kwiecień 18, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: Przemysław Piotrowski

środa, 11 sierpień 2021 11:16

Matnia

Zuza nigdy nie miała łatwego życia, jako wychowanka domu dziecka mogła liczyć tylko na siebie i swoją przyjaciółkę Agatę, również wychowankę ośrodka. Teraz jest w bliźniaczej ciąży z mężczyzną, który oszukał ją na dwa miliony złotych i znikł. Zuza nie widzi żadnego wyjścia z tej ciężkiej sytuacji, ale nieoczekiwanie pojawia się tak długo oczekiwany rycerz na białym koniu. Marek zakochuje się w kobiecie, obiecuje kochać nienarodzone jeszcze dziewczynki jak własne córki i proponuje Zuzie przeprowadzkę do domu po rodzicach, znajdującego się w wiosce zwanej Toporzycami. Zakochana kobieta szybko się zgadza; cieszy się, że może wreszcie z nadzieją patrzeć w przyszłość. Być może wykorzystała już swój limit nieszczęść.
 
I choć wioska jest bardzo malownicza, to jej mieszkańcy wzbudzają pewne zastrzeżenia przyszłej matki. Nie wie, jakie intencje kryją się za pośpiesznie rzucanymi spojrzeniami. I dlaczego w Toporzycach nie ma żadnych dzieci prócz opóźnionego w rozwoju Janka i jego siostry Basi. Do tego dochodzi sprawa zaginięć trzech Ukrainek, które podobno również mieszkały w owej wiosce.
 
A może to tylko teorie spiskowe, stworzone w zalewanej ciążowymi hormonami głowie?
 
Wciąż pamiętam emocje, jakie towarzyszyły mi podczas pierwszej lektury książki Przemysława Piotrowskiego, pt. „Piętno". Wiedziona dobrymi przeczuciami i nadzieją na kolejną, mocną pozycję, sięgnęłam więc po „Matnię". Szczególnie że ma ona wysokie noty na portalach literackich, opis zaś brzmiał bardzo mrocznie, a tym samym zachęcająco. Niestety, w przypadku najnowszej książki autora towarzyszyła mi przez większość czasu, no cóż, nuda.
 
Toporzyce - mała wioska gdzieś na końcu świata, w której przyjezdnego witają piękne krajobrazy, ale również obraz rozwalających się chałup i ludzi niekoniecznie przyjaźnie nastawionych do przyjezdnych. To zupełnie inny obraz polskiej wsi niż przedstawiany jest w serialach. Takie pierwsze skojarzenie towarzyszyło naszej głównej bohaterce. Nie przeprowadziła się tam jednak dla miłego sąsiedztwa, tylko dla siebie i swoich dziewczynek. I oczywiście dla Marka, którego obdarzyła szczerym uczuciem. Jej wybranek jest oczywiście idealny w każdym centymetrze - przystojny, zadbany, opiekuńczy. I wyratował ją z trudnej sytuacji, co też ma ogromne znaczenie. Chociaż praktycznie się nie znają, Zuza bez oporów porzuciła dotychczasowe życie dla niego. A jednak nie jest tak kolorowo, jak wymarzyła sobie kobieta.
 
Nie da się przeoczyć tego, jak idealny jest Marek - Zuzanna praktycznie od początku zalewa nas swoimi „ochami” i „achami”, które ja odbierałam jako odrobinę na wyrost przez wzgląd na to, że znali się za krótko, by mogła być go stuprocentowo pewna. No ale cóż, w życiu bywa przecież różnie. Nie ukrywam, że nieco mnie to jednak bawiło. Bohaterka zarysowała nam obraz Toporzyc jako prawdziwej wsi, zamieszkanej przez prawdziwych wieśniaków - patologia, przekleństwa, brak stałej pracy. Ekstremalny obraz, rzekłabym. Ciekawe, czy gdzieś jeszcze rzeczywiście tak jest.
 
