kwiecień 19, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: Inni

piątek, 19 maj 2017 20:35

Helisa

Marc Elsberg, autor bestselerowych powieści „Blackout” i „Zero”, tym razem szokuje kolejnym thrillerem o zagrożeniach współczesnej cywilizacji.

Na konferencji w Monachium umiera nagle na zawał serca sekretarz stanu USA, a jego sekcja zwłok szokuje. 15-letnia dziewczyna znika bez śladu, pozostawiając za sobą serię niewiarygodnych dokonań. Młode małżeństwo dostaje szansę zostać rodzicami „super dziecka”, a w Tanzanii na polu ubogiej chłopki pojawia się modyfikowana genetycznie kukurydza, podczas gdy pola w promieniu kilku mil toczy zaraza. Jaki związek mają ze sobą te wydarzenia?

Marc Elsberg dał się już poznać jako pisarz żywo reagujący na zagrożenia płynące z rozwoju technologii. W swoich poprzednich powieściach wziął na cel scenariusze tym straszniejsze, że bardzo prawdopodobne. „Helisa” porusza kolejny problem cywilizacyjnego i naukowego boomu – genetykę. Do czego może prowadzić zabawa w boga i chęć naprawienia lub nagięcia praw natury, którymi Ziemia rządzi się od setek tysięcy lat? Czy ludzkość jest na to gotowa? I czy zdaje sobie sprawę z konsekwencji?

Mimo dość trudnego i wydawałoby się ciężkiego tematu książki, czyta się ją bardzo przyjemnie, za sprawą niezwykle lekkiego pióra autora. Pan Elsberg posiada dar barwnego i niewiarygodnie obrazowego przedstawiania historii, nie szczędząc technologicznego oraz naukowego żargonu. Świadczy to o jego wiedzy i dobrym przygotowaniu do przedstawianego problemu. Mimo czasem zawiłych i skomplikowanych terminów naukowych, nie psuje to w żaden sposób przyjemności z czytania, nie wprowadza chaosu ani niezrozumienia u czytelnika. Dodaje jednak fabule wiarygodności i powagi. Związki przyczynowo-skutkowe są doskonale i realistycznie opisane, jesteśmy w stanie uwierzyć, że takie scenariusze mogą pojawić się już niedługo, o ile już gdzieś na świecie nie mają miejsca.

Od pierwszej strony akcja gna do przodu, ani na chwilę nie zwalniając. Co jakiś czas delikatnie przyspiesza tak, że zanim się obejrzymy, na kartach powieści dzieją się rzeczy nieprawdopodobne. I, trzeba to powiedzieć głośno, przerażające. Fabuła trzyma w napięciu dosłownie do ostatniej strony, gdzie wyjaśnia się tylko część historii, resztę pozostawiając czytelnikowi do samodzielnej interpretacji. Niezwykłe historie bohaterów gładko i miękko zbiegają i przeplatają się ze sobą, łącząc w całość początkowo oderwane od siebie przygody. Wzajemne współoddziaływanie na siebie poczynań bohaterów, a także ich samych jako osób zaangażowanych, prowadzi do czasem drastycznych, czasem bardzo złożonych relacji, przez co fabuła kluczy, komplikuje się i jest niezmiernie ciekawa. Nie brakuje w fabule zaskakujących rozwiązań i mimo tego, iż jest w wielu wątkach niejednoznaczna, autor nie gubi się w meandrach swojej powieści, co skutkuje całkowitym brakiem nieścisłości i niedopowiedzeń. Wszystkie wydarzenia mają sens, mają swoją przyczynę i swój skutek. Brakuje w fabule niepotrzebnych przerywników, opisów zaciemniających przekaz i nadmiernych ubarwień. Jasny, zrozumiały i lekki styl pisania autora sprawia, że mimo iż skomplikowana, fabuła jest przekazana w sposób przejrzysty i klarowny.

Podobnie sprawa się ma z bohaterami. Mimo, iż z biegiem historii ich dopiero poznajemy, jednak odnosi się wrażenie, że są tacy jacy być powinni. Ich reakcje na wydarzenia są naturalne, charaktery dobrze dobrane do pełnionych przez nich funkcji i zadań, a sposób zachowania i wysławiania się jest logiczny. Pan Elsberg bardzo wiarygodnie odwzorował emocje im towarzyszące. Zarówno główni, jak i drugoplanowi bohaterowie są nakreśleni w sposób realistyczny i konkretny. Czasem denerwują, czasem deprymują, jednym bardziej kibicujemy niż innym.

Mimo tego, iż książka bez przerwy bombarduje nas wręcz akcją, po tej ostatniej stronie czuje się pewien niedosyt. Żal się robi, że to już koniec. To zapewne dlatego, że powieść porywa czytelnika, każe mu się skupić i przemyśleć wiele kwestii. Czasem jest ich tak wiele, że można się w tym pogubić. Na szczęście autor w każdej chwili służy pomocną dłonią, uściśla czytelnikowi dotychczasowe wydarzenia, streszcza je jakoby, udzielając w tym głosu bohaterom. Techniczne i naukowe aspekty są wyjaśniane podczas naturalnych rozmów między bohaterami, z czego garściami może korzystać czytelnik. Dlatego gdy już już myślimy, że się pogubiliśmy, straciliśmy wątek lub coś przeoczyliśmy, na pomoc nam idą bohaterowie, z których wielu ma podobne odczucia jak my i domagają się wyjaśnień i pomocy.

„Helisa” trzyma w ciągłym napięciu. Po jej skończeniu, ma się wrażenie, jakby przez te ponad 600 stron wstrzymywało się oddech. Schodzi z czytelnika całe napięcie i nadchodzi czas na refleksję. Czy fikcja nadal jest fikcją, czy już rzeczywistością?

Dział: Książki
środa, 19 kwiecień 2017 19:44

Zapach domów innych ludzi

Zapach towarzyszy każdemu z nas. Jedne są przyjemne, drugie mniej. Kojarzące się z czymś pozytywnym albo negatywnym. Z czasami, które już przeszły do wspomnienia, albo tymi, które jeszcze można przywrócić właśnie dzięki zapachowi.

