kwiecień 16, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: film animowany

niedziela, 24 czerwiec 2018 21:24

Fistaszki zebrane: 1985 - 1986

„Fistaszki zebrane: 1985-1986” to już 18 tom zbiorczy wydany przez Naszą Księgarnię, pierwszy został wydany dziesięć lat temu za lata 1950-1952 i wszyscy Ci, którzy teraz rozpoczynają swoją fascynującą przygodę z tym „mikrokosmosem małej, ludzkiej komedii”, jak nazwał dzieło wiekopomne Schulza Umberto Eco, nie mają żadnych szans zdobycia początkowych tomów. Co rusz słane są apele do Naszej Księgarni o dodruk pierwszych pięciu tomów, ale na razie się na to nie zanosi. A „Fistaszki” to fenomen pod każdym względem. „Peanuts” w oryginalnej nazwie, pierwotnie przez autora nazwany „Li'l Folks”, czterokadrowy komiks wydawany był od 2 października 1950 do 13 lutego 2000 roku. W Polsce może nie zyskał sobie rzeszy fanów, jak przygody Asteriksa, czy Kajko i Kokosza, ale gwarantuję, że jak się raz zanurzy w świat Charliego Browna, to nie można się z nim rozstać.

Na okładkę tomu osiemnastego wybrany został Spike, brat Snoopy'ego, który pojawia się w Fistaszkach od 1975 roku. Wstępem tom opatrzył Michał Gąsiorowski, w którym to opowiada historię swojego pierwszego kontaktu z komiksem. A jakby nie patrząc większość z nas miała mniej bądź bardziej przelotny kontakt z Charlie Brownem i Snoopym, jeszcze zanim powstał obecny pełnometrażowy film animowany. Sama pamiętam, jak dostawałam na „pirackich” kasetach The Charlie Brown and Snoopy Show od znajomych za każdym razem, gdy chorowałam. Wtedy nie miałam nawet pojęcia, że taki komiks istniał.
Michał Gąsiorowski wspomina również we wstępie o sportach w Fistaszkach, a temat, jakby nie patrzeć w kontekście obecnych zmagań mundialowych, bardzo aktualny. Z tą różnicą, że piłki nożnej w komiksie nie odnajdziemy. Wiadomo w Fistaszkach przez wszystkie tomy przewija się na pierwszym miejscu królewski baseball, w bardzo marnym wykonaniu Charliego Browna i jego drużyny, z resztą biednemu Charliemu nic nie wychodzi, to jest jego cecha charakterystyczna. Jakbym natomiast miała wkazać najbardziej usportowionego, choć może nie najzdolniejszego, bohatera, to byłby nim Snoopy. Pies swego nieudolnego pana uprawia golf, piesze wycieczki, bilard, hokej, futball amerykański i oczywiście baseball, a to tylko w tym tomie.
W roku 1986 pojawiają się dwie postaci: Maynard i Tapioca Pudding. Obydwoje epizodycznie wkraczają na arenę roku 86. i nie pojawiają się więcej w komiksie. Maynard, jako korepetytor Peppermint Patty, a Tapioca, jako nowa, męczliwa koleżanka z klasy Charlsa i Linusa.

W tym tomie odnoszę wrażenie, że Charlie Brown, pomimo że nadal ma pecha i drzewo nadal pożera jego latawce, a w baseballu nadal wykazuje totalne beztalencie, to o dziwo na tle swojej młodszej, wyjątkowo głupiutkiej siostry Sally, wykazuje się wyjatkową mądrością i zyskuje w ogólnym rozrachunku. Lucy straciła natomiast na swojej zrzędliwości, coraz częściej zastanawia się nad tym czy być złośliwa, straciła, jakby na swojej ostości. Schroeder pojawia się sporadycznie, za to para Merci-Peppermint Patty wprowadziła piękny element szkolnego krytycyzmu. I oczywiście Snoopy i Woodstock, Snoopy uprawia sporty, pisze swoją powieść, zabiera Woodstocka i jego rodzeństwo na piesze wyciczki, ale przede wszystkim zakochuje się i bierze udział, jako As lotnictwa w pierwszej wojnie światowej. Nie byłby oczywiście sobą gdyby nie czatował na kocyk Linusa, domagał się kolacji od Charliego i sypiał, zamiast ujadać na jakąś zwierzynę.