Od początku ma nam towarzyszyć mroczna atmosfera tego miejsca, a jednak wieje nudą. Przez ponad trzysta stron nie dzieje się nic godnego uwagi. Owszem, Zuzannie naprzykrza się upośledzony Janek, który ewidentnie stara się jej coś przekazać, a mieszkańcy są dość specyficzni, ale to tyle. Oczywiście kobieta dowiaduje się od pewnego policjanta o trwających poszukiwaniach trzech zaginionych Ukrainek i wraz z Agatą rozpoczynają swoje prywatne śledztwo, ale... cóż. Więcej czasu kobieta spędza na kanapie, mnożąc teorie spiskowe w głowie niż na rzeczywistym działaniu.
 
Nie wymagałam od niej oczywiście wszelakich czynów wymagających nadmiernego ruchu i stresu (w końcu jest w bliźniaczej ciąży!), ale rozmyślanie nad wszystkim też raczej nie przynosiło pożytku. Ani jej, ani mnie. Faktem jest, że z chęcią obstawiłabym, co też dzieje się w Toporzycach, ale miałam do tego zbyt mało informacji. Tak jak wspomniałam, przez większą część lektury towarzyszymy Zuzannie w oglądaniu Netfliksa albo czytaniu książki. Dopiero na ostatnich stronach wreszcie coś się ruszyło, wszystkie sekrety wioski wyszły na jaw, ale to zdecydowanie za mało, by „Matnia” zasłużyła na wyższą notę niż słaba trójka.
 
Jestem rozczarowana. Co prawda to nie pierwszy raz, gdy jakaś książka zbiera wysokie oceny, a później okazuje się klopsem, aczkolwiek poznałam już trochę wyobraźnię tego autora i spodziewałam się czegoś więcej. A tak dostałam nudną główną bohaterkę, która wydaje się taka trzpiotowata. Więcej stękania i narzekań niż czegokolwiek innego. Nawet mocne zakończenie nie sprawiło, że poczułam coś głębszego do tej pozycji. Myślę, że jest to najsłabsza pozycja w dorobku Przemysława Piotrowskiego.
Dział: Książki
poniedziałek, 20 kwiecień 2020 09:42

Piętno

W Zielonej Górze ktoś bestialsko morduje ludzi; i pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego dla śledczych pracujących nad sprawą, gdyby nie fakt, iż sprawca nie kryje twarzy przed kamerami monitoringu- ba, wręcz przeciwnie, patrzy prosto w ich obiektyw. Policja identyfikuje go jako Filipa, jednego ze sławniejszych, zielonogórkich lekarzy. A jednak nie mogą trafić na miejsce jego obecnego pobytu.

Inspektor Romuald Czarnecki wraz ze swoimi współpracownikami tworzą niemalże perfekcyjną grupę dochodzeniową do trudnych zadań. Wie, że może im ufać- wielokrotnie sprawdzili się w innych tego typu sprawach. Zwołując zebranie pracownicze jeszcze nie wie, że czeka go ogromna niespodzianka. Pukanie do drzwi zapowiada nowe informacje; osoba, która staje na progu ich sali, budzi ogromny szok. Sprawca sam pakuje się w ręce policji?! Nic bardziej mylnego... Igor Brudny (bo to właśnie on postanowił dołączyć do zielonogórskiego zespołu śledczych) jest bliźnaczo podobny do mordercy i to jedyne, co go z nim łączy. Jest gliną, pracującym i żyjącym na co dzień w Warszawie, choć jego korzenie sięgają Zielonej Góry. Tylko pogoń za nieuchwytnym sprawcą sprawia, iż postanowił ponownie pojawić się w mieście, gdzie pozostawił demony przeszłości.