Zapach odgrywa bardzo istotną rolę w naszym życiu, mimo że nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę. Nasze domy również pachną, mieszkańcami, jedzeniem, środkami czystości, często niestety też brudem. Bardziej lub mniej charakterystycznie.
Wspomnienia również mogą mieć zapach, z tym, co wydarzyło się na pewnym etapie naszego życia, co wryło się w naszą pamięć. Niekiedy te bardzo lubiane, pod wpływem różnych sytuacji zrażają nas. Sprawiają, że nagle czujemy zniechęcenie...

O jakim zapachu domów, innych ludzi opowiada autorka? Czy historie w niej zawarte pobudzą zmysły czytelnika? Sprawią, że opisywane zapachy odtworzą się w naszej głowie?
Sprawdziłam. I o swoich wrażeniach za chwilę napiszę.

Opowieść zaczyna się wspomnieniem, gdy mała Ruth była jeszcze swoim domu rodzinnym. Gdzie ukochany tato zajmował się obrabianiem mięsa upolowanych zwierząt, mama zajmowała swoimi sprawami, ona zaś przysłuchiwała się rozmowom, przyglądając surowym kawałkom mięsa. Może się to wydać obrzydliwe, ale nie dla Ruth, ona uwielbiała przyglądać się pracy ojca. Nie brzydził ją widok krwi. Wszystko, co działo się pod ich dachem, zdawało się naturalnym. Tak po prostu było. Aż do dnia, gdy matka otrzymała wiadomość. I nagle wszystko uległo zmianie...

Poznajemy cztery przewodnie postacie, trzy dziewczyny oraz chłopiec. Wszyscy są nastolatkami, rówieśnikami. Mają swoje problemy, troski oraz marzenia, które próbują zrealizować. I teraz pewnie większość pomyśli o typowych dla ich wieku problemików. Nic bardziej mylnego.

Ponieważ Ruth, Dora i Hank stają przed losem, który nie oszczędzał, a który jeszcze nie pozostał przesądzony. Każde z nich popełnia błędy. Alyce wydaje się tą wygraną, mająca najlepszą sytuację, ale czy oznacza, że jej troski są mniejsze?

Historie postaci zostały opowiedziane z perspektywy każdej z nich, każdy rozdział opowiadana o konkretnej osobie. Dodatkowo książka została podzielona na pory roku, dlaczego? Jest w tym pewien ukryty cel...

Muszę przyznać, że nie spodziewałam się, że książka aż tak bardzo mnie wciągnie. Rozpoczęłam czytanie i nie wiem kiedy, a nie potrafiłam oderwać się od stron. Śledziłam wydarzenia, jakie napotykali bohaterowie, miałam swoich ulubionych, którzy od razu wzbudzili moją sympatię, do niektórych potrzebowałam czasu, a jeszcze inni po prostu zostali znielubieni.

Sporo napisałam o tytułowym zapachu, bo proszę mi uwierzyć, ten odgrywa bardzo ważną rolę w całej książce. Kojarzy się z poszczególnymi miejscami albo osobami. Możemy niemalże sobie wyobrazić, jak wdychamy opisywaną woń, coś niesamowitego.

Jednak nie to jest plusem snutej historii. Nie wiem w jaki sposób, ale autorce udało się stworzyć klimat, który odczuwamy już od samego początku. Nie zawsze jest on przyjemny, chwilami można odczuć negatywne emocje. Cała mieszanina doznań.

Zapach domów innych ludzi, jest niesamowitą historią, która ukazuje życie gdzieś hen daleko, w najzimniejszym i chyba najbardziej surowym Stanie Ameryki, gdzie zimno towarzyszy przez większość czasu. Czy ten chłód dominuje również w sercach mieszkańców?

Chciałabym móc tak po prostu napisać, że książka jest ciekawa. Niestety mam wrażenie, że słowa nie oddadzą mojego zachwytu. Bo właśnie jestem zachwycona debiutem Bonnie-Sue Hitchcoc, będę ten tytuł polecała z całego mojego czarnego serduszka. Naprawdę cudowna opowieść.

Dział: Książki
poniedziałek, 10 kwiecień 2017 14:51

Zapowiedź: "Miasto schodów" Robert Jackson Bennett

Klimatyczna, pełna intryg powieść – o martwych bogach, ukrytej historii i tajemniczym mieście o wielu obliczach – autorstwa jednego z najbardziej uznanych młodych pisarzy science fiction.

Miasto Bułykow dysponowało niegdyś siłami bogów, by podbijać świat, zniewalać i brutalnie rozprawiać się z milionami ludzi – aż jego boscy opiekunowie zostali zabici. Bułykow to obecnie po prostu kolejna kolonialna placówka nowej geopolitycznej potęgi, niemniej jego surrealistyczny krajobraz trwa jako niepokojące świadectwo swojej dawnej świetności.

Dział: Książki
środa, 29 marzec 2017 20:40

Granice zła

Kłamstwo nie prowadzi do niczego dobrego. Zawsze sieje zamęt i czyni zło. Choć może wydawać się nam, że zmyślamy w dobrej sprawie, to postawmy się na miejscu osoby, którą okłamujemy Pomyślmy, jak się poczuje, kiedy prawda wyjdzie na jaw. Nawet nie próbujcie mówić, że tak się nie stanie — zawsze się czymś zdradzimy lub ktoś inny nas w tym wyręczy, a wtedy będziemy musieli zmierzyć się z konsekwencjami swoich czynów. Prawda choć boli, powinna być wypowiadana. Najgorzej jest, kiedy ktoś kłamie na temat innej osoby, a ta pod wpływem jego działań zostaje posądzona o najgorsze. Pomyślmy z dziesięć razy, zanim zaczniemy zmyślać, ponieważ możemy zniszczyć komuś przez to życie. Sprawimy mu okropny ból, a być może przyczynimy się do wielkiej tragedii, której nie będzie można cofnąć. Zastanawiajmy się nad swoimi czynami, ponieważ mogą doprowadzić do zguby. Pamiętajcie - kłamstwo ma krótkie nogi! Kochani przybywam do Was dziś z recenzją książki, która mnie zszokowała. Naprowadziła mnie na wiele tropów, a prawda okazała się zaprzeczeniem wszystkiego, co wydawało się tak wiadome. Na początku pomyślałam, że to jedna z tych książek, które, choć są ciekawe, to nie potrafią zapewnić tego dreszczyku emocji. Jak się okazało - byłam w wielkim błędzie. ,,Granice zła" okazały się niesamowitą, tajemniczą powieścią, która z każdej strony oszukuje umysł i stara się wprowadzić go w błąd. Rebecca Griffiths stworzyła historię, która kryje w sobie wiele niespodzianek, których po prostu nie można nie odkryć. Zapraszam Was do zapoznania się z recenzją!

