyobraźnię czytelnika, a jednocześnie czarując go słowem. Zachował doskonałe proporcje między sugestywnymi opisami, a pełną ironii i humoru narracją prowadzoną przez wspomnianego już Corvina. Właśnie ten lekki styl, brak pompatyczności i puszczanie oka do czytelnika sprawiają, że lektura Kronik... jest naprawdę przyjemna, a ponad 600-stronicową cegiełką łyka się w ciągu dwóch-trzech dni.

Kroniki Amberu nie są czystym fantasy, wręcz przeciwnie – stanowią wybuchową mieszankę wielu gatunków, z których prym wiedzie wypełniona magią kombinacja fantasy i science fiction. Nie brak tu jednak wątku kryminalnego, morderstw, intryg i tajemnic, dramatycznych scen walki i ucieczek oraz filozoficznych rozważań nad ludzką naturą. Jednym słowem, każdy znajdzie tu coś dla siebie. Są też wspaniale opowiedzianą historią, która porywa i trzyma w swoich kleszczach od początku do końca. Gorąco polecam!

Katarzyna Chojecka-Jędrasiak

Dział: Książki
środa, 23 kwiecień 2014 19:29

Deus Irae

"Deus Irae" to fantastyczne dzieło dwóch mistrzów science-fiction - Philipa K. Dicka oraz Rogera Zelaznego. Przedstawia ono obraz Ziemi, na której znacznie zmieniło się życie po wojnie nukleranej. Oprócz licznych mutacji wśród zwierząt i roślin, na świecie powstała nowa religia – kult Carletona Lufteufla, głównego sprawcy globalnej katastrofy. Wśród ocalałych człowiek ten jest istnym guru, czczonym jako ludzkie wcielenie Boga Gniewu – tytułowego Deus Irae. Chrześcijaństwo zaś skupiające nielicznych mieszkańców Ziemi uważane jest za archaiczną sektę.

Opowieść przybliża nam historię mieszkańców małej miejscowości – Charlottesville w stanie Utah, którzy podzieleni są pomiędzy róznymi religiami. Losy kalekiego, urodzonego bez rąk i nóg, Tibora McMastersa, autora pięknego fresku w kościele sług „Boga Gniewu”, splatają się z losami Pete’a Sandsa, młodego chrześcijanina, uzależnionego od różnych narkotyzujących pigułek, dzięki którym, jak sam uważa, może porozmawiać z samym Bogiem. Obydwoje, wbrew swej woli, wyruszają na pielgrzymkę na Pielg. Tibor z zaprzęgniętą do swojego mechanicznego wózka krową, musi poznać prawdziwe oblicze „Boga Gniewu”, aby dokończyć swój fresk, zaś Sands wysłany przez swojego duchownego, doktora Abernathy’ego, aby go śledzić. Przemierzają oni zniszczone tereny spotykając na swojej drodze liczne rezultaty wojny jądrowej – gadające jaszczuropodobne stworzenia czy roboty spragnione ludzkiej energii.

Gdy sięgałem po „Deus Irae”, z powodu napisu na okładce „Gdyby szatan był Bogiem...” pomyślałem, iż będzie to kolejna kontrowersyjna pozycja literacka. Jednak zagłebiając się coraz bardziej w historię zmieniłem swoje zdanie. Opowieść ta zmusza człowieka do głębokiego zastanowienia się nad sensem istnienia ludzkości, przyczyniają się do tego częste filozoficzne rozważania religijne, charakterystyczne dla twórczości Zelaznego. W opowieści nie zabrakło również szczegółowych i bardzo bogatych opisów zniszczonych ziemskich krajobrazów, typowych dla prozy Dicka. Również można zauważyć różnicę w stylu prowadzenia dialogów. Z jednej strony krótkie, humorystyczne rozmowy, często prowadzone w języku niemieckim, a z drugiej filozoficzne, bardzo rozbudowane, refleksje dotyczące dogmatów wiary. Bardzo ciekawy jest również groteskowy motyw krowy ciągnącej wózek z kalekim Tiborem, od której zależy całe jego życie jak i efekt pielgrzymki.

„Deus Irae” to książka, którą szybko się czyta, czasami jednym tchem. Przyczynia się do tego wartka akcja oraz specyficzny styl pisania. Jedynie co mogę jej zarzucić, to, że wyraźnie widać miejsca w których zmieniali się w pisaniu autorzy (różnice stylowe i językowe) oraz częste cytaty w języku niemieckim, które czasami utrudniają zrozumienie fabuły, a nie zostały przetłumaczone przez tłumacza w przypisach.

Ostatecznie opowieść, choć pozornie kontrowersyjna, jest ciekawą pozycją fantastyczną. Warto po nią sięgnąć z dwóch powodów: aby porozmyślać o dogmatach wiary katolickiej oraz sprawdzić co powstało po skrzyżowaniu piór dwóch znakomitości amerykańskigo science-fiction.

Dział: Książki