Fistaszki to fenomen, ponieważ każdy w nich odnajdzie skrwek swojego życia. Czytanie komiksu Charlesa M. Schulza, to za każdym razem powrót do domu. Przynosi radość, ale również ukojenie, spokój i poczucie, że ma się zawsze przyjaciół pod ręką, wystarczy otworzyć komiks i zawsze spotka się tych samych, niezmiennych bohaterów: pechowego, gnębionego Charliego, zgryźliwą, pewną siebie Lucy, filozoficznego Linusa, fantazyjnego Snoopy'ego, głupiutką Sally, ambitną Mercy, leniwą Peppermint Patty, pociesznego Woodstocka i wielu, wielu innych.

Dział: Komiksy
piątek, 14 lipiec 2017 20:31

Czerwony Żółw

„Czerwony Żółw” (tytuł oryg. La tortue rouge, ang. The Red Turtle) to pełnometrażowe anime holenderskiego reżysera Michaela Dudok de Wita, który w 2000 roku zdobył Oscara w kategorii Najlepszy Krótkometrażowy Film Animowany za animację „Father and Daughter”. Jednak to nie Nagroda Akademii Filmowej skusiła mnie do obejrzenia tego filmu, tylko współpraca pomiędzy francuskim Wild Bunch, a japońskim Studiem Ghibli.

„Czerwony żółw” to historia mężczyzny wyrzuconego podczas sztormu na bezludną wyspę. Z jednej strony dopisało mu szczęście, ponieważ przeżył, z drugiej strony utkwił sam na maleńkiej wysepce. Początkowo bohater zmaga się z losem, i jak rasowy przedstawiciel Zachodu, choć tego nie wiemy, bierze się z życiem za bary próbując czmychnąć z wysepki. Przyznaję się, prawie oczekiwałam w napięciu na Wilsona, towarzysza niedoli Toma Hanksa w „Cast Away”. Jednak to nie kino amerykańskie, tylko europejskie i w dodatku w duchu studia Ghibli, innymi słowy na los bohatera musiał mieć wpływ element baśniowy i wszystko się w jednym momencie zmienia.

Animacja Dudok de Wita jest wyjątkowo i estetycznie odmienne od tego, do czego przyzwyczaiło nas Studio Ghibli. Przede wszystkim jest to film, podczas którego nie wypowiadane są żadne słowa, nie znaczy to, że jest to kino nieme. Reżyser przejął od japońskich współpracowników ducha animistycznego, tutaj przyroda jest na równi bohaterem, co człowiek. Jest to przewijający się wielokrotnie motyw chociażby u Miyazakiego; harmonii i dysharmonii człowieka z naturą. Koniecznie należy wybrać się do kina studyjnego, w którym nie będzie jedzących popcorn tuwimowskich kinochamów, aby w pełni odczuć piękno wyspiarskiej natury; szum morza, skrzeki mew, szelest liści, chlupot wody. To niesamowite, jak reżyserowi udało się przenieść skrawek przyrody do zamkniętego pomieszczenia. Jednak ma to swoją cenę. Nie jest to animacja dla każdego, wymaga ona cierpliwości, kontemplacji, umiejętności cieszenia się z samego piękna przekazu, pomimo że jest on wyjątkowo prosty. Czy współczesny energiczny człowiek umie odłożyć komórkę i usiąść w kinie na 80 minut bez przekąsek, wsłuchać się w szum fal i skrzek mew, doświadczając czegoś tak prostego jak pogodzone z naturą życie?

Jeżeli zastanawiacie się nadal, czy jest to animacja dla Was, nie róbcie tego. „Czerwony żółw”, to film, który się przeżywa i doświadcza, bez względu na to, czy zostanie on z nami później na pięć minut, czy do końca życia. Jeśli zastanawiacie się, czy jest to animacja dla dzieci? Tak, jest to również baśń dla dzieci, każdy ją odbiera na innym poziomie; ja byłam z dziesięciolatką, a były też dzieci sześcioletnie. Wszyscy przeżyli, a nadmienię tylko, że rewelacyjnym równoważnikiem dla poetyckiej narracji, są humorystyczne krabiki, które towarzyszą bohaterowi i widzowi przez całą opowieść o Czerwonym Żółwiu.

Strona główna filmu: http://latortuerouge-lefilm.com/
Strona polskiego dystrybutora: http://gutekfilm.pl/film/czerwony-zolw/ (m.in. wywiad z reżyserem w j. pol.).