Sarah D’Villez jako nastolatka została uprowadzona, lecz udało się jej uciec od porywacza, który więził ją przez jedenaście dni. Wokół zdarzenia zrobiło się głośno, twarz Sarah pojawiała się w telewizji i na pierwszych stronach gazet. Dziś, po siedemnastu latach, nadchodzi wiadomość o zwolnieniu z więzienia sprawcy porwania. W obawie, by znów nie znaleźć się w centrum zainteresowania mediów, Sarah, nie informując o tym nikogo, postanawia wyjechać z Londynu i zaszyć się w małej wiosce w odległym zakątku Walii, zmieniając nazwisko i wygląd. Stara się odzyskać poczucie bezpieczeństwa w swojej idyllicznej kryjówce, nawiązując znajomości z sympatycznymi Walijczykami, wkrótce jednak zdaje sobie sprawę, że ktoś ją obserwuje, ktoś, kto najwyraźniej wie o niej bardzo dużo.

Siedemnaście lat temu w mediach zawrzało. Nastoletnia Sarah D'Villez została uprowadzona i przez jedenaście dni była więziona przez nieobliczalnego potwora, który na jej oczach zakatował żonę. Rodzina powoli traciła nadzieję na jej powrót, a wtedy przerażona dziewczyna pojawiła się zakrwawiona u progu swojego domu. Nie wiadomo, dlaczego porywacz ją wypuścił, ale szybko trafił do więzienia i został skazany na wiele lat. Po siedemnastu długich latach do Sarah dociera informacja, że mężczyzna zostanie zwolniony z więzienia za dobre sprawowanie. Przerażona kobieta postanawia wyjechać, by nie musieć znów mierzyć się z zainteresowaniem mediów i uciec przed zemstą, której John Blundell nie odpuści. Sarah zaszywa się na walijskiej wsi, gdzie nikt jej nie znajdzie. Kobieta przyjmuje nowe imię i nazwisko oraz stwarza nową historię. Pragnie zapomnieć o tym, co ją spotkało i zacząć nowe życie. Z czasem Sarah zaczyna dostrzegać, że ktoś ją obserwuje. Możliwe, że to nadgorliwy sąsiad, który nie ma dobrej opinii i nie daje spokoju dziewczynie, ale również istnieje możliwość, iż to jej oprawca sprzed wielu lat. Nie dość, że kobieta czuje się obserwowana, to w pobliskim miasteczku dochodzi do morderstw na młodych kobietach. Kim jest sprawca? Czy John Blundell ją odnajdzie? Jaką tajemnicę skrywa dom, który kupiła kobieta? Czy można ukryć prawdę?

Natrafiliście kiedyś na książkę, która okazała się całkowicie inna, niż myśleliście na samym początku? Czy trafiła w wasze ręce powieść, która była wielkim zaskoczeniem? ,,Granice zła" to historia pełna mrocznych tajemnic, ludzkich intryg oraz kłamstw. Trzyma w wielkim napięciu do ostatniej chwili. Naprowadza czytelnika na ślepe tropy, by na koniec ujawnić prawdziwą historię, która szokuje i sprawia, że człowieka myśli, jak mógł tak bardzo się pomylić. Intrygująca, tajemnicza, mocna - opowiada o ludzkich okrucieństwach, różnych twarzach ludzi, prawdzie, której nie pokona żadne kłamstwo. To książka o ludzkim umyśle, który pełen jest ciemnych korytarzy. Z każdą stroną jesteśmy coraz bardziej niepewni swoich spostrzeżeń, nie wiemy, co myśleć o kolejnych tropach, które prowadzą nas donikąd. Nie spodziewałam się tak dobrze skonstruowanej powieści. To jedna z tych książek, które trzeba poznać i samemu odkryć prawdę o tajemniczej historii sprzed lat. Rebecca Griffiths nadała swojej powieści bezosobową narrację, dzięki której możemy bardziej zagłębić się w umysł bohaterów, którzy okazują się całkowicie inni, niż mogliśmy przypuszczać na początku. Cieszę się, że miałam okazję przeczytać tę książkę, ponieważ od tak dawna nie czułam tej osobliwej niepewności co do całej historii. Jeśli macie ochotę na coś mrocznego, szokującego, to ,,Granice zła" są odpowiednim wyborem.

Postacie w tym thrillerze są bardzo złożone. Dzięki autorce mamy szansę poznać każdą z nich i wkraść się w ich umysł, by lepiej zrozumieć ich działania. Wywołują sprzeczne emocje u czytelnika - od początkowej niechęci, poprzez nienawiść, a kończąc na akceptacji. Sarah jest osobą, którą bardzo trudno rozgryźć. Przerażona nastolatka, która przeżyła piekło, po wielu latach odwraca się od rodziny i zostawia ich tak, jakby nigdy nie byli dla niej ważni. Po tragicznych wydarzeniach coś się w niej zmieniło. Z wesołej dziewczyny zmieniła się w aspołeczną, tajemniczą kobietę, która pragnie nowe życia. Kiedy kupuje dom w małej walijskiej wsi, natrafia na pamiątki po starych mieszkańcach. Co stare zdjęcie dwójki poważnych nastolatków ma wspólnego z zaginięciem sprzed lat? Kim jest morderca młodych kobiet? Czy mężczyzna, do którego zaczyna coś czuć Sarah ma z tym coś wspólnego? Co takiego ukrywa bezlitosny sąsiad, który wywołuje obrzydzenie u kobiety? Nie mogę wam bardziej przybliżyć postaci. Każda z nich jest niczym cegła, która z czasem stanie się potężnym murem - prawdą.