Czarnecki nie wie, na ile może ufać Brudnemu. Żaden z nich nie zna odpowiedzi na pytanie, dlaczego Igor jest lustrzanym odbiciem Filipa, oskarżonego. Warszawiak zdaje sobie jednak sprawę z tego, iż rozwiązanie morderczej zagadki może tkwić w mrokach jego przeszłości.

Kilka lat temu miałam okazję zapoznać się z książką o niezwykle intrygującym tytule Droga do piekła. Wciąż wspominam ją z nostalgią- była bardzo dobra, wręcz świetna. Autor pogrywał sobie z czytelnikiem, wprowadzając go do świata, który za żadne skarby nie mógłby być realny. A jak to się skończyło wie każdy, kto również po ową lekturę sięgnął. Teraz, gdy tylko pojawiła się okazja przeczytania nowości od pana Przemysława Piotrowskiego, nie zastanawiałam się ani sekundy. Czekałam na powtórkę z tego emocjonalnego rollercoaster’a. I otrzymałam ją. Jazda bez trzymanki!

Igor Brudny w żadnym wypadku nie zamierzał pojawiać się w Zielonej Górze. Tamten etap zamknął już dawno, starając się zatrzeć złe wspomnienia nieprzerwaną pracą. To informacja od jego przyjaciółki sprawia, iż musi podjąć trudną decyzję o tymaczowym powrocie- kobieta pokazuje mu zdjęcia z monitoringu, na którym bliźniaczo podobny do niego mężczyzna morduje. Oboje zdają sobie sprawę, iż wywołają one ogromne poruszenie wśród dziennikarzy, jak również tamtejszej policji. Stąd też decyzja o wyruszeniu w podróż, na końcu której być może czeka rozwiązanie zagadki.

Przeczytałam tę książkę jednym tchem. Przez całą lekturę autor pogrywa z nami, kierując naszą uwagę na różnorodne detale, tkając piękną sieć intryg i kłamstw. Nie wiedziałam, czy mordercą jest człowiek z krwi i kości, czy za zakrętem czeka na mnie istota nie z tego świata (co prawda w każdej książce doszukuję się wątków paranormalnych, ale w tym przypadku nie jest to trudne). Zazwyczaj w tego typu lekturach kieruje się uwagę odbiorcy na przeszłość głównego bohatera i Piętno nie stanowi wyjątku. Dobrze czy źle- rozstrzygnijcie sami, jak dla mnie ta „powtarzalność” nie stanowiła żadnego problemu. Tak naprawdę nie ma się do czego przyczepić- akcja wartko rwie przed siebie, bohaterowie są ciekawie skonstruowani, a wydarzenia noszą znamiona lekkiego odrealnienia. Nie sposób się nudzić. Wszystko zgrabnie się ze sobą łączy, pióro naszego polskiego autora jest przyjemne, dzięki czemu nie kręciłam nosem na żadne słowne „kwiatki”. A co najciekawsze, nowość od pana Piotrowskiego to pierwszy tom nowej serii, w której –mam takie przeczucie- odnajdę coś dla siebie.

Pan Przemysław Piotrowski pisze dobrze, ba- nawet bardzo. Zdecydowanie zachęcam do zapoznania się ze wspomnianą już Drogą do piekła i sądzę, że wówczas tego autora nie trzeba będzie już polecać, gdyż po Piętno sięgniecie już z własnej, nieprzymuszonej woli. Oby tak dalej!

Dział: Książki
niedziela, 18 czerwiec 2017 16:53

Radykalni. Terror

Nienawiść to słowo klucz tej powieści. Ślepia wiara i chęć zemsty prowadzą nas w najciemniejsze zaułki największych europejskich miast.

