marzec 19, 2024

wtorek, 22 listopad 2011 10:20

Dead Island

By 
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
  • Tytuł oryginalny: Dead Island
  • Producent: Techland
  • Wydawca PL: Techland
  • Gatunek: FPP
  • Data premiery (świat): piątek, 09 wrzesień 2011
  • Data premiery (Polska): piątek, 09 wrzesień 2011

Zombie - każdy wie, co to jest i widział niejedną wizję przedstawioną przez wielu filmowców, artystów czy pisarzy. Techland dorzucił swoje trzy grosze w tym temacie, tworząc niesamowitą przygodę na tropikalnej wyspie Banoi, na której nagle wybuchła apokalipsa zombiaków. Wcielamy się w jedną z czterech postaci i staramy się wynieść z tego piekła. Gra „Dead Island" zapowiadała się bardzo obiecująco, zwłaszcza po obejrzeniu trailera, który według mnie jest świetny. Czy sama gra jest równie dobra? Postanowiłem to sprawdzić.

Zacznijmy od grafiki. Na moje nieszczęście jest bardzo dobra. Dlaczego? Ponieważ niejednokrotnie podskakiwałem na krześle, kiedy zombie niespodziewanie wyskakiwały na mnie. Ich twarze z pewnością nie zapewniłyby im miejsca w najnowszej edycji „Top Model". Chociaż niektóre umarlaki w bikini prezentują się obiecująco. Jak to z pięknymi kobietami bywa - mogą być niebezpieczne. A owe „piękności" są aż nadto groźne. Sina, ociekającą krwią i błyskająca zębiskami gęba na cały ekran może wystraszyć. A ze mnie taki chojrak jak ze stringów wyrzutnia rakiet jądrowych. Niestety... Unikając oglądania z bliska wszelkiej maści wrogów wolałem podziwiać krajobrazy. I tutaj twórcy gry także bardzo się postarali. Widoki są po prostu boskie. Dżungla, plaża, wnętrze hotelu czy kanały są świetne. Sprawiają wrażenie realnych, dzięki czemu jeszcze bardziej wkręciłem się w grę.

Kiedy niezbyt żywy łeb wyskoczy nam przed celownik trzeba niezwłocznie go pokiereszować - rzecz chyba oczywista. Rozpoczynając przygodę na tropikalnej wyspie Banoi postanowiłem podróżować Xian Mei. Piękna recepcjonistka specjalizuje się w walce ostrymi narzędziami, które świetnie nadają się do „upiększania" zombie. Nieraz stwierdziłem, że dany wróg będzie wyglądał o wiele lepiej bez ręki, nogi czy głowy i do tego dążyłem. Całą zabawę urozmaica broń, której jest od groma. Asortyment jest niebywale okazały, a zaczyna się od rur wyrwanych ze ściany, wieszaków, a kończy na ulepszonej broni palnej czy maczecie kopiącej prądem. Z uzbrojeniem w „Dead Island" jest jak z psami. Niby sporo ich na świecie, ale o swoje najukochańsze należy dbać i troszczyć się. Moje maczety i noże były na tyle realistyczne, że się niszczyły. Ostrze niestety tępi się na kościach, a mnóstwo posoki na nim także mu nie pomaga. Wtedy należy skoczyć do warsztatu i naprawić broń. Bardzo fajne rozwiązanie, lecz jeśli byłoby tego mało, to Techland wprowadził ulepszenia broni. I tak oto moja maczeta (bardzo polubiłem tę broń białą) mogła razić prądem albo truć toksynami i wywoływać wymioty, co czyniło wroga bezbronnym. Jeśli chcemy korzystać z pistoletów i karabinów, to musimy strzelać celnie i z rozwagą, gdyż amunicja nie wala się tu i tam. Spośród całej palety oręża najbardziej destruktywnym okazał się obcas mojej ślicznej Azjatki. Kopniaki śmiało powalały truposzy, aby móc rozgnieść ich czaszki za pomocą podeszwy. Coś wspaniałego...

Korzystając z broni palnej mamy całkiem fajny system strzelania. „Dead Island" strzelanką nie jest, więc mnie w pełni zadowolił. Polacy doskonale wiedzieli, co ich rodacy lubią i podczas ciosów śmiertelnych czas nagle zwalnia, a my obserwujemy jak dany zbir powoli wzlatuje w powietrze z głową roztrzaskaną przez pocisk. Ogólnie w tej grze jest bardzo dużo rozwalonych głów. Ja wolałem oglądać takie odcięte, więc na mym monitorze można było zauważyć powoli kręcące się łby zombie tryskające beztroską i juchą. Istna sielanka. Wykonując masę questów biegałem, ciąłem i kopałem. Na poszczególnego truposza (a spotkamy niemało rodzajów) trzeba mieć sposób. Myśląc, że przechytrzyłem twórców gry odciąłem obie ręce cwaniakowi, który zbyt żwawo nimi machał (zapewne niechcący) wyrządzając mi krzywdę. Proste rozwiązanie? A jakże. A ten „bezbronny" łobuz zwyczajnie mnie ugryzł. Bezczelności było już za wiele i na ekranie zaczęła wirować łepetyna.

Żeby nie było, że same „ochy" i „achy", to chciałbym wspomnieć o tym, iż mimo to, że mogłem kopnąć plażową piłkę posyłając ją w powietrze, to owej zabawki przebić (oczywiście maczetą) nie zdołałem. Mały szczegół, a jednak troszkę ugodził w me wymagania. Kolejnym minusem są filmy przerywające rozgrywkę. Fajnie zrealizowane, pomysłowe itd., ale występują w nich wszystkie cztery postaci możliwe do wyboru na początku gry. W „Dead Island" istnieje możliwość gry przez Internet z 3 innymi graczami. Stąd takie filmy, lecz ja jestem egoistą i przechodziłem przez single player.

Ogromnym plusem za to jest klimat. Groza, obawa i strach, aż wylewała się z komputera, a tuż za monitorem sporo lało się z głośników. Muzyka idealnie budowała nastrój. Na dodatek od czasu do czasu jakieś zombie musiało sobie ryknąć wzmagając moją czujność i nerwowe rozglądanie się dookoła. Interesującą ciekawostką jest to, iż w angielskiej wersji na początku gry, jak i w kościele jedna z przebywających tam kobiet odmawia po polsku modlitwę „Zdrowaś Maryjo". Ekipa z Techlandu nie zapomina o korzeniach i jestem im za to bardzo wdzięczny.

Wstrzymywanie potrzeb fizjologicznych, oglądanie się za siebie oraz wyostrzone wszystkie zmysły - to nie objaw dziwnej choroby, to skutki gry w „Dead Island". By wstać od komputera musiałem się zmuszać. „A jeszcze jedna misja" -  i tak przez kilka najbliższych godzin. Kiedy już odszedłem od monitora, to rozglądałem się podejrzliwe, czy aby gdzieś za rogiem nie znajduje się zainfekowany. Dawno już rozgrywka nie niosła tyle emocji. Czy od siedzenia mogą boleć mięśnie? Owszem, zwłaszcza kiedy są cały czas napięte i gotowe do reakcji na kolejny atak. Proszę was, drodzy czytelnicy, odinstalujcie tę grę z mojego laptopa!

Czytany 2884 razy