kwiecień 19, 2024

×

Ostrzeżenie

JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 1942.

Rezultaty wyszukiwania dla: fantasy

wtorek, 12 luty 2013 08:00

Zaprzysiężeni

„Zaprzysiężeni" to pierwszy tom cyklu „Polegli Królowie" (wydane przez „Copernicus Corporation"), którego autorką jest amerykańska pisarka Gail Z. Martin. Cykl jest kontynuacją innej serii, znanej w Polsce pt. „Kroniki Czarnoksiężnika". Ja sama niestety „Kronik" wcześniej nie czytałam, w ręce wpadł mi od razu tom pierwszy drugiej sagi. Powieść zapewniła mi rozrywkę na kilka zimowych wieczorów.

Dla czytelników, którzy dopiero od „Zaprzysiężonych" zaczynają swoją wizytę w Zimowych Królestwach, książkę zaopatrzono w mocno skoncentrowany prolog, dający pewien wgląd w wydarzenia poprzedzające powieść i prezentujący główne postacie.

W Zimowych Królestwach nadal panuje pewien nieład. Choć główne bitwy niedawnej zawieruchy zostały wygrane, to koszt zwycięstwa był olbrzymi. Wszędzie panuje głód, ludzie padają ofiarą plagi, która nie oszczędza nawet koronowanych głów. Bohaterowie związani przez los w „Kronikach Czarnoksiężnika" teraz toczą własne potyczki.

Tris Drayke – obdarzony magicznymi zdolnościami nowy król Margolanu omal nie traci żony w trakcie ciężkiego porodu swego syna. Los dziecka jest ciężki do przewidzenia – nie wiadomo, czy nie zaszkodziła mu trucizna, którą podczas ciąży zaatakowano jego matkę. Wydaje się, że malec odziedziczył magię swych rodziców, ale runy milczą na temat jego zdolności. W dodatku posiadanie tylko jednego dziedzica spowoduje wzrost napięcia w i tak już niełatwych kontaktach z Isencroftem – ojczyzną żony Trisa, Kiary.

Jonmarc Vahanian panuje w Mrocznej Ostoi. Jego majątek staje się azylem dla vyrkinów i vayash moru - winionych przez ludzi za zarazę i ściganych przez przedstawicieli odradzającego się mrocznego kultu. Lord musi poradzić sobie z napływem uchodźców, konfliktami oraz tajemniczą siłą sprawiającą, że umarli opuszczają swoje groby.

Cam wraca na chwilę do swego rodzinnego domu, z którego kiedyś go wygnano. Dowody zdrady jego starszego brata każą mu jednak znów ruszyć w drogę – musi ostrzec swojego króla, gdyż zbliżające się niebezpieczeństwo jest niewyobrażalnie większe niż wszystkie przypuszczenia na jego temat.

Tymczasem w fanatycznym Nargi pewne umówione spotkanie kończy się bardzo nieszczęśliwie dla Aidane – widmowej dziwki. Los nie tylko pozbawi ją domu i oszczędności, ale da też do odegrania rolę w zbliżającej się wojnie. Na szlaku Zaprzysiężonych ktoś bezcześci kurhany. W starożytnych grobowcach budzi się pradawne zło oraz jego strażnicy – Straszni. Po czyjej staną stronie, gdy rozpocznie się wojna zagłady?

Świat „Zaprzysiężonych" jest zamieszkały przez fantastyczne, ale znane już z innych utworów rasy i stworzenia: zmiennokształtne vyrkiny – wilkołaki, nieśmiertelne krwiopijne vayash moru – wampiry, duchy, demony, potwory, a także powstałe na skutek nieznanej klątwy żywe trupy. Tytułowi Zaprzysiężeni – nomadyczne plemię strzegące kurhanów, ma swoje zwyczaje i swoją szamańską magię, przez które bardzo przypominają mi Indian. Książka obfituje w opisy magicznych pojedynków, wizji i podróży, a akcja toczy się w wielu bardzo różnych miejscach - bogatym pałacu, surowej warowni, przydrożnej karczmie, na szlaku kurhanów. Ekranizacja takiej powieści musiałaby być fascynującą mieszaniną najmodniejszych trendów kina komercyjnego z nieco zaśniedziałymi hitami sprzed kilkunastu lat – czy wyobrażacie sobie ten miks „True blood", „Walking dead" i „Tańczącego z wilkami" osadzony w średniowiecznym świecie „Gry o tron"?

Książkę przyjemnie się czyta, choć prolog naładowany faktami początkowo utrudnia pełne „nawiązanie kontaktu" z głównymi postaciami powieści. Każda z nich ma już swoją historię i charakter, na tym etapie trochę brakuje ewolucji głównych bohaterów. Dlatego też chętnie sięgnę po „Przywoływacza dusz" (pierwszy tom „Kronik Czarnoksiężnika"). W „Zaprzysiężonych" mocno czuć, że to dopiero początek zabawy, że czytelnika czeka coś większego. Mam nadzieję, że autorka nie zawiedzie tej nadziei.

Tym, którzy mają za sobą lekturę „Kronik Czarnoksiężnika" „Zaprzysiężonych" nie trzeba reklamować. A ja z pewnością sięgnę jeszcze po prequel „Poległych królów", jak i po kolejne części sagi.

Dział: Książki
środa, 12 wrzesień 2012 07:54

Świt demonów

„Łowca Czarownic - Świt Demonów" to pierwszy tom cyklu „Łowca Czarownic" autorstwa Williama Husseya. Autor ma już na swoim koncie debiut pisarski, ale „Łowca Czarownic" to pierwsza w jego dorobku pozycja przewidziana dla dzieci i młodzieży. Sam Hussey reklamowany jest jako „brytyjska odpowiedź na Stephena Kinga". Czy słusznie?