,,Granice zła" zabiorą was na przerażający strych, gdzie pewne osobliwe zdjęcie ukaże wam historię pełną bólu oraz cierpienia. W pięknych walijskich polach jedna kobieta będzie musiała zmierzyć się ze swoją przeszłości. Prawda okaże się zapalnikiem, który niczym granat może wszystko zniszczyć. Mroczna, pełna tajemniczości, wciągająca historia, która wprowadza w świat, gdzie napięcie budowane jest powoli, ale kiedy już dojdzie do kulminacyjnego momentu, uderza niczym sztylet. Rebecca Griffiths jeszcze nie raz zagości na mojej półce. Czuję, że się na niej nie zawiodę. Polecam!

Dział: Książki
środa, 29 marzec 2017 21:07

Sopel

Lodowato zimną przygodę w świecie Przygranicza rozpoczęłam od „Lodowej cytadeli”, czyli piątej odsłony cyklu Pawła Kornewa. Dopiero teraz, wraz ze wznowieniem serii i jej wizualną reedycją, miałam okazję zapoznać się z tą historią w proponowanej przez autora kolejności. „Sopel” to lektura sporemu gronu czytelników już znana, bo w poprzedniej szacie graficznej ukazała się w Polsce w 2008 roku, czyli zaledwie dziewięć lat wcześniej. Czy odnowienie wydania było potrzebne? No cóż, teraz przynajmniej postawione na półce prezentuje spójną estetykę. A to uwielbiam!

Smukłe, nagie drzewa wyrastające z przykrytej grubą warstwą śniegu gleby, wyciągają się smętnie po światło słoneczne, któremu daleko do skojarzeń z ciepłem i bezpieczeństwem. W szarości lasu skrywają się wielowarstwowo okutane postacie. Twarze chowają w głębi wielkich kapturów albo za grubymi kominiarkami. O biodra obijają im się przerzucone przez ramiona strzelby… Tak właśnie prezentuje się okładka „Sopla”. Trzeba przyznać, że jej mroczna, zimna tajemniczość doskonale wpisuje się w nastrój samej powieści, której światu przedstawionemu wiele brakuje, by uznać go za bezpieczny.

Sopel (dla przyjaciół: Śliski) do Przygranicza trafił jak każdy inny – przypadkiem. Podczas jednej z podróży pociągiem postanowił rozprostować kości i wyszedł na peron. Chwilę później nie było już żadnego pociągu ani nawet peronu. Był za to śnieg, dużo śniegu; upiorne zimno i dwa słońca. Niespodziewanie i niezamierzenie Sopel trafił po prostu z jednego – naszego, ludzkiego – świata do drugiego – nie zawsze ludzkiego, magicznego. Tutaj trafił do jednostki zwanej Patrolem, zajmującej się przede wszystkim szybką reakcją na zagrożenia. Innymi słowy – uśmiercaniem wszelkiej maści stworów i potworów, które terroryzują tudzież potencjalnie mogłyby terroryzować i tak już stłamszoną rasę ludzką. Życie upływa więc Soplowi od rajdu do rajdu, od żołdu do żołdu, od flaszki do flaszki. Do pewnego momentu. Wkrótce w jego otoczeniu dziwnym zbiegiem okoliczności mnożą się zagrożenia. Do tego stopnia, że w końcu musi przyznać przed samym sobą, że ktoś zapragnął jego śmierci. Tylko dlaczego?

Jeżeli na świecie faktycznie istniałby podział na literaturę męską i kobiecą, to „Sopel” ewidentnie należałby do pierwszej kategorii. Nie chodzi mi tutaj o natężenie strzelanin i pojedynków, czy dość częstego ewidencjonowania różnego rodzaju broni; nie mam nawet na myśli osi akcji dla fabuły, która jest pościgiem grupy zabójców za jednym Patrolowcem. O stereotypowej „męskości” utworu Kornewa świadczy to, co dzieje się między tymi wszystkim jatkami, czyli… picie. Kiedy bohaterowie nie leją się po mordach, to coś w te mordy wlewają. Zwykle wódkę, rzecz jasna, choć i dobrym browarkiem czy winem jabłkowym nie pogardzą. A jak nie piją, to jedzą. Czy człowiekowi coś więcej do życia potrzebne niż mieć gdzie i co wypić oraz gdzie i czym później się leczyć? Człowiekowi funkcjonującemu w świecie Przygranicza raczej nie. No chyba, że akurat ktoś usiłuje cię zabić, to wtedy warto mieć jeszcze jakiegoś gnata.

Kiedy zaczynałam serię od piątego tomu, autor (słusznie zresztą) wymagał ode mnie pewnej wiedzy na temat świata przedstawionego. Tym razem miałam okazję powoli wdrażać się w relacje panujące między kolejnymi grupami oraz przyswajać ich charakterystykę. Muszę jednak przyznać, że spodziewałam się większej ilości informacji. Czytając „Lodową cytadelę” czy „Tam, gdzie ciepło”, chwilami nieco się gubiłam i liczyłam, że „Sopel” to i owo rozjaśni. Pudło! Okazało się, że rzeczywistość Przygranicza, sposób jego funkcjonowania jako miejsca, relacja między nim a klasycznie pojmowaną rzeczywistością są dla autora absolutnie nieistotne. Wydaje mi się nawet, że miejsce to – ze swoim prymitywizmem i pochwałą idei silniejszego – zostało stworzone wyłącznie po to, by bohaterowie mogli bezkarnie do siebie strzelać, nie obawiając się zdziwienia czytelnika i zarzutów o nielogiczną łatwość zdobywania broni czy niewzbudzanie podejrzeń władzy (albo cywilów). Szkoda, bo pomysł na Przygranicze nieustająco mnie fascynuje i chętnie dowiedziałabym się o nim, jako miejscu, więcej.