Rok 2023. W toczonej wewnętrznym konfliktem Europie radykalni islamiści wykorzystują słabość rządzących do stopniowego anektowania terytoriów dużych miast. Strefy szariatu rosną w zastraszającym tempie, radykaliści głośno nawołują do nienawiści w stosunku do niewiernych, a policja – zastraszona i wiedziona poprawnością polityczną, nie robi nic. Kuba - mieszkający i pracujący w Hiszpani student, poznaje Nawal, piękną i tajemniczą Arabkę. Po pół roku ich miłość kwitnie, spodziewają się dziecka i planują wspólną przyszłość. Niestety, nie dane jest im jej dotrwać, gdyż porwani wraz z parą swoich przyjaciół przez rodzinę Nawal, stają się obiektem walki z niewiernymi. Kuba i Michał cudem unikają śmierci, Monika zostaje porwana, a Nawal okrutnie zamordowana na oczach ukochanego. Rozpoczyna się szaleńcza pogoń za zemstą i nadzieją na uratowanie Moniki z rąk jednego z najbardziej radykalnych przywódców islamskiego zgrupowania w Europie.

Nie uważam się za osobę, którą łatwo zniesmaczyć lub zgorszyć. Nie mdleję na widok lejącej się strumieniami posoki czy martwego ciała. Ba! Po lekturze „Trupiej Farmy” Billa Bassa w jakimś sensie mnie to nawet fascynuje. Jednak ta książka sprawiła, że byłam zmuszona ją sobie dawkować. Nie byłam w stanie czytać więcej niż 2-3 rozdziały na raz. Opisywane w niej wydarzenia były przerażające, tym bardziej, że tak prawdziwe. Przedstawienie islamistów od tej najgorszej strony momentami budziało mój niesmak. Nie jestem 100% laikiem w tej kwestii. Interesuję się tą tematyką od jakiegoś czasu, choć zdaję sobie sprawę jak mało nadal o tym wiem. Niemniej jednak muszę przyznać, że niektóre wydarzenia w książce były nad wyraz wiarygodne. Przez to właśnie stały się dla mnie jeszcze bardziej przerażające.

Powieść, którą określiłabym jako triller, serwuje nam ciężki, mroczny klimat pełen brutalności, zupełnie bezdusznych i wynaturzonych zachowań ludzkich. Nakreśla nam naszą możliwą przyszłość, gdzie człowiek jest największym potworem, bez względu na to, po której stoi stronie. Religia i zemsta to najgorsi doradcy, podszeptujący ludziom najgorsze okropieństwa. Dokładnie to przedstawia książka, biorąc za, wydawałoby się, przykład historię Kuby i jego najbliższych.

Fabuła książki nie gna w szaleńczym tempie. Rządzi się jakby swoimi prawami, nie spieszy się, a stawia raczej na skradanie się z punktu A do punktu B. Wszystkie wydarzenia mają swoje logiczne następstwa, wszystko układa się w spójną całość. Widać zatem, że akcja nie musi być szybka, aby zapierać dech. To co sprawiało, że otwierałam podczas lektury szeroko oczy to epatująca z każdej prawie strony brutalność i okrucieństwo. Niewiarygodnie dokładne opisy morderstw sprawiały, że coś mi podchodziło do gardła i wręcz dało się wyczuć zapach krwi. Zdarzały mi się momenty, kiedy musiałam głośno odsapnąć po scenach opisujących radykalną stronę islamu, podejście do niewiernych i przedmiotowy sposób traktowania kobiet. Autor wykazuje się niezwykłą wiedzą na temat islamu i pokazuje nam go od strony, o której niewielu chce mówić. Akcja jest aż ciężka od śmierci, duszna od nienawiści i radykalnych poglądów (obu stron), pełna okrucieństwa i wątpliwych moralnie wyborów. A wojna zbiera swoje krwawe żniwo.