Pierwszy tom trylogii wprowadza nas do świata Jake'a Harkera - na pierwszy rzut oka zwyczajnego angielskiego nastolatka. Chłopak chodzi do szkoły, podkochuje się w pięknej koleżance, u której jak się zdaje nie ma szans, miewa problemy z nauczycielami i czytuje mnóstwo horrorów, a także pisuje opowiadania o takiej tematyce. Od dziewiątego roku życia, kiedy to w prezencie od ojca dostał kolekcję starych komiksów, jest prawdziwym znawcą istot nadprzyrodzonych, takich jak wampiry, wilkołaki, zjawy, zombie, wiedźmy i demony. To co w jego życiu jest nieco mniej zwyczajne, to fakt, że jako siedmiolatek był świadkiem zabójstwa, a jego rodzice pracują jako naukowcy w ściśle strzeżonym instytucie, prowadzonym przez charyzmatycznego doktora Holmwooda.

Pewnego dnia Jake spotyka tajemniczego mężczyznę. Tego samego dnia za sprawą nieznajomego matka chłopca zostaje brutalnie zamordowana na jego oczach, do końca broniąc sekretu konstruowanej w instytucie potężnej broni. Ta chwila wywraca życie Jake'a do góry nogami, nie tylko z powodu olbrzymiej osobistej straty. Odkrywa on, że instytut to placówka nie do końca naukowa, a broń nad którą pracowali jego rodzice miała służyć do obrony przed siłami ciemności. Organizacja zwana Sabatem zrobi wszystko, by instytut nie zdołał tym razem przeszkodzić Świtowi Demonów - wrota do piekieł staną wtedy otworem, a świat ludzi zginie. Ostatnią deską ratunku jest zapieczętowanie piekielnej bramy na kolejne pokolenie poprzez złożenie ofiary. To Jake tym razem ma zginąć. Chłopak podejmuje wyścig z czasem - kiedy przeminie ostatni omen, zacznie się Apokalipsa. Czy uda mu się dotrzeć do broni stworzonej przez jego rodziców i odkryć swoje dziedzictwo?

Po sukcesie komercyjnym sagi „Zmierzch" oraz modzie na seriale typu „Buffy - łowca wampirów", „Angel", „Pamiętniki Wampirów" i „Secret Circle" - przedstawiających nadprzyrodzonych bohaterów często gęsto jako istoty pozytywne i niezwykle „cool", dla niektórych naprawdę szokiem może być powrót do klasycznych założeń - wampiry, wilkołaki, czarownicy, wiedźmy, demony i cała ta menażeria są ZŁE. Mało tego - chcą naszej zguby. Demony to kłamliwe i okrutne istoty, a wiedźmy i czarownicy czynią zło „bo mogą, bo chcą i bawi ich to". W myśl tej koncepcji Inkwizycja miała jak najbardziej dobre intencje, tylko z czasem ją „poniosło".

Moim zdaniem to nie jest książka dla dzieci, niech nie zwiedzie Was wybieg, że bohaterem jest nastolatek. To nie Harry Potter, mimo że pewne szczegóły ściśle się z nim kojarzą (Pasaż Jagi - „magiczna" ulica w Londynie, do której mają dostęp tylko powołani, księgarnia „Świat Ksiąg Zapomnianych i Zakazanych Crowdena", gdzie można kupić woluminy z zaklęciami, przywódca Sabatu - czarnoksiężnik uwięziony za „woalem", pomiatający swymi sługami niczym Voldemort i czekający na rozprawę z odwiecznym wrogiem). Highlander Book Review na okładce książki reklamuje Husseya jako „brytyjską odpowiedź na Stephena Kinga" i faktycznie coś w tym jest. W moich oczach Kinga zapewne jeszcze długo nikt nie zdetronizuje, ale kto czytał „To", po lekturze „Łowcy Czarownic" na pewno wyczuje podobieństwo. Zwyczajne, czasem malownicze pejzaże, które jednak kryją wejścia do groźnego i fantastycznego świata wrogich ludziom, krwiożerczych stworzeń. Codzienność uchylająca rąbka horrorowi. Autor nie zapomina, że czasem paszcza pełna ostrych jak brzytwa zębów i groźba nagłej, bolesnej śmierci potrafi wystraszyć bardziej, niż kłęby mgły i szepty mamroczące zaklęcia, ale na wszelki wypadek serwuje jedno i drugie.

Podsumowując, Hussey to wypadkowa Stephena Kinga i J. K. Rowling, choć hasło reklamowe jest trochę na wyrost. Autor musi jeszcze udowodnić swą wartość. „Łowcę" czyta się jednak przyjemnie i szybko, a drugi tom cyklu jest już dostępny na rynku.

Dział: Książki
poniedziałek, 01 lipiec 2013 07:43

Jad

„(...) przed światem zakładamy różne maski i nigdy nie pokazujemy swojej prawdziwej twarzy."*

Wiedziesz spokojne życie, masz mamę - trochę inną niż pozostałe matki, ale co z tego? Masz przyjaciółki, właśnie się zakochałaś, w szkole też nie pojawiają się najmniejsze problemy. Wszystko jest tak, jak powinno, ale do czasu. Bo może się okazać, że zjawi się ktoś, kto będzie chciał ci to odebrać, krok po kroku, patrząc jak się miotasz i cierpisz. I będzie czerpał z tego wielką radość.