Zamiast tego otrzymałam pełen pakiet schematów ze scenariuszy kina akcji. Sopel to bowiem, jakkolwiek twierdzi inaczej, twardziel i agent specjalny jakich nie produkują od przełomu lat 80. i 90. Cierpliwy i wyczulony na każdy szelest niczym Rambo, gotowy sprać większego od siebie jak Jean-Claude Van Damme, bez problemu siekący nadnaturalne stwory, jak gdyby lekcje brał u samego Blade’a. Co Sopel w świecie, w którym najwyżej ceni się skuteczne uśmiercanie, robi jeszcze na jednej z niższych pozycji w Patrolu? Nie wiem, ale ktoś wyżej najwyraźniej nie jest zbyt spostrzegawczy. Albo uznał, że fajnie by było, gdyby dało się o człowieku powiedzieć coś więcej, niż to, że jest wybuchowy i dobrze posługuje się różnego rodzaju bronią. Ja na ten przykład nie umiałabym dużo dokładniej Śliskiego opisać, choć przecież wraz z nim przedzierałam się przez Przygranicze, walczyłam i dedukowałam, kto to się na niego uwziął. O drugoplanowych postaciach nie ma, co wspominać, bo były wypadły tak blado, że każda kolejna śmierć członka ekipy była mi absolutnie obojętna.

Mimo wszystkich swych uproszczeń i okrutnej schematyczności, początkowo intryga potrafi czytelnika zainteresować. Z uwagą śledziłam kolejne pojedynki, zdrady i podpowiedzi dotyczące głównego wątku. Dość szybko się jednak znudziłam. Nie, dlatego że akcja zwolniła czy z powodu mało „widowiskowych” starć. Odpowiedzialną za ten stan rzeczy okazała się łatwość, z jaką rozgryzłam powody pogoni za Soplem. Od pewnego momentu interesowało mnie już tylko to, dlaczego tenże powód stał się powodem (jakkolwiek to brzmi). A kiedy już się dowiedziałam to… byłam rozczarowana. Dużo bardziej interesująca okazała się przemiana Śliskiego, która zapowiada – być może – intrygujący rozwój akcji w kolejnym tomie, ale o tym cicho sza.

Mój stosunek do książki Kornewa ociepliła ostatecznie feeria stworów grasujących po Przygraniczu. W książce pojawia się ich ostatecznie niewiele – wilkołaki (i ich „podgatunki), wampiry, śnieżni ludzie, czy lodowe moskity – ale funkcjonują za to w podaniach i opowieściach przekazywanych sobie przez bohaterów, co daje nadzieję na zintensyfikowanie ich liczby w późniejszych tomach cyklu. Cieszy bardzo, że bestie z Przygranicza to prawdziwe zagrożenie, że w świecie Kornewa obawy o własne życie to nie tylko pusty frazes, próbujący sztucznie zbudować uczucie zagrożenia. Wystarczy zrobić jeden niewłaściwy krok, by już nigdy nie móc zrobić kolejnego.

„Tam, gdzie ciepło” zrobiło na mnie wrażenie z powodu umiejętnego łączenia brutalnej i prostej akcji z inteligentnym, opartym na ironii i sarkazmie żartem. W „Soplu” wszystko wydaje się superpoważne. W dialogach można się oczywiście spotkać z pewnym rodzajem niewybrednego, siermiężnego żartu rodem z szynków w zakazanych dzielnicach, ale wszystko to jest jakieś takie zużyte i bezbarwne. Zabrakło mi bardzo komicznych sytuacji, sytuacyjnych dowcipów, które nie opierałyby się na chlaniu i wiecznym posiadaniu kaca. Zwłaszcza, że powieść liczy sobie całe sześćset stron i powtarzanie w głowie za autorem tych samych dowcipów, tylko w innych konfiguracjach wyrazowych, w którymś momencie zaczyna się robić naprawdę męczące.

„Sopel” nie okazał się dla mnie najprzyjemniejszą lekturą, ale nie uważam też poświęconego mu czasu za stracony. Rozczarowała mnie schematyczność powieści Kornewa, zwłaszcza, że punkt wyjściowy dla fabuły wydawał mi się (i wciąż wydaje) niesamowicie bogaty w niewykorzystane jeszcze przez podobną literaturę możliwości; nie najlepiej też wspominam powtarzalność motywów i nieustające upijanie się bohaterów w chwilach, gdy akurat nie mieli komu spuścić manta. Trudno jednak odmówić autorowi sprawności w skonstruowaniu, choć nader tajemniczego i po zamknięciu książki, świata Przygranicza – z całą jego fauną, florą i dzikimi zasadami. Z pewnością, zarówno „Sopel”, jak i kolejne tomy tego cyklu prędzej przypadną do gustu spragnionym prostej rozwałki czytelnikom niż wymagającym odbiorcom, którzy znają schemat zbyt dobrze, by wciąż czerpać z niego frajdę. Ci drudzy nie powinni jednak podczas ewentualnej lektury czuć się oszukani, bowiem Kornew od początku do końca nikogo nie udaje i z miejsca zapowiada, czego się po „Soplu” spodziewać.

Dział: Książki
poniedziałek, 27 marzec 2017 12:31

Córeczka

Poczucie bezradności jest czymś koszmarnym. To okropna świadomość, że nie możemy nic zrobić, że to nie od nas zależy co będzie dalej. My możemy jedynie czekać. Wiele sytuacji może powodować to uczucie, a jedną z nich zaginięcie kogoś bliskiego.

Simone straciła sześciomiesięczną córeczkę, Helenę, która została porwana podczas spaceru z babcią. Młodzi rodzice długo nie potrafili się z tym pogodzić. Nagle, po osiemnastu latach do Simone podchodzi Grace. Kobieta mówi jej, że jest jej córką, a by potwierdzić swoje słowa pokazuje jej pluszową zabawkę, którą Helena miała przy sobie w dniu zaginięcia. Jednak dzień później Grace znika, a Simone postanawia ją odnaleźć, by poznać prawdę.

Pierwszoosobowa narracja z punktu widzenia Simone pozwala czytelnikowi zżyć się z bohaterką i razem z nią przeżywać całą historię. Dzięki przemyśleniom i wspomnieniom Simone odbiorca nie zostanie obojętny na tragedię, która spotkała ją osiemnaście lat temu, lecz razem z nią będzie doświadczać stratę córki. Szereg widocznych tu emocji, z którymi kobieta zmierza się od wielu lat, widoczny jest już od pierwszych stron. Widzimy zatem ogromną rozpacz, która towarzyszy jej niezmiennie od tak dawna, ale również nadzieję, która pojawia się wraz z Grace. Również czytelnik podczas lektury będzie odczuwał strach, niepokój, niepewność, przeplataną z tym płomykiem nadziei.