Bohaterowie powieści wydają się być mało istotni. Stanowią w moim odczuciu jedynie nośnik informacji i są jedynie narzędziem do opisania wydarzeń. Niemniej są dobrze wykreowani, są wiarygodni i pełni skrajnych emocji. Odgrywają swoją rolę w tej powieści, napędzają fabułę i doskonale prowadzą nas przez ten wypaczony świat. Poprzez swoje przemyślenia (jak chociażby Niewiernego) potrafią usystematyzować trochę chaos panujący w ich świecie, nakierować czytelnika na odpowiednie tory i pokazać prawdziwość swoich wyborów. Przede wszystkim pokazują do czego jest zdolna nienawiść, jak kiełkuje w człowieku i prowadzi go ku przerażającym czynom.

Mam nadzieję, że książka nie jest prorocza. Nie chciałabym, aby jakakolwiek kobieta podzieliła los którejkolwiek z bohaterek powieści. Nie chciałbym, aby nasze miasta za tych raptem kilka lat zmieniły się w przeżarte okrucieństwem metopolie podzielone na strefy szariatu i targi niewolników. Niemniej muszę przyznać, że autor potrafi wyciągnąć wnioski z obecnych wydarzeń i pchnąć historię do momentu, kiedy będzie już za późno. Może zatem należy patrzeć na tą powieść nie jak na przepowiednię, a ostrzeżenie? Może autor próbuje nam w ten sposób przekazać co nas czeka, jeśli teraz nie otworzymy oczu i nie zaczniemy działać? Dosadność jego spostrzeżeń wzbudza strach i przerażenie.

Przyznaję, że to nie jest książka dla każdego. Nie trafi ona w gusta każdego czytelnika. To książka dla wytrwałych, dla nie bojących się wynaturzeń, krwi i brutalności. Dla tych, którzy nie patrzą na świat przez różowe okulary i potrafią dostrzec w człowieku jego drugą, gorszą naturę. Tylko u takich czytelników książka ta nie będzie powodować nocnych koszmarów i degustacji. Zdecydowanie jest to pozycja dla ludzi o mocnych nerwach. Zatem Czytelniku, jeśli uważasz się za takiego i nie straszne są Ci sceny odcinania głów scyzorykiem, sięgnij po tą pozycję bez obaw i baw się przy tym dobrze. Chociaż słowo „baw” może wydawać się mało adekwatne do treści książki, przyjemność z jej lektury jest niewątpliwa.

Dział: Książki
sobota, 17 wrzesień 2016 13:31

Droga do piekła

To miał być dzień jak co dzień; John Pilar śpieszył się do domu na urodziny najmłodszej córeczki. Niestety, ogromny korek skutecznie zniszczył jego starania. Nie wiedział, jak ważne jest, aby tym razem dojechał na czas...

Powitała go nienaturalna cisza. Powoli wspinał się po schodach, wołając po imieniu każdego członka rodziny. Ostatnim przystankiem była sypialnia, zza drzwi której dochodziły do Johna dziwne odgłosy, nienaturalne. Uchylił drewnianą przeszkodę, a jego świat runął. Wyrok Sądu: John Pilar zostaje uznany za winnego poczwórnego morderstwa na własnej rodzinie. Ma umrzeć. Ale... to nie on zabił. Doskonale wie o tym jego młodszy brat, Lukas, były detektyw. Gdy tylko dawka trucizny dostaje się do żył Johna, młodszy Pilar rusza na poszukiwania prawdziwego mordercy. To będzie prawdziwa droga do piekła...

W przypadku tej lektury moc przyciągania miał bardziej tytuł, niż okładka. Droga do piekła- można sobie to interpretować na wiele sposobów, prawdopodobnie każdy w jakimś stopniu będzie trafny. Intrygowało mnie, jak z tą tematyką poradzi sobie nasz rodak (Polacy często narzekają na twórczość polskich autorów). Ja nie narzekam, a ta pozycja utwierdziła mnie w przekonaniu, że warto stawiać na rodzimych pisarzy.