Katy jest właśnie taką dziewczyną. Gdy wszystko zaczyna się układać, w życiu szesnastolatki pojawia tajemnicza Genevieve, łudząco podobna do bohaterki. Ich przypadkowe spotkanie przemienia życie Katy w koszmar. Nowa dziewczyna zapowiada szesnastolatce, że zrobi wszystko, by odebrać jej życie - przyjaciół, chłopaka, a nawet sympatię nauczycieli. Szybko okazuje się, że nie są to tylko puste słowa i Gen sprawia, że życie bohaterki zmienia się na gorsze, a ona nie wie początkowo, jak sobie z tym poradzić. Jednak do czasu, bowiem wraz z przyjacielem z dzieciństwa rozpoczyna śledztwo, którego wyniki przechodzą jej najśmielsze oczekiwania. Kim jest tajemnicza Genevieve i czemu obrała sobie za cel właśnie Katy? Co takiego odkryła nastolatka w trakcie poszukiwań?

Już dawno nie miałam okazji czytać żadnego thrillera psychologicznego, dlatego bardzo chętnie sięgnęłam po „Jad" Hayes. Ten gatunek literacki cechuje się głównie dziwnymi i trudnymi do wyjaśnienia wydarzeniami oraz wgłębieniem w zawiłą ludzką psychikę, zarówno ofiary, jak i napastnika. Dziwne, czasem straszne, nie do przyjęcia wydarzenia. Czy „Jad" sprostał moim oczekiwaniom?

Muszę przyznać, że S. B. Hayes miała bardzo ciekawy pomysł na fabułę książki. Tajemnica, która ciągnie się przez całą opowieść, odkrywana kawałek po kawałku, jest największym jej atutem. I choć w połowie tej historii mogłam się już domyśleć, kim są dla siebie te dwie dziewczyny, to nadal nie rozgryzłam, czemu stało się tak, a nie inaczej. Ciekawym posunięciem było według mnie wodzenie czytelnika za nos w związku z dziwnymi sytuacjami, które aż się proszą o powiązane z magicznymi umiejętnościami. Autorka nie podaje wyjaśnień na tacy, tylko wymaga, byśmy sami doszli do właściwych wniosków. Fabuła jest przemyślana, akcja powieści toczy się dość szybko, a postaci nie są szablonowe. S. B. Hayes próbuje pokazać, co może się stać, gdy ktoś podejmuje decyzje pochopnie i pod wpływem chwili oraz ilu ludzi może przez to ucierpieć.

Dużym plusem było opisanie relacji między Katy a Genevieve, przedstawienie ich psychiki oraz motywów postępowania. Ciekawiła mnie postać tej drugiej dziewczyny, jej tajemnicza aura i to coś, co miała w sobie - przez chwilę naprawdę byłam gotowa uwierzyć, że nie jest zwykłym człowiekiem. Z kolei główna bohaterka nie wzbudzała we mnie jakichś głębszych emocji. Było widać jej przemianę w biegu wydarzeń, ale czasami jej zachowanie było bardzo irytujące. Ogólnie widać, że autorka starała się przy tworzeniu postaci, szczególnie tych grających pierwsze skrzypce.

Jeśli mam być szczera, mimo zalet książka nie wzbudziła we mnie żadnych wielkich emocji. Odkładałam ją bez żalu, gdy musiałam, a wracałam do czytania, bo nie lubię porzucać rozpoczętych powieści. Nie mogłam wczuć się w sytuacje bohaterów i jakoś szczególnie nie przejmowałam się tym, co akurat się dzieje. Przez większą część książki czytałam, aby przeczytać. Fakt, ciekawiło mnie to, czy moje podejrzenia co do rozwiązania sprawy były słuszne i jak autorka zamierza to zakończyć. Okazało się, że miałam rację, ale mimo wszystko samo zakończenie zaskoczyło mnie i to bardzo, bo takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam. Jednak, jak widać, ciekawa fabuła i w miarę dynamiczna akcja to nie wszystko, by stworzyć coś naprawdę dobrego. Zabrakło mi tu emocji i strasznie drażnił mnie styl pisania Hayes, który momentami był sztuczny, a nawet trochę i dziecinny.

Książka jest dobra pod wieloma względami, ale do mnie niestety nie do końca trafiła. Co nie znaczy, że w przypadku innych czytelników będzie tak samo. Jest skierowana do młodszego grona czytelników i to, co mi wydaje się być mankamentem dla innych może okazać się plusem. Ogólnie mówiąc uważam iż „Jad" mimo wielu niedociągnięć spodoba się niejednemu nastolatkowi, ale liczę też na to, że kolejna książka autorki będzie o wiele lepsza.

*str. 394

Dział: Książki
piątek, 06 kwiecień 2012 07:40

Lot Nocnych Jastrzębi

"Lot Nocnych Jastrzębi" to najnowsza powieść Raymonda E. Feista, będąca jednocześnie pierwszym tomem kolejnego cyklu pt. "Saga wojny mroku". Akcja powieści rozgrywa się w znanym nam już z cyklu "Imperium" uniwersum Kelewanu i Midkemii, tym razem jednak w większości w drugiej z krain. Zdarzenia opisane w "Locie..." mają miejsce wiele lat po wydarzeniach "Władczyni Imperium".

Oto z nocnego koszmaru budzi się Pug, którego poznaliśmy już w czasach Mary Acoma. Pug nie jest już jednak młodym adeptem - jest starym, doświadczonym magiem, więc wizję zagrażającej Midkemii inwazji z innego świata bierze jak najbardziej poważnie. Pug musi przygotować do wojny cały midkemijski świat, co wiąże się również z koniecznością dopilnowania, by do czasu inwazji władza w midkemijskich krainach spoczęła w odpowiednich rękach. Pug przewodzi tajemniczej organizacji zwanej Konklawe Cieni. Wraz z przyjaciółmi i współpracownikami ze stowarzyszenia musi udaremnić spisek, w który zamieszany jest klan zabójców - śmiertelnie niebezpiecznych Nocnych Jastrzębi, wytropić wroga z dawnych czasów i dowiedzieć się, jak opanować ukryte na Midkemii tysiące lat temu i na pewno związane ze zbliżającą się inwazją zabójcze artefakty - Talnoye. W sam środek tych wydarzeń trafiają Tad i Zane - przybrani bracia z dalekiego miasta Stardock. Bardzo młodych i bardzo naiwnych, nieprzyuczonych do żadnego zawodu chłopców bierze pod swoje skrzydła kochanek ich matki - Caleb. Ich wspólna podróż komplikuje się na skutek nieprzewidzianych wydarzeń, które sprawiają, że chłopcy będą musieli wziąć udział w bardzo niebezpiecznej misji.