Wykreowana przez Kathryn Croft bohaterka jest przeciętną kobietą, którą każdy z nas mija codziennie na ulicy. Nie wyróżnia się niczym szczególnym, choć duży bagaż doświadczeń z pewnością odcisnął piętno na jej późniejszym życiu. Chociaż Simone utraciła ukochaną córeczkę, nadal skrywa w sercu nadzieję, że któregoś dnia ją odnajdzie. Takie myślenie stwarza w niej ogromne pokłady motywacji do działania, gdy tylko nadchodzi możliwość poznania prawdy. Jej zawziętość i matczyna miłość widoczne na kartach powieści pchają ją do wyborów, których w zwyczajnych okolicznościach by nie podjęła.

Oprócz Simone w książce poznajemy dwóch bliskich jej mężczyzn – męża Matta i współpracownika Abbota, będącego równocześnie jej przyjacielem. Chociaż razem z Mattem przed laty przeżywała stratę córki to jednak Abbotowi zwierza się ze swoich wątpliwości i planu poznania prawdy. Ukrywając przed mężem swoje działania wiele ryzykuje, jednak z uwagi na jego dobro postanawia nie martwić go swoimi przemyśleniami.

Autorka tworząc powieść postanowiła wprowadzić w nią tajemniczość. Jednym z zabiegów, który jej na to pozwolił było wprowadzenie co któryś rozdział czyichś wspomnień, a czytelnik dopiero pod koniec miał poznać ich autora. Pomimo że książce towarzyszy jeden główny wątek to wprowadzając motyw poznawania prawdy, poznajemy także wydarzenia poboczne, które mają pomóc bohaterce w poznaniu prawdy. Akcja cały czas posuwa się do przodu, co nie pozwala na nudę, a czytelnik z pewnością będzie próbował rozwiązać zagadkę na własną rękę.

Sama niesamowicie wciągnęłam się w tę historię. Spodziewałam się tajemnicy, którą łatwo będzie odgadnąć, jednak zostałam całkowicie zaskoczona. Wielość zwrotów akcji i skomplikowana fabuła sprawiły, że udało się autorce mnie zaskoczyć, a ja spędziłam miło czas usiłując poznać prawdę.

Książka zawiera w sobie zarówno coś z thrillera, jak i kryminału, dlatego wielbiciele tych gatunków zdecydowanie powinni zainteresować się tym tytułem. Powieść spodoba się również osobom lubiącym szybką akcję, liczne zaskoczenia i niespodziewany koniec.

Dział: Książki

Setki lat przed wielką Wojną Magów był sobie kraj nieświadomy, że znalazł się na skraju katastrofy…

Młoda i porywcza Barl pragnie sprawdzić granice swojego magicznego potencjału. Jednak z powodu surowo przestrzeganej hierarchii społecznej studiować mogą tylko magowie o wysokim pochodzeniu. Barl rozpaczliwie pragnie się uczyć, a ten zapał pcha ją ku buntowi, przez co dziewczyna popada w konflikt z Radą Magów. Okazuje się, że być może już nigdy nie będzie mogła posługiwać się mocą. Wtedy poznaje Morgana Danfeya, członka Rady. Barl i Morgan uświadamiają sobie, że razem potrafią stworzyć niezwykłe nowe zaklęcia. Lecz pokusa, jaką niesie tak potężna moc, obnaża mroczną stronę duszy maga, który wkrótce rzuci kraj na kolana.

Dział: Książki
poniedziałek, 13 marzec 2017 16:32

Fabryka Robotów

Jeżeli lubisz dynamiczne gry, które opierają się na prostych zasadach, to dobrze trafiłeś. Aby zwyciężyć musisz być nie tylko szybki, ale również bardzo spostrzegawczy.

wiek: 6+

liczba graczy: 2-6 osób

czas gry: około 20 minut

Cel i fabuła

W fabryce praca posuwa się naprzód pełną parą. Na taśmie produkcyjnej pojawiają się różnokolorowe roboty. Gracze wcielają się w role pracowników fabryki robotów i kompletują pojawiające się zamówienia. Punkty zgromadzi ten, kto zrobi to najszybciej. Zwycięzcą zostaje osoba, która na koniec gry zgromadzi największą liczbę kart.

Strona wizualna

Gra składa się z 5 kart startowych, 50 kart robotów, przycisku stop oraz krótkiej, przejrzystej instrukcji. Posiada przyjemną dla oka, niezwykle kolorową szatę graficzną, która bez trudu przyciągnie uwagę każdego małego gracza. Ode mnie otrzymuje piątkę z plusem.

Przygotowanie

Pięć kart startowych układamy w rzędzie na środku stołu - będą one stanowiły taśmę produkcyjną. Pod nimi kładziemy przycisk stop i potasowaną talię pozostałych kart (rewersem ku górze). Karty te nazywane będą zamówieniami. Na grę przewidzianych zostało 20 minut, ale jeżeli się spieszymy to można skrócić ją, zabierając z talii kilka (kilkanaście) losowych kart.

Przebieg rozgrywki

Podczas gry będą pojawiały się zamówienia na roboty. Zadaniem graczy jest jak najszybsze odnalezienie odpowiedniego modelu na taśmie produkcyjnej. Najstarszy gracz odwraca pierwszą kartę ze stosu zamówień i kładzie ją obok, tak, żeby wszyscy w tym samym czasie mogli zobaczyć co się na niej znalazło. Dwie wierzchnie karty - zakryta ze stosu i przed chwilą odkryta - wspólnie tworzą zamówienie. Rewers karty informuje czy gracze powinni kierować się kształtem robota, kolorem robota czy kolorem taśmy produkcyjnej. Odkryta karta uzupełnia informacje o szczegóły (np. że szukamy koloru czerwonego). Jeżeli złapana karta przedstawia właściwego robota to gracz zabiera ją uzyskując punkt. Jeżeli wybrał źle traci jedną z posiadanych już kart. Na taśmie produkcyjnej może pojawić się kilka prawidłowych zamówień. Może jednak również nie być żadnego, wówczas punkt traci osoba, która jako ostatnia dotknie przycisku stop.