Wyobraźnia i stworzony przez pana Piotrowskiego świat po prostu mnie porwał, wciągnął- nazwijcie to jak chcecie. Od tej książki nie da się oderwać! Ogromnym plusem jest pisanie z perspektywy żyjącego brata, Lukasa, poszukującego prawdziwego sprawcy,  także Johna, który obecnie... znajduje się w Piekle. I wierzcie mi, odnalezienie ciał ukochanych bliskich to dopiero początek męki.Co więcej, autor nie szczędzi nam makabrycznych opisów. Nie bawi się z nami w ciuciubabkę, nie cenzuruje, lecz uderza prawdą i ohydą prosto w twarz. I przyznam się, że niektórych rzeczy wolałam sobie nie wyobrażać. Gdy zaczynałam przygodę z Drogą do piekła, siłą rzeczy przypomniało mi się o Rogach Joe'go Hill'a. Co prawda to dwie zupełnie odrębne historie, ale posiadają łączniki- Diabła, Piekło, zemstę. I na szczęście to tyle, jeżeli chodzi o jakiekolwiek podobieństwa.

Największym zaskoczeniem było dla mnie zakończenie. Uwierzyłam w to, że John trafił do Piekła, gdzie musi natykać się na wszelkiego rodzaju ohydę. Te obrazy, demony były tak realistyczne, że nawet nie przyszło mi na myśl kwestionowanie tego. Cóż, w końcu to literatura, a tworząc książkę to autor ma pełnię władzy. I tu mnie właśnie pan Piotrowski mile zaskoczył, bo niby Piekło, a jednak jakże ludzki wytwór... więcej, niestety, zdradzić nie mogę. Powiem tylko tyle, że właśnie owo zakończenie w znacznym stopniu zaważyło na mojej opinii Drogi do piekła. Nawet się nie spodziewacie, o co tak naprawdę może chodzić- tak jak ja, nim nie przeczytałam tej historii.

Utwór pana Piotrowskiego to książka, jakiej się nie zapomina. Jest mocna, w pewien sposób odrażająca (nie, nie o styl pisania mi chodzi- raczej o pewne realia), a tym samym zapadająca w pamięć. Coraz częściej trafiam na perełki i mam nadzieję, że ta passa potrwa jak najdłużej. Historia braci Pilar, ich zmagania (tak w Piekle, jak i na ziemi) przyciągają. Tak dobra historia, a zmieściła się na niecałych czterystu stronach. Polecam tę książkę każdemu, kto chce potowarzyszyć bohaterom w drodze do najgłębszych czeluści zła...

Dział: Książki
poniedziałek, 24 sierpień 2015 23:02

Kod Himmlera

„Kod Himmlera" to debiut, który – jak większość w Polsce – przeszedł bez echa. A szkoda, bo rzadko na polskim rynku pojawiają się podobne pozycje – zarówno pod względem umiejętności prowadzenia fabuły, jak i samej gatunkowości. Przemysław Piotrowski umiejętnie połączył w swojej powieści cztery gatunki, tworząc mroczną książkę z odniesieniami do II wojny światowej oraz tajemnic XX wieku.

Na okładce utrzymanej w morskim, seledynowym kolorze widać zakrwawioną dłoń, która wystaje spod śniegu. Taka kolorystyka z pewnością inspirowana jest tym, jak wygląda dzień na Antarktydzie, w mroźnym klimacie. Z oddali widać zarysy dwóch postaci, podążających w nieznanym kierunku. Już po okładce możemy stwierdzić, że będzie to mroczna historia, w której nie zabraknie krwi oraz trupów.