Akcja powieści rozkręca się bardzo wolno. Autor nie szczędzi nam informacji na temat niemal każdego z bohaterów. Niestety przywołuje często minione zdarzenia, o których czytelnik na podstawie tych wzmianek ma raczej mgliste pojęcie. Przez cały czas ma się wrażenie, że książce przydałby się solidny "prequel". Nie należy jednak zapominać, że to dopiero pierwsza część opowieści. Niektore wątki dopiero się rozpoczynają.

Zdecydowanie na plus liczę wątek szpiegowski. Pug jest tu niczym M z filmów o Jamesie Bondzie, choć jego uczestnictwo w akcji jest nieco bardziej rozbudowane. Jest on doświadczonym weteranem wielu wojen i potyczek, w przeszłości poniósł na rzecz zwycięstw kilka bolesnych osobistych ofiar. Jego organizacja jest dość tajemnicza - posiada rozbudowaną siatkę licznych agentów, natomiast nie wiadomo skąd czerpie inspirację i środki do działania. Jednego z przyjaciół Puga - Nakora porównałabym do Q - choć jego mocną stroną nie są gadżety dla agenta 007. Niepozorny Nakor jest badaczem, filozofem i myślicielem oraz, zdaniem Puga, jednym z najniebezpieczniejszych magów świata, choć sam siebie nazywa szulerem, a swą magię "kilkoma sztuczkami". Rolę Bonda podzieliłabym w powieści między dwóch synów Puga - aroganckiego maga Magnusa i zupełnie pozbawionego magicznych talentów łowcę, Caleba. To właśnie życiowe wybory tego drugiego włączają do akcji dwóch zupełnie zielonych młodzików, którzy będą musieli w szybkim tempie wiele się nauczyć by w ogóle przeżyć.

Powieść mogę z czystym sumieniem polecić wszystkim fanom fantasy, choć jak wcześniej napisałam akcja rozkręca się powoli. "Lot Nocnych Jastrzębi" jest jednak dobrą zapowiedzią dalszego ciągu sagi. Z niecierpliwością czekam na kolejny tom.

Dział: Książki
czwartek, 11 sierpień 2016 16:30

Szeptucha

Szukacie bezpretensjonalnej, lekkiej i zabawnej lektury na te powoli kończące się wakacje? Oto ona - „Szeptucha” Katarzyny Bereniki Miszczuk, czyli słowiańskie country fantasy.

Tuż przed wakacjami stwierdziłam, że potrzebuję dobrze zaakcentować tą radosną chwilę, jakąś przyjemną, niegłupią, ale lekką lekturą. Szczęśliwie mój wybór padł na „Szeptuchę”, która zaintrygowała mnie pomysłem Polski pogańskiej, tym bardziej, że akurat byłam po lekturze Elżbiety Cherezińskiej „Koronie śniegu i krwi”. Z Katarzyną Bereniką Miszczuk dotąd literackich dróg nie skrzyżowałam, choć jej „Gwiezdny Wojownik” nadal czeka na półce gdzieś pomiędzy Nealem Stephensonem, a Danem Simmonsem – nie powiem, zacne i przyciężkawe towarzystwo. Sięgając po powieść spodziewałam się Polski nasiąkniętej słowiańskimi wierzeniami, pełnej magii i mitycznych istot. A jak było naprawdę?

„Szeptucha” to historia Gosławy Brzózki, lekarki, no prawie lekarki. Gosia skończyła studia i właśnie odebrała dyplom ze swojej uczelni, a także skierowanie na praktykę, na daleką prowincję, gdzieś, gdzie według Gosi nie dotarła jeszcze cywilizacja. Dziwnym trafem okazuje się, że zostaje skierowana do matczynej, rodzinnej miejscowości w Kielecczyźnie, do Bielin, pod skrzydła lokalnej szeptuchy. Gosia do Kielc trafia wraz ze swoją przyjaciółką Sławą, po czym udaje się na praktykę do Jarogniewy, po drodze spotyka przystojnego Mieszka, który na dobre zagości w jej życiu, ratując ją z wielu opresji, a czasem jeszcze głębiej ją w nie wpakowując. Biedna Gosława, która jest ateistką, wierzy w prawdziwą, naukową medycynę, cierpi na fobię czystości, zmuszona zostanie do zweryfikowania swojej wiedzy o otaczającym ją świecie, co zresztą będzie robiła z godnym podziwu oportunizmem i beztroską ignorancją.Cytując za główną bohaterką: „Jakimś tajemniczym sposobem ja- pragmatyczna hipochondryczka – wpadłam w sidła przygody. Nie podobało mi się to. Supełnie mi się to nie podobało, chociaż w bonuie dostałam seksownego władcę, którego kręcą koronki”. Bielińska przygoda rozpoczyna się na dobre, a na drodze głównej bohaterki staną słowiańscy bogowie, żercy, rusałki, utopce i wiele wiele innych mitycznych postaci. 