Wrażenia

Rozgrywka jest bardzo prosta, ale dynamiczna i wciągająca. Gra nastawiona jest na współzawodnictwo. Pod względem wizualnym sprawia bardzo przyjemne wrażenie - grafiki są kolorowe i sympatyczne. Niewielkich rozmiarów pudełko pozwala na to, by gra mogła towarzyszyć nam w różnego rodzaju podróżach. Przyznam szczerze, że w grze nie znalazłam żadnych poważniejszych wad (bo obolałe ręce od wzajemnego zderzania się, chyba się nie liczą). Nawet jej cena jest przystępna (na stronie wydawnictwa kosztuje niecałe 40 złotych).

Podsumowanie

„Fabryka Robotów” to sympatyczna, niezwykle kolorowa gra rodzinna, która spodoba się zarówno młodszym jak i starszym graczom. Nam bardzo przypadła do gustu i z przyjemnością możemy ją polecić.

Dział: Gry bez prądu
wtorek, 28 luty 2017 12:24

Endgame. Wezwanie

Kiedy w ziemię uderza seria meteorytów, spokój ludzi zostaje naruszony. Ich sielankowe życie dobiega końca, jednak nie są oni tego świadomi. Tylko nieliczni rozumieją co się dzieje. Rozpoczęło się Endgame. Gra zwiastująca początek końca. Ludzkość stoi nad przepaścią, a ich los zależy od zaledwie kilkunastu osób. Graczy. Są oni potomkami starożytnych cywilizacji. Od kiedy pamiętają, mówiono im o Endgame. Ćwiczyli od wczesnego dzieciństwa. Są szybcy, odważny i nieustraszeni. Niejednokrotnie już zabijali. Bez mrugnięcia okiem. Bronią palną jak i walcząc wręcz. To urodzeni mordercy. To Gracze z prawdziwego zdarzenia. Z dwunastki Wezwanych wygra tylko jeden. Jedenastu przegra. Przegrani umrą.

Książka zaciekawiła mnie opisem. Nie wiedziałam czego się spodziewać i jako tako bałam się, że może mi się nie spodoba. Moje obawy na szczęście okazały się niepotrzebne. Pozycja wciągnęła mnie już po pierwszych stronach. Historia opowiada o emocjonującej grze, w której możemy brać udział. Dostajemy podpowiedzi, zagadki, krzyżówki i ukryte wiadomości. Z tyłu książki jest miejsce na nasze notatki.

Warto wspomnieć, że rozdziały są raczej krótkie i każdy skupia się na innym bohaterze, których swoją drogą jest całkiem sporo. Każdy jest inny, autorzy przedstawili nam masę ciekawych osób, przewijających się przez całą książkę. Nigdy nie byłam pewna, czy przypadkowa osoba spotkana na ulicy nie okaże się kimś ważnym. Czytając tę książkę, mój mózg pracował na najwyższych obrotach. Zapamiętywałam fakty, szukałam podpowiedzi, zastanawiałam się nad niewiadomą. Kiedy byłam zmuszona odłożyć książkę choć na chwilę, mój umysł wracał do zagadek poruszonych w Endgame. Do trosk bohaterów. Do ich szczęścia, żądzy mordu i strachu o bliskich.

Muszę dodać, że książka ma narrację trzecioosobową w czasie teraźniejszym. Osobiście nie przepadam za tym typem narracji, jednak stworzyła ona bardzo ciekawą atmosferę. Pozwolę sobie jeszcze wspomnieć, że w książce nie ma akapitów. Na początku myślałam, że będzie to przeszkadzało w czytaniu - jednak się myliłam. Taki układ typograficzny książki nie robi większej różnicy podczas czytania. Po pierwszych stronach na prawdę przestaje się zwracać na to uwagę.

Może ciężko to zrozumieć, ale Gracze, oprócz tego, że byli maszynami do zabijana, w większości marzyli o normalnym życiu. Nie chcieli wojen, mordowania, gry, Endgame. Endgame oznacza koniec, a przecież oni wszyscy chcieli żyć. Tylko nieliczni wybierają śmierć. Bohaterowie nawiązują sojusze, jedni chętnie - inni pod przymusem. Kłamią, kochają, zdradzają, torturują, mordują. W grze, którą jest Endgame, nie ma zasad. Wszystkie chwyty dozwolone. Gracze są mądrzy, jednak czasem żądza zemsty przysłania rozum.

Jednak, jaki jest haczyk? Gra bez zasad, nie może być fair. Razem z Graczem, giną jego ludzie. Przyjaciele, znajomi, sąsiedzi. Więc na barkach bohaterów ciąży na prawdę wielka odpowiedzialność. Dzięki tej książce dowiemy się o skrajnych powodach zawierania sojuszy. Poznamy bratnie dusze. Doświadczymy czym jest miłość, poświęcenie, strach i złość. Poczujemy gorycz oszukanych i ujmę na honorze zdrajców. Poznamy sekrety, o jakich świat nie słyszał. Na tacy nie podadzą nam jednak najważniejszego. Czy można przechytrzyć stwórców Endgame, jak i samą grę? Co dobrego przyniesie ludzkości i jaką cenę przyjdzie nam za to zapłacić? Wiemy tyle, że Endgame to zagadka. Łamigłówka, którą zrozumiemy zbyt późno, aby tę wiedzę wykorzystać.

Osobiście po przeczytaniu pierwszego tomu mam mętlik w głowie. Ciągle widzę ciągi liczb i niezrozumiałe podpowiedzi. Od razu zabieram się za drugi tom, może dzięki temu coś się rozjaśni. Podsumowując, książka jest na prawdę dobra. Wzbudza multum emocji i porywa nas do świata, w którym toczy się Gra. Sprawia, że nie rozróżniamy prawdy i kłamstwa. Dezorientuje nas do tego stopnia, że nie można się oderwać od czytana. Ludzie lubią tajemnice, a ta książka skrywa ich wiele. Mam nadzieję, że sami je poznacie, czytając Endgame. Jeśli mówimy już o plusach książki, to nie mogę pominąć okładki, która prezentuje się cudownie i świeci jak złoto. Wiem, że nie powinno się oceniać książki po okładce, ale ta jest naprawdę niesamowita.