W 1943 w nazistowskich bunkrach Olbrzyma w Górach Sowich dochodzi do tragicznych wydarzeń. W 1947 komandosi brytyjscy oraz badacze zostają wysłani na Antarktydę, aby wypełnić tajną misję. Tylko jednemu marines udaje się przeżyć. Rok 2016, Polska. Tomasz Turczyński, dziennikarz sportowy Gazety Lubuskiej, po śmierci dziadka odnajdujenazistowskie dokumenty z czasów II wojny światowej, które odnalazł jego dziadek w kompleksie Olbrzyma. Mężczyzna postanawia rozwikłać zagadkę, która tak bardzo nurtowała jego ukochanego członka rodziny. Jednak szybko się okazuje, że Tomasz wplątuje się w bardzo niebezpieczną sytuację, w którą uwikłany jest niejeden rząd. A w tym samym czasie na Antarktydzie dochodzi do wyjątkowego odkrycia... Czy dziennikarzowi uda się dotrzeć do prawdy? Czy zdoła odkryć czego dotyczyła tajna nazistowska operacja?

Już za samą koncepcję stworzenia powieści należy autorowi przyklasnąć. Naprawdę wyjątkowy pomysł (choć z podobnymi zapewne wielu czytelników zetknęło się w literaturze zagranicznej) połączenia sensacji, thrillera, horroru i fantastyki zaowocował świetnym gatunkowym miszmaszem. Trzeba przyznać, że „Kod Himmlera" to opowieść bardzo dynamiczna, przepełniona zarówno szybką akcją, jak i bardzo dobrze napisanymi fragmentami dochodzenia do prawdy.

Piotrowski wykorzystał teorie spiskowe, XX-wieczne tajemnice, na których punkcie niejeden człowiek ma obsesję, postaci historyczne oraz istnienie tajnych organizacji rządowych. Przywołuje Himmlera, Wunderfafe, Anioła Śmierci, tajne eksperymenty Trzeciej Rzeszy i wykorzystywanie przez nazistów runów. Trzyma się faktów historycznych, a przy tym łączy je z domysłami oraz fantastycznymi koncepcjami. W całości, wszystkie te elementy, tworzą zagadkę tak intrygującą, że wciąga czytelnika do swojego świata nieprawdopodobności oraz sprawia, że na chwilę jesteśmy skłonni uwierzyć we wszystkie wydarzenia.

Przemysław Piotrowski postanowił, że jego bohater będzie miał podobny życiorys do niego samego. Sam autor urodzony w Zielonej Górze, niegdyś był dziennikarzem sportowym, a obecnie mieszka z żoną Kasią i pracuje w branży naftowej w Norwegii. Skoro można znaleźć tak wiele punktów stycznych przyglądając się wyłącznie suchym faktom, można założyć, że Tomasz Turczyński z pewnością prezentuje jakieś cechy Piotrowskiego.

Autor nie skupia się na zbytnio na psychologii postaci, co akurat w przypadku „Kodu Himmlera" wcale nie jest złym posunięciem. Jedynym zarzutem mogłoby stać się prezentowanie ich w czarno-białych barwach, z czego większość z nich przedstawiona została w samych superlatywach. Pobudki, którymi kieruje się Tomek, profesor oraz Kasia wydają się nieco naciągane, lecz w ostatecznym rozrachunku, biorąc pod uwagę atmosferę powieści, można te niuanse zignorować.

Polski pisarz nie stara się być zabawnym, zdystansowanym autorem, ale wywołał moją sympatię już na początku pierwszego rozdziału. Przez jeden akapit opowiada o tym, jak polska kadra piłkarska w 2015 i 2016 roku przeżywa pasmo sukcesów. Trudno przy takim pomyśle choćby się nie uśmiechnąć lub się rozczulić, prawda? Poczucie humoru jednak zanika wraz z rozwojem wydarzeń.

Oceniam książkę Piotrowskiego wysoko, dlatego że w porównaniu z innymi powieściami gatunkowymi na naszym rynku „Kod Himmlera" się wyróżnia. W tej debiutanckiej pozycji trudno dopatrzeć się nielogiczności, pewne rozwiązania fabularne można nazwać wręcz błyskotliwymi oraz nietuzinkowymi. Być może nie trafi do szerokiego grona odbiorców, lecz fanów czterech gatunków literackich czy miłośników tajemnic II wojny światowej powinna porwać.

Dział: Książki