Nie ma co się łudzić, „Szeptucha”, to stereotypowa powieść z typu, napisałabym, urban fantasy, ale akcja toczy się na prowincji, to może country fantasy (?), z elementami słowiańskich wierzeń i romansu. Przyznam, że zauroczył mnie motyw Polski słowiańskiej, zacnej i potężnej, gdzie nadal wierzy się w Swarożyca i Peruna. Niestety pomysł nie został wykorzystany prawie w żadnym stopniu. Autorka sprytnie wybrnęła przed koniecznością mocnego zarysowania świata przedstawiona dzięki faktowi, że Gosława tak naprawdę jest ateistką. Dzięki takiemu zabiegowi elementy zostały wrzucone do fabuły, a nie fabuła została mocno osadzona w świecie. W fabuke z resztą też nic nadzwyczajnego się nie dzieje; główna bohaterka staje się centralnym punktem, wokół którego toczą się wszystkie wydarzenia, pojawia się oczywiście zagrożenie, pomocnicy i rycerz na białym koniu. Wszystko boleśnie przewidywalne. To dlaczego mi się podobało i szczerze polecam tę książkę? Ponieważ powiela ona dobrze znane i lubiane motywy, które okraszone może prostym, ale lekkim, humorem, naprawdę daje dużo przyjemności podczas czytania. Gdybym miała porównywać „Szeptuchę” do innych książek z tego gatunku, to wspomniałabym o cyklu Patricii Briggs o Mercedes Thompson, z którą wspólny ma pomysł na wykorzystanie lokalnych wierzeń, czy o Aleksandrze Rudej i Oldze Gromyko, do których podobna jest w poczuciu humoru. Niestety zabrakło ambicji Anny Brzezińskiej, z cyklu o Wilżyńskiej Dolinie, która potrafiła solidnie zakorzenić akcję książki w lokalnym folklorze, dzięki przaśnemu językowi i barwnym charakterom ludzkim.

„Szeptucha” Katarzyny Bereniki Miszczuk, to fantastyczna, lekka lektura na letnie wieczory. Trzeba pogodzić się, że nie stworzono w niej naprawdę słowiańskiej atmosfery i że pomysł na prawdziwą polską magię został zaprzepaszczony. Pomimo tego z utęsknieniem wypatruje jesieni, na którą ma się pojawić drugi tom - „Noc Kupały”.

Dział: Książki
niedziela, 11 marzec 2012 14:47

Władczyni Imperium

„Władczyni Imperium" to ostatnia część trylogii „Imperium" Raymonda E. Feista i Janny Wurts. W zakończeniu drugiej części autorzy pozostawili swoją bohaterkę - Marę Acoma w bardzo mocnej pozycji. Dziewczyna wyrosła na silną kobietę i groźnego przeciwnika w Rozgrywce Rady. Pokonała swoich wrogów, przejęła ich majątek i pozyskała tytuł „sługi Imperium", który daje jej przywileje równe członkom rodziny cesarskiej. Stała się także motorem zmian w polityce i obyczajowości Kelewanu.

Niestety musiała też odesłać ukochanego do jego ojczyzny, a kolejny mężczyzna w jej życiu, choć jest dobrym mężem i przyjacielem, nie potrafi jej dać namiętności, którą przeżywała przy Kevinie. Zmiany polityczne, które zapoczątkowała nie wszystkim się spodobały. Stronnictwo tradycjonalistów rośnie w siłę, a nie jest jedynym przeciwnikiem z jakim musi zmierzyć się Acoma. Już na początku powieści bohaterka przeżywa tragedię - w zamachu w nią wymierzonym ginie jej pierworodny syn, Ayaki. Mara w rozpaczy popełnia błąd, który może ją wiele kosztować. Nieoczekiwanie do gry włączają się także Magowie - silną pozycję Mary uważają za zagrożenie dla równowagi Imperium. Mara przystępuje do rozgrywki o najwyższe stawki z wrogiem, który wydaje się być nie do pokonania i któremu nikt dotąd nie ośmielił się stawić czoła. Bardzo pomocny w snuciu intryg okaże się jej mistrz wywiadu - Arakasi. Czy jednak jego pani nie wyznaczyła mu tym razem zadania ponad siły zwykłego człowieka? Nad jego siatką szpiegowską zbierają się tymczasem czarne chmury - ktoś chce zniszczyć jej struktury i doprowadzić do upadku Acoma. Życie samej Mary również przez cały czas jest w niebezpieczeństwie - autor pierwszego zamachu wciąż ponawia starania...

„Władczyni" nie była łatwą lekturą. Drugi tom skończył się tak dobrze, że właściwie mogłoby to zamknąć historię Mary. Niemal nie miałam ochoty czytać trzeciej części, by nie zburzyć tego sielankowego spokoju. Poza tym kelewańska sceneria nieco już spowszedniała, a rozpoczęcie trzeciego tomu mocnym akcentem w postaci śmierci synka Mary budziło we mnie jakiś wewnętrzny sprzeciw - czemu to wszystko zmierza w takim kierunku? Przeszkadzało mi również coraz większe spowolnienie akcji. Autorzy zastosowali identyczny jak w tomie drugim zabieg - wydarzenia ważne odzielane są okresami względnego spokoju skracanego opisowo do jednego zdania np. „minęły dwa lata". Akcja części trzeciej obejmuje grubo ponad dziesięciolecie, a epilog wybiega jeszcze dalej w przyszłość, kiedy Mara jest już starszą panią (i tak oto zdradziłam, że bohaterka jednak przeżyje wszystkie skrytobójcze ataki na swoje zycie:)).

Mnie osobiście najbardziej z całego cyklu podobała się część pierwsza. Druga była jej naturalnym rozwinięciem. Jeżeli ktoś przeczytał dwa pierwsze tomy, z pewnością przeczyta i trzeci, choćby z ciekawości jak zakończy się cała historia. Jednak wyczyn ten wymaga już pewnej wytrwałości i myślę, że niestety nie wszystkim jej starczy.