Dział: Książki
sobota, 18 luty 2017 23:57

Przeklęta laleczka

Kiedy myślę o Meksyku, widzę przede wszystkim kolory. Ciepłe barwy, które w dzień maskują biedotę prostych ludzi, a w nocy uwodzą i zwodzą. Gdy dorzucić do tej wizji kraju tytuł „Przeklęta laleczka”, w głowie eksplodują mi szamańskie tańce, czarne koguty ociekające krwią i przełamany płomieniami mrok. Niestety, książka Ewy Rajter nawet nie zbliża się do tegoż obrazu, a jest po prostu kolejnym nierealnym harlequinem.

Teoretycznie sama książka jako przedmiot wpisuje się estetycznie w moje oczekiwania. Subtelna, kobieca twarz zestawiona z czaszką byłaby tylko mroczna, ale ponieważ grafikę pokryto kwiecistym deseniem, to całość ma w sobie coś tajemniczego, hipnotyzującego i niemal pierwotnie mistycznego. Innymi słowy: wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że książka Rajter okaże się lekturą fascynującą i nieprzeciętnie zajmującą. Ależ rozczarowanie!

Fabularnie mamy tutaj ciekawy przypadek banału połączonego z niepotrzebnym skomplikowaniem. Trzy bohaterki, Cancun i romanse okraszone dziwaczną, międzynarodową intrygą. Punktem zapalnym dla całości jest historia młodej, polskiej dziennikarki, którą podejrzewany o przywództwo nad narkotykowym kartelem atrakcyjny przedsiębiorca, zaprasza do Meksyku by udzielić jej prywatnego wywiadu. Taka okazja dwa razy się nie zdarza, więc Agata natychmiast zgadza się na propozycję Mario Rodriqueza i z ekipą wyrusza do Ameryki. Na miejscu są już absolutnie nieznane jej wcześniej: utalentowana malarka z depresją o imieniu Ewa oraz Zuzanna, piękna kryminolog uczestnicząca w sympozjum naukowym. Los chce, by kobiety się spotkały i wkrótce wspólnie stanęły do walki o życie. A wszystko to już w stanie euforycznego zakochania w poznanych niewiele wcześniej mężczyznach.

Początkowo można się w tym wszystkim pogubić, zwłaszcza, że akcja wlecze się jak flaki z olejem i trudno śledzić ją z uwagą. Autorka wyraźnie stara się wykreować aurę tajemniczości, co chwilę kogo innego czyniąc narratorem tej powieści, ale jest to strategia chybiona, zwłaszcza, że połowę z występujących w tekście bohaterów można by spokojnie usunąć z korzyścią dla fabuł. Każda postać rzuca czytelnikowi jakiś niejasny ochłap – o przeszłości, intencjach, planach – a potem kółeczko wraca do pierwszego z bohaterów i schemat zaczyna się od nowa. Książka ma niespełna trzysta stron, a ilość poruszanych wątków, gdyby je sensownie rozbudować i przemyśleć, wystarczyłaby na napisanie pięciu książek o podobnej objętości albo… jednej solidnej.

Historia wymyślona przez Ewę Rajter rozgrywa się w czasie nie dłuższym niż tydzień, a mimo to jej bohaterkom udaje się już poważnie zadurzyć. Powodów ku temu sensownych nie ma, zwłaszcza, że kobiety nie są nastolatkami. Co gorsza, absurdalność tego pomysłu kładzie cień na całkiem ciekawej – choć boleśnie schematycznej – części dotyczącej porachunków przestępczego świata. Intryga związana z Rodriquezem mogłaby się okazać naprawdę wciągająca i nieoczywista, gdyby tylko pozwolić jej rozwijać się w swoim tempie, a nie tłumaczyć wszystko jak krowie na rowie, nie dając czytelnikowi szansy na pogłówkowanie i zaangażowanie się w lekturę. Także bohaterowie mieli pewien potencjał, ale z powodu ich nadmiernego nagromadzenia w równie krótkiej historii, żaden nie okazał się sensowną konstrukcją psychologiczną i nie wzbudził mojej sympatii lub antypatii. Generalnie mało mnie obchodziło, jaki ich wszystkich spotka los.

Niejasnym dla mnie zabiegiem jest również wprowadzenie do powieści fragmentów innego tekstu - kryminału. Fikcyjny zbiór opowiadań czytają wybrani z bohaterów „Przeklętej laleczki”. Nie mogłam opędzić się od wrażenia, że autorka wrzuciła je do powieści wyłącznie po to, by jej książka prezentowała się bardziej okazale pod względem liczby stron. Zwłaszcza, że przytaczane fragmenty reprezentowały jeszcze niższy poziom od samej „Przeklętej laleczki”. Niech wystarczającym argumentem dla kiepskości i sztampowości lektury bohaterów będzie fakt, że każde z opowiadań zawiera w sobie motyw detektywa/gliniarza rodem z kina noir, zdradzonego przez kobietę, pijącego tanią whisky w jakimś ciemny, zapomnianym pubie w deszczowy dzień. Na Boga, niektóre zdania z tych historyjek wyglądają jakby pojawiły się w nich dzięki metodzie kopiuj-wklej! A rzecz posiada zmiennego protagonistę!

Pod względem językowym „Przeklęta laleczka” nie prezentuje się lepiej. Historia opisana jest bezbarwnie prostymi, mdłymi zdaniami, pękającymi w szwach od literackich kalek. Próżno tutaj szukać jakiejkolwiek oryginalności. Jeżeli jednak cenicie sobie harlequiny – które swoją drogą muszą być pisane w sposób przezroczysty, ponieważ najczęściej pod tym samym nazwiskiem kryje się więcej niż jedna autorka – to powinniście być zadowoleni.

„Przeklęta laleczka” brutalnie mnie rozczarowała i naprawdę ubolewam nad faktem, że tak interesujący temat jak voodoo – jakkolwiek ledwie marginalnie wspomniany – znalazł się w czymś równie przeciętnym. Historia Ewy Rajter ma być podobno wprowadzeniem do całego cyklu książek o Agacie, Ewie i Zuzannie, ale moja przygoda z nimi już się skończyła. Jak zwykle zachęcam wszystkich do wyrobienia sobie własnej opinii, niemniej jeżeli cenicie swój czas, rozejrzyjcie się za czymś sensowniejszym.

Dział: Książki