kwiecień 16, 2024

sobota, 30 lipiec 2016 20:41

Garść popiołu

By 
Oceń ten artykuł
(2 głosów)

„Reakcja dyrektora pokazała, że te zdjęcia rzeczywiście miały znaczenie. Pozostawało tylko dowiedzieć się, jakie, ale z tym nie zamierzał się spieszyć. Zamiast podkręcić tempo, pozwolił swojemu przeciwnikowi oddalić się na trochę większą odległość, by dać mu złudne przekonanie o rosnących szansach. Jarek był demonem zemsty. Miał powód, by się mścić, ale był przy tym kompletnie szalony i co więcej – zdawał sobie z tego sprawę.”


Sięgając po „Garść popiołu” Wojciecha Wójcika liczyłam, że dostanę coś, co wciągnie mnie od pierwszych stronic, co nie pozwoli mi oderwać się od lektury choćby na chwilę, pozostawiając w umyśle nie lada zagadkę. Tymczasem dostałam coś, co zostawiło we mnie mieszane uczucie. Coś, co momentami było naprawdę męczące i strasznie dłużące się.


Zacznę może jednak od początku. Autor daje nam trupa w szkole, ciało pedagogiczne z problemami większymi niż te, z którymi zwykle muszą radzić sobie przeciętni ludzie. Dostajemy zagadkowy obóz z przeszłości, który pozornie nie ma nic wspólnego z aktualnymi wydarzeniami. To wszystko daje zarys naprawdę dobrej fabuły, bo sam pomysł na książkę jest naprawdę świetny. Niestety wszystko psuje idealny wręcz główny bohater. Tomek, bo tak właśnie ma na imię, jest przyjacielem denata, nauczycielem historii i moim zdaniem na tym kończy się jego realizm. Okazuje się bowiem, że jest on szybszy od uciekających bandytów, a jego umiejętności waleczne są na tak wysokim poziomie, że jest w stanie wyjść bez szwanku ze starcia z uzbrojonymi napastnikami. Jego zdolności śledcze i analityczne przewyższają talent wszystkich policjantów na legionowskiej komendzie. Autor tłumaczy to wszystko tym, że nasz bohater był kiedyś zawodowym żołnierzem. Szkoda tylko, że wspomina o tym dopiero na końcu powieści, pozostawiając czytelnika przez większość czasu w świętym przekonaniu, że Tomasz jest jakimś nadczłowiekiem. Generalnie odniosłam wrażenie, że przeszłość głównego bohatera wpadła do głowy panu Wójcikowi dopiero na samym końcu pisania, gdyż większość spraw nie została choćby wspomniana na początku.


Trochę większą sympatię wzbudziła u mnie druga z bohaterek – rudowłosa podkomisarz Kamila Dębska. Dlaczego tylko trochę? Chyba chodzi o jej kolor włosów. Bo na pewno nie o profesjonalizm prowadzenia śledztwa. W wielu wypadkach zachowywała się według mnie dość nieprofesjonalnie, przez co odbierałam ją bardziej jako nowicjuszkę, a nie doświadczonego glinę. Włączanie cywila w śledztwo i dzielnie się z nim informacjami zdobytymi w toku prowadzonych działań, wydawało mi się nie tyle co nie profesjonalne, co dość niemożliwe. A skoro już zabieramy się za pisanie kryminału, to trzeba by było trzymać się pewnych realnych zasad.


Smaczku temu wszystkiemu nadają pewnie formy stylistyczne zastosowane przez autora. Dość często można spotkać w tekście zwroty typu:


”Mówiłem w ten sposób przez jakiś czas”,
lub


„Opowiadał mi w ten sposób przez piętnaście minut”.


Przez zastosowanie tych form tak często jak zrobił to pan Wójcik odnosiłam wrażenie, że nie miał on bladego pojęcia jak ma poprowadzić dialog. Zamiast tego dostałam słodki zapychacz. A może tylko ja chciałam wiedzieć o czym główny bohater prawił przez czterdzieści pięć minut? No cóż. Nigdy się tego nie dowiem.


Podsumowując. Pomysł był dobry, z wykonaniem wyszło raczej kiepsko. Może nie odebrałabym tego wszystkiego aż tak źle, gdyby główny bohater był bardziej ludzki, a mniej wyidealizowany.

Czytany 1762 razy