Dział: Książki
niedziela, 12 luty 2012 14:41

Sługa Imperium

„Sługa Imperium” to drugi tom trylogii „Imperium” autorstwa Raymonda E. Feista i Janny Wurts. Poznajemy w nim dalsze losy Mary Acoma, która po śmierci swojej rodziny staje się głową rodu, odpowiedzialną za jego przetrwanie.

W poprzednim tomie Mara zdołała pokonać głównego wroga swego rodu i znacznie umocnić swoją pozycję. W tym celu nauczyła się nie tylko świetnie wykorzystywać sztywne, tradycyjne prawa rządzące Kelewanem, ale także naginać je dla korzyści własnych i rodowych.

Jednak pokonany wróg zostawił spadkobierców, a zawiązując sojusze Mara stworzyła także nowych przeciwników. Rozgrywka Rady toczy się dalej. Dziewczyna zdobyła już doświadczenie, ale nic nie przygotowuje ją na spotkanie z jeszcze jednym zagrożeniem – miłością. Na swoje nieszczęście Mara źle lokuje uczucia – zakochuje się w człowieku, którego może wziąć do łóżka, ale nie może się z nim legalnie związać. Kevin jest niewolnikiem, pochodzącym z dalekiej Midkemii, z którą Kelewan stale toczy wojnę. Krainy te są tak sobie obyczajowo dalekie, jak dalekie są geograficznie (o tym za chwilę). Mara uczy się powoli rozumieć i szanować Kevina i jego zwyczaje, dostrzega też absurdalność niektórych praw rządzących jej krajem, dojrzewa do walki z nimi i podjęcia próby przeprowadzenia zmian. Może to jednak ściągnąć zgubę nie tylko na jej ród, ale także na cały porządek rządzący Kelewanem. Tymczasem spadkobiercy wrogiego rodu Minwanabi nadal dybią na każde potknięcie Mary i intrygują by doprowadzić do zniszczenia Acoma.

Sceneria powieści nadal jest barwna. Egzotykę świata Kelewanu podkreśla zderzenie z obyczajowością i swojsko brzmiącymi nazwami Midkemii. Midkemijczycy nazywani przez Tsurani barbarzyńcami (o mało egzotycznie brzmiących imionach: np. Kevin, Brian, Patrick) to klasyczni przedstawiciele średniowiecznego świata fantasy - w swojej krainie mają zamki, smoki, krasnoludy i elfy, „zwykłe” czworonożne konie i bydło. Nie wyznają honoru ponad wszystko i walczą z przeznaczeniem. Czy Kelewan nad którym władzę przejmuje młody, postępowy cesarz zawrze pokój z tym obcym światem?

W „Słudze Imperium” autorzy przemycają kilka informacji na temat historii i budowy tworzonego w powieści świata. Niektórych czytelników nurtuje pytanie – gdzie leży Midkemia? Czytając pierwszy tom myślałam, że Midkemia jest odległym kontynentem. Tymczasem w „Słudze…” pojawia się koncepcja Riftu – magicznego mostu między światami. Wzmianka o tym, jak przodkowie Tsurani muszą opuścić swój stary świat zaatakowani przez tajemniczego i potężnego Wroga i przybywają na planetę Kelewan, sugeruje, że Midkemia to nie kontynet, a obca planeta, może inny wymiar… Zatem czym jest Rift i kto jest jego budowniczym? Kim jest Wróg i czy jeszcze o nim usłyszymy?

Na uwagę zasługują też fragmenty opisujące igrzyska – ze skojarzeń z Dalekim Wschodem gładko przechodzimy do nawiązań do starożytnego Rzymu. Mamy przecież także Radę, a więc swoiste ciało demokratyczne i sięgającego po władzę dyktatorską cesarza.

„Sługę Imperium” przeczytałam z ciekawością. Jak dalej potoczą się losy Mary? Czy uda jej się wyjść obronną ręką z zastawionych pułapek? Akcja powieści jest jednak nieco bardziej rozwlekła niż w tomie pierwszym i obejmuje kilka lat. Statycznie rozgrywana wyprawa do pustynnej Dustari, poza kilkoma dynamicznymi momentami (bitwy), zajmuje w powieści niemal trzy lata. Są też momenty kwitowane krótko – „całymi miesiącami…” lub „minął rok”. Mimo to polecam tę powieść zwłaszcza tym, którzy mają już za sobą lekturę tomu pierwszego. „Słudze Imperium” brakuje może świeżości „Córki Imperium”, ale egzotyka powieści rozkwita i stanowi miła odmianę od klasycznego świata fantasy.

Dział: Książki
czwartek, 11 listopad 2010 14:37

Smoki ze Zwyczajnej Farmy

Lubicie smoki, gryfy i bazyliszki? A może macie ochotę poczytać o szalonej wiewiórce i tajemniczej latającej małpce? Jeśli tak, to książka pt. „Smoki ze Zwyczajnej Farmy” z pewnością została napisana z myślą o Was.

Gorące lato, wakacje, sprawiają, że człowiek się rozleniwia. Nie mamy ochoty wciągać się w opasłe tomiska i ciężkie, zagmatwane historie. Dlatego na takie dni ta powieść jest najlepszym wyborem. Z pewnością jest ona adresowana do młodszej części naszego społeczeństwa, ale który z dorosłych nie ma czasem ochoty przenieść się w tajemniczy świat, pełen niewyjaśnionych zjawisk i mitologicznych stworów?