Dział: Filmy
piątek, 22 styczeń 2016 09:01

Spot The Angry Birds Movie

Do sieci trafił spot zachęcający widzów do pójścia na film animowany "Angry Birds Movie".

Dział: Kino
czwartek, 20 listopad 2014 00:18

Gang Wiewióra

W ostatnich latach pojawiają się setki filmów animowanych o podobnej szacie graficznej i tym samym schemacie fabuły. Dzięki możliwością dzisiejszej komputerowej animacji taki film to żaden problem - wystarczy pomysł i nieco wyobraźni. Czym więc kierować sie w wyborze i jak wybrać akurat tą bajkę, którą warto dać dziecku do oglądania?

Mieszkańcy Parku zbierają zapasy na zimę. Są to różnych gatunków, niewielkie zwierzęta, które stworzyły prężnie działającą społeczność. W wyniku jednak zbiegu nieszczęśliwych wypadków całe zapasy spłonęły, a o wszystko zostaje oskarżony Wiewiór (który właściwie niczemu nie jest winny). I tak żył na granicy społeczeństwa, ale teraz niemalże jednogłośnie zostaje wygnany do miasta. Podąża za nim wierny przyjaciel Szczurek. Przez przypadek znajdują sklep z orzechami i w głowie bohatera rodzi się wielki, samolubny plan. Obok jednak rozterek małych zwierzątek dzieje się również coś w świecie ludzi - sklep jest jedynie przykrywką dla bandytów, którzy bardzo starannie i szczegółowo planują napad na bank.

"Gang Wiewióra" to jedynie odrobinę odbiegający od schematów film animowany. Jest bohater, jest dziewczyna, ważne zadanie, dużo akcji i "ten zły". To co wyróżnia historię na tle innych to fakt, że Wiewiór jest sceptycznie nastawiony do życia, bywa gburowaty i wcale nie jest altruistyczny - wynika to natomiast ze złych, życiowych doświadczeń. Nie wiesz na kogo liczyć? Licz na siebie. Gdy natomiast zrobi coś dobrego, w blasku chwały pozwala tonąć mało inteligentnemu osiłkowi (a'la Johny Bravo), który jest dość sympatyczny i łatwo daje sobą manipulować, zadowolony z każdego obrotu sytuacji. Nie ma tutaj również nachalnych scen romantycznych (mimo występowania ślicznej wiewióreczki) - przekaz opowieści nastawiony jest typowo na przyjaźń i wzajemne wsparcie.

Bajka oczywiście jest nasiąknięta dobrym (nie zawsze), nieco czarnym humorem. Nie ma w niej niesmacznych elementów (jak to niekiedy bywa) i całość jest lekkostrawna. To zdecydowanie przemawia na jej korzyść. Dwutorowa fabuła była moim zdaniem całkiem niezłym pomysłem, choć z tej perspektywy wydaje mi się, że ważniejszy element to głodujące zwierzęta niż jakiś tam bank, który mógłby stracić nieco gotówki. Sądzę, że w podobny sposób widziała to będzie również ta młodsza publiczność. Polski dubbing jest całkiem dobry i choć należę do gatunku tradycjonalistów, którzy wolą słuchać lektora lub w ogóle oglądać filmy w oryginalne, to tutaj dźwięk w ogóle mi nie przeszkadzał (choć przyznaję, piesek był irytujący, ale chyba takie właśnie miał założenie).

Graficznie film jest świetny. Postacie są baśniowe i sympatyczne, ale nie przesłodzone. Akcja toczy się wartko i tą dynamikę fabuły widać także w animacji. W żadnym momencie nie wieje nudą, jednak gdy próbowałam oglądać bajkę jednocześnie robiąc coś innego, to później nie wiedziałam co działo się w pierwszych scenach i musiałam zacząć od początku (mimo że zazwyczaj mam taką podzielność uwagi i w ten sposób właśnie oglądam filmy familijne). Także "Gang Wiewióra" wymaga od widza nieco zaangażowania.

Film jak najbardziej polecam. Jest to świetna historia dla dzieci powyżej piątego roku życia (młodsi niech lepiej pozostaną przy "minionkach"). Nie jest tak zabawna jak niektóre inne produkcje, jest za to znacznie ciekawsza od wielu najnowszych, animowanych bajek. Idealna propozycja dla małych wielbicieli kina akcji.

Dział: Filmy