Powieść należy do tych „lekkich”, które czyta się jednym tchem i pomimo swoich 400 stron na jej wchłonięcie wystarczy dosłownie kilka ciepłych wieczorów. Historia opowiada o dwójce rodzeństwa – Tylor i Lucinda – których wakacje zapowiadają się niezmiernie nudno, a w ich opinii mają to być najbardziej nieciekawe wakacje, jakie tylko można sobie wyobrazić. Jednak niespodziewanie okazuje się, że farma dopiero co poznanego wujka jest daleka od tego, aby można ją było nazwać nudną. Wręcz przeciwnie – każdy zakątek ma swoją tajemnicę, a pracownicy farmy... cóż, z pewnością nie są to całkiem zwyczajni ludzie (wystarczy wspomnieć o Ragnarze – walecznym wikingu z dalekiej krainy). Dzieci, jak to w książkach bywa, będą odgrywały na farmie bardzo ważną rolę, ale czy wywiążą się ze swojego zadania? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam w rękach przyszłych czytelników. Mogę jedynie dodać, że wszystkie problemy stają się łatwiejsze do rozwiązania, jeśli działa się wspólnie i ma się oparcie w starszej siostrze, czy młodszym bracie. To właśnie między innymi udowadniają autorzy książki i to kolejny argument, dla którego każdy kto ma rodzeństwo, powinien ją przeczytać.

Książka jest pierwszą z 5-tomowego cyklu. Opowieść napisana jest lekko, łatwo i przyjemnie – i tak też się ją czyta. Prosty, niewyszukany język sprawia, że historia będzie łatwo zrozumiana również przez młodszych czytelników. Trzeba przyznać, że autorzy (Tad Williams i Deborah Beale) znakomicie przelali swój pomysł na papier.

Polecam każdemu, kto ma ochotę na kilka chwil przenieść się w magiczny świat i oderwać się od szarej rzeczywistości.

Dział: Książki
niedziela, 11 listopad 2012 14:29

Niewidzialni. Czarownica z Dark Falls

Pierwszy tom nowej serii dla dzieci i młodzieży, pt. „Niewidzialni", zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie, dlatego z dużą chęcią i dość wysokimi oczekiwaniami sięgnęłam po drugą część. Często zdarza się, że udany początek danego cyklu nie gwarantuje równie satysfakcjonującej kontynuacji. W tym jednak przypadku czekało mnie spore zaskoczenie: „Czarownica z Dark Falls" nie jest równie dobra jak „Tajemnica Misty Bay" – jest znacznie lepsza!

Od wydarzeń opisanych w pierwszym tomie minęło kilka miesięcy. Od tego czasu Douglas nie widział ani Crystal, ani Petera, którzy pozostali w Misty Bay. Dlatego też chętnie korzysta z zaproszenia dziewczynki, by w trójkę spędzili przerwę wielkanocną w niewielkim miasteczku Dark Falls, do którego Crystal wybiera się razem ze swoimi opiekunami - wujkiem Kenem i ciocią Hettie. Gdy chłopcy docierają na miejsce, okazuje się, że dziewczynka zniknęła. Z pozostawionych przez nią wiadomości wynika, że starała się na własną rękę rozwiązać tajemnicę miejscowej legendy o osiemnastowiecznej czarownicy Maryann. Douglas i Peter postanawiają odnaleźć przyjaciółkę, ponieważ policja zdaje się bezradna. By tego dokonać, będą musieli wykazać się nie tylko sprytem i inteligencją, ale także dużą odwagą, bowiem przyjdzie im zmierzyć się z naprawdę groźnym przeciwnikiem.

Choć książka skierowana jest przede wszystkim do młodych czytelników w wieku 10+, jej fabuła wciągnęła mnie już niemal od pierwszych stron. Intrygująca legenda, której kolejne fragmenty poznajemy aż do ostatnich rozdziałów powieści, nie ma w sobie nic z infantylności niektórych opowiastek dla dzieci. Wręcz przeciwnie, świetnie obrazuje prawdziwe ludzkie zachowania. Nie brak w niej także sporej dawki grozy. W znacznej części książkę można potraktować jako mieszankę powieści przygodowej i horroru. I muszę przyznać, że jest to kombinacja naprawdę udana. Autorowi udało się także bardzo dobrze stopniować napięcie oraz umiejętnie dawkować czytelnikowi kolejne informacje prowadzące do rozwikłania zagadki. Niemal do ostatnich stron nie wiadomo, gdzie tkwi klucz do jej rozwiązania oraz odkrycia, co naprawdę wydarzyło się w Dark Falls ponad dwieście lat wcześniej.

W przeciwieństwie do „Tajemnicy Misty Bay", która była raczej lekką lekturą, drugi tom „Niewidzialnych" porusza istotny, zwłaszcza dla młodych ludzi, problem, jakim jest brak prawdziwego porozumienia w rodzinie. Douglas reprezentuje dzieci wychowane przez jednego z rodziców, w dodatku często zmieniającego pracę, co wiąże się z częstymi przeprowadzkami. Chłopiec nigdzie nie może się zaaklimatyzować ani nawiązać prawdziwych przyjaźni. Nieustanny brak obecności ojca, który całe dnie spędza w pracy, odbija się w widoczny sposób na jego zachowaniu i stanie emocjonalnym. Z kolei Peter stanowi przykład dziecka nadopiekuńczych rodziców, którzy nie tylko starają się kontrolować każdy aspekt jego życia, ale także nieustannie stawiają mu trudne do zrealizowania wymagania. Jednocześnie w każdej z tych rodzin brakuje prawdziwych, szczerych rozmów, a bohaterowie i ich rodzice dopiero w sytuacji kryzysowej zdają sobie sprawę z popełnionych przez siebie błędów.

Dużą zaletą książki jest niezależność fabularna kolejnych tomów. Choć łączą je ci sami bohaterowie, nie trzeba koniecznie znać wydarzeń opisanych w pierwszej części, by sięgnąć po drugą. Jest ona niezależną i zamkniętą historią. Równie dobrze można więc zacząć przygodę z „Niewidzialnymi" od lektury „Czarownicy...", zwłaszcza, że stoi ona na wyższym poziomie niż jej poprzedniczka.

„Czarownica z Dark Falls" to świetna lektura nie tylko dla młodych czytelników. Stanowi przemyślaną i bardzo dobrze napisaną mieszankę niezwykłej przygody doprawionej elementami fantastyki i grozy. Jednocześnie zawiera wyraźne przesłanie, że w rodzinie i wśród przyjaciół najważniejsze jest zrozumienie drugiej osoby i szczera rozmowa. Warto, by przypomnieli sobie o tym nie tylko nastoletni czytelnicy, ale także ich rodzice. Serdecznie polecam!

Dział: Książki
niedziela, 11 listopad 2012 14:26

Niewidzialni. Tajemnica Misty Bay

Od spektakularnego sukcesu „Harry'ego Pottera" przed autorami książek dla starszych dzieci i nastolatków stoi nie lada wyzwanie. Aby zainteresować młodego czytelnika, należy wykazać się wyobraźnią i oryginalnym pomysłem. Z pewnością nie brakuje ich włoskiemu pisarzowi, Giovanniemu Del Ponte, którego cykl „Niewidzialni" stanowi ciekawą alternatywę dla wielu powieści młodzieżowych wydanych w ostatnich latach.

W pierwszym tomie serii, „Tajemnica Misty Bay", poznajemy troje głównych bohaterów. Właśnie rozpoczęły się wakacje, które dwunastoletni Douglas ma spędzić u 70-letniego wujka Kena w niewielkiej nadmorskiej miejscowości Misty Bay. Już podczas lotu samolotem chłopiec ma niezwykle realistyczny sen o grupie przyjaciół, którzy próbują uratować troje porwanych dzieci z rąk niebezpiecznego czarownika. Wkrótce Douglas dowiaduje się, że nie był to zwykły sen, a wydarzenie sprzed blisko sześćdziesięciu lat. Banda kilkunastolatków, nazywających się Niewidzialnymi, istniała naprawdę. Co więcej, należał do niej także wujek chłopca. Niestety, wszystko wskazuje na to, że przed przeszłością nie można uciec - po kolei zaczynają ginąć przyjaciele Kena, pozostali Niewidzialni. Czyżby mag, którego wtedy pokonali, powrócił? Douglas oraz jego dwoje nowych przyjaciół - Peter i Crystal, wykazująca zdolności telepatyczne - postanawiają rozwikłać tę zagadkę i rozpoczynają własne śledztwo.

„Niewidzialni" to wciągająca powieść przygodowa zaprawiona dużą szczyptą magii i elementami thrillera, dostosowanego do wieku młodych czytelników (książka przeznaczona jest dla dzieci powyżej dziesiątego roku życia). Autorowi udało się stworzyć dwie interesujące historie – główny wątek, który w powieści przeplata się z historią Niewidzialnych, mającą miejsce kilkadziesiąt lat wcześniej. Akcja toczy się bardzo szybko i nie pozwala na nudę, nie ma tu miejsca na nudne opisy czy zbędne sceny, które nic nie wnoszą do fabuły.

Jest to także opowieść o sile przyjaźni i wierności swoim ideałom z dzieciństwa. Książka skierowana jest do starszych dzieci i nastolatków, dlatego takie przesłanie, choć wprowadzone subtelnie, jest niezwykle istotne. Zarówno historia Niewidzialnych, jak i Douglasa, Petera i Crystal, pokazuje, że w życiu liczą się przede wszystkim bliscy nam ludzie. To dzięki nim możemy być szczęśliwi, a nie dzięki bogactwom, czy zdobytej władzy.

Dużym atutem powieści są główni bohaterowie – zwykłe nastolatki, pozornie niewyróżniające się niczym wśród rówieśników, choć każde z nich ma rzadki i niezwykły talent. Najbardziej wyróżnia się Crystal, młodziutka telepatka, znająca także tajniki hipnozy. Niezbyt sprawny fizycznie, pulchny i kochający jedzenie, Douglas potrafi zobaczyć w snach przeszłość i przyszłość. Jedynie Peter nie został obdarzony żadnymi nadnaturalnymi mocami (przynajmniej nie ujawniły się one w pierwszym tomie), jest za to inteligentny i bystry. To właśnie on stał się moim ulubionym bohaterem, a to za sprawą bardzo wyszukanego i eleganckiego sposobu wysławiania się. Erudycyjne popisy tego skromnego, nieco „ciapowatego" chłopca rozbawiały mnie do łez.

Podoba mi się także wydanie książki. Okładka jest wyraźnie skierowana do młodych czytelników, przede wszystkim ze względu na migoczące elementy widoczne pod światło. Dobrym pomysłem było zamieszczenie spisu głównych bohaterów na początku książki wraz z ich krótką charakterystyką. Znacznie ułatwia to orientację w tekście, a także wyjaśnia niektóre elementy fabuły.

„Tajemnica Misty Bay" to wciągająca opowieść, którą z czystym sumieniem mogę polecić wszystkim młodym czytelnikom, choć podejrzewam, że i nieco starszym jej lektura przypadnie do gustu. Jej jedyną wadą jest raczej niewielka objętość (zaledwie 200 stron), dlatego cieszy mnie fakt, że na rynku ukazał się także drugi tom cyklu, „Czarownica z Dark Falls", po który zamierzam sięgnąć jak najszybciej.

Dział